Kierowco, w Anglii musisz mówić po angielsku
- To nie jest problem. Każdy, kto chce, może nauczyć się angielskiego w ciągu 4 - 8 tygodni - twierdzi Driving Standard Agency (DSA). Agencja, odpowiedzialna za bezpieczeństwo na brytyjskich drogach, planuje ograniczyć możliwość zdawania egzaminów na prawo jazdy tylko do dwóch języków - angielskiego i walijskiego.
12.04.2013 15:26
Twarde, restrykcyjne prawo, konsekwencja w jego egzekwowaniu, infrastruktura, mentalność kierowców, to - zdaniem fachowców, główne elementy powodujące, że brytyjskie drogi należą do najbezpieczniejszych na świecie. Kierowcom nie opłaca się łamać przepisów, problemy z tego wynikające są bowiem zbyt dotkliwe. Dwanaście punktów karnych (w ciągu trzech lat), skutkuje automatyczną utratą prawa jazdy; wystarczy na przykład czterokrotnie w tym czasie przekroczyć prędkość.
Nie ma litości dla "piratów"
Dla drogowych piratów nie ma litości i pobłażania. Ale, jednocześnie, egzamin na "prawko" łatwiej jest zdać na Wyspach, niż w Polsce. Dlaczego? Bo podczas testów pytania nie są sformułowane tak, żeby utrącić kandydata, a w czasie jazdy po mieście można popełnić nawet do piętnastu drobnych błędów. Pod warunkiem, że się nie powtarzają.
Właśnie, dlatego wielu Polaków korzysta z tej możliwości. Ale to również zaoszczędzenie czasu i pieniędzy, bowiem nie każdy może sobie pozwolić na częste podróże do kraju. Na dodatek egzamin można zdawać po polsku.
10 tysięcy Polaków
Integracja z brytyjskim społeczeństwem, cięcie kosztów, zwiększenie bezpieczeństwa na drogach, wyeliminowanie nadużyć. Tym Driving Standard Agency tłumaczy pomysł zniesienia możliwości zdawania egzaminów w ojczystych językach imigrantów. Dotychczas było ich 19. Kandydaci na kierowców w czasie testów słyszeli w słuchawkach pytania zadawane w narodowym języku, a podczas jazdy po mieście mogli korzystać z usług tłumaczy. I korzystali. W ubiegłym roku było to łącznie 100 tysięcy osób, w tym około 10 tysięcy Polaków. Teraz, jeśli proponowane zmiany wejdą w życie, takiej możliwości nie będzie.
- Wyniki zakończonych właśnie konsultacji społecznych w tej sprawie zostaną podane do publicznej wiadomości niebawem. Jednak, jeśli nawet przepisy się zmienią, to najwcześniej dopiero za pół roku - mówi Tymek Skroban-Korzeniecki, ekspert motoryzacyjny i właściciel wydawnictwa Emano. Jego zdaniem, nie jest to dobry pomysł.
- Ludzie, którzy nie znają angielskiego, na pewno nie nauczą się go w ciągu dwóch miesięcy, jak sugeruje DSA. Dlatego będą zmuszeni zdawać egzaminy w swoich krajach, albo po prostu będą jeździć nielegalnie. To nie tylko uszczupli wpływy do budżetu, ale też spotęguje problemy, o których, wydaje mi się, nie pomyślano - dodaje.
Niedzielni amatorzy
Popołudnie, niebo pokryte chmurami. Typowa angielska pogoda. Johna Shaversa, kierowcę ciężarówki, spotykamy na londyńskiej stacji benzynowej.
- Na drogach wszyscy jesteśmy kierowcami, tam nie ma podziałów na ludzi stąd czy stamtąd. Jeżdżę od lat, nigdy nie miałem problemów z obcokrajowcami i mówiąc szczerze nie obchodzi mnie gdzie ktoś zdaje egzamin, czy jaki ma paszport. Ważne, żeby umiał jeździć i pamiętał, że nie jest na drodze sam - twierdzi Shavers.
` Część polskich kierowców chwali drogową kulturę Brytyjczyków. Przestrzeganie prawa, uprzejmość, otwartość. Jednak zdania na ten temat są podzielone. - Niestety, jest też wielu "niedzielnych amatorów", nie bardzo odnajdujących się w drogowej rzeczywistości. Sporo ludzi jeździ anemicznie, bez wyczucia, albo parkuje samochody na poboczach tak, że trudno wyminąć się z autem nadjeżdżającym z naprzeciwka - wylicza przedsiębiorca budowlany i kierowca, Wojciech Kołodziej.
- Inna kwestia to częsty brak tzw. znaków pionowych, co szczególnie razi przy dojazdach do skrzyżowań. Większość z nich namalowana jest na asfalcie, ale, szczególnie zimą, powoduje to spore zamieszanie - dodaje Kołodziej.
Światowa czołówka, dolna połówka
Polacy należą do nacji najlepiej zdającej egzaminy na brytyjskie prawo jazdy, nie sprawiają też większych problemów później, już po jego uzyskaniu. Mają opinię dobrych kierowców. A jednak Wielka Brytania, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach, jest w światowej czołówce, natomiast Polska w tej klasyfikacji plasuje w dolnej połówce. Czy to tylko kwestia infrastruktury?
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki