Kieres: zbadam sprawę Niezabitowskiej
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres zapowiada, że zbada, czy odtajnić znajdującą się w IPN teczkę Małgorzaty Niezabitowskiej, rzecznika rządu Tadeusza Mazowieckiego z lat 1989-1990, która w sobotę ogłosiła, że z "teczki" tej wynika, że miała być ona rzekomo agentem SB.
18.12.2004 | aktual.: 21.12.2004 16:42
W poniedziałek rozpatrzę, czy wszcząć postępowanie w tej sprawie, jeśli tylko pani Niezabitowska się o to zwróci - powiedział Kieres. Zarazem dodał, że jako były członek rządu ma ona prawo wystąpić o tzw. autolustrację do Sądu Lustracyjnego. Ustawa lustracyjna przewiduje taką możliwość dla osób, które już nie pełnią funkcji publicznych, a zostały - jak mówi ustawa lustracyjna - "publicznie pomówione" o współpracę z SB (np. od pięciu lat trwa proces byłego posła i lidera KPN Leszka Moczulskiego)
.
Kieres zapowiedział też, że "będą także badane losy teczki" Niezabitowskiej. Nie chciał jednak wypowiadać się czy rzeczywiście można potwierdzić, że teczka w którymś momencie zniknęła, a potem się odnalazła, gdyż jak uzasadniał, "wiąże go tajemnica".
Mówiąc o możliwości przeprowadzenia lustracji należy przypomnieć, że ostatnio Sąd Lustracyjny wszczął takie postępowanie na wniosek Henryka Karkoszy, który nigdy nie pełnił funkcji podlegających lustracji, a o którym jego koledzy z podziemia z lat 70. dowiedzieli się z akt IPN, że miał być oficerem SB. PAP dowiedziała się nieoficjalnie, że ta decyzja wzbudziła wątpliwości w samym Sądzie Lustracyjnym, bo ustawie lustracyjnej podlegają tylko osoby pełniące obecnie lub niegdyś urzędy publiczne.
Moim zdaniem, pani Niezabitowska bardziej podlega tej procedurze niż pan Karkosza - ocenił w sobotę Kieres.
Podobnie o możliwości przeprowadzenia lustracji Niezabitowskiej, o którą zaapelowała sama zainteresowana, wypowiedział się zastępca rzecznika interesu publicznego Krzysztof Kauba. Przypomniał, że rzecznik może inicjować postępowania tylko wobec tych osób pełniących dziś urzędy publiczne, które podejrzewa o zatajenie związków ze służbami specjalnymi PRL w ich oświadczeniach lustracyjnych.
Podobnie jak Kieres Kauba uważa, że Niezabitowska może skorzystać z przepisu ustawy lustracyjnej przewidzianego dla osób, które w przeszłości pełniły takie funkcje, a zostały "publicznie pomówione" o związki ze służbami PRL.
Musi ona jednak sama złożyć oświadczenie lustracyjne i wystąpić do Sądu Lustracyjnego o wszczęcie postępowania w celu oczyszczenia się z tego zarzutu - dodał.
Niezabitowska w obszernym artykule opublikowanym w sobotniej "Rzeczpospolitej" napisała o swym szoku, gdy dowiedziała się, że z jej teczki wynika, iż miała być agentem. Przyznała, że była przesłuchiwana w stanie wojennym i inwigilowana przez SB jako działaczka "Solidarności". "I oto teraz powraca do mnie totalitarne kłamstwo w swej najgorszej formie, esbeckiej fałszywki, porażającej podłością, bo tajne, komunistyczne służby mogły, a znamy wiele takich wypadków, spreparować dowolne materiały, zaś ten, kogo dotyczyły, nieświadomy, nie mógł się bronić" - napisała Niezabitowska. Dodała: "Nie znam swojej teczki, nie miałam jej w ręku, nie czytałam zawartości. Ale cokolwiek ona zawiera, ja wiem, że kłamie. Nigdy nie byłam jawnym ani tajnym współpracownikiem SB, ani żadnej innej peerelowskiej agentury".
"Zwracam się z prośbą do prezesa IPN, profesora Leona Kieresa, o odtajnienie mojej teczki, jeśli znajduje się w archiwach zastrzeżonych, tak, aby mogli się z nią zapoznać bezstronni badacze. Zwracam się do rzecznika interesu publicznego z prośbą o lustrację, bo jako osoba nie pełniąca od lat żadnych oficjalnych funkcji, nie podlegam jej z mocy prawa. Chcę stanąć przed niezawisłym sądem. Zwracam się do moich przyjaciół, do ludzi mi życzliwych o moralne wsparcie, bo będę potrzebowała dużo, dużo siły, żeby przejść wszystko, co mnie czeka" - napisała Niezabitowska.
Podkreśliła, że jej "teczkę" w lipcu 1990 roku zabrał z MSW gen. Czesław Kiszczak, o czym powiadomił ją wtedy następca Kiszczaka Krzysztof Kozłowski "w przerwie posiedzenia Rady Ministrów, prowadząc przedtem na boczne schody, gdyż uznał, że tam jest mniejsza szansa na podsłuch". Dodała, że scena na schodach w URM "powróciła do niej ze wszystkimi szczegółami, wydobyta z pamięci jakby ostrym błyskiem flesza w chwili, gdy dowiedziała się, że jej teczka znajduje się w IPN i wedle zawartych tam dokumentów była informatorem Służby Bezpieczeństwa".