Kieres: przepraszam tych, którzy są na "liście Wildsteina"
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres przeprosił w Sejmie każdego, kto się poczuł dotknięty faktem, że znalazł się na tzw. liście Wildsteina - wyniesionej z IPN liście katalogowej archiwów służb specjalnych PRL.
18.02.2005 | aktual.: 18.02.2005 13:19
Przepraszam każdego, kto miał jakiekolwiek nieprzyjemności czy choćby pytanie związane z obecnością na liście - powiedział Kieres w Sejmie.
Przepraszam, że zaistniała sytuacja, w której IPN został wykorzystany dla stworzenia sytuacji dla wielu uczciwych ludzi bardzo niewygodnej, a często wręcz dramatycznej - dodał Kieres.
Cierpienie tych z listy
Zdaniem szefa IPN ujawnienie "listy Wildsteina" spowodowało cierpienie tych, którzy się na niej znaleźli. Przyznał, że nie pomogą tłumaczenia, że do listy mieli dostęp tylko pracownicy IPN oraz badacze, historycy i dziennikarze, prowadzący w Instytucie badanie wyłącznie za jego zgodą.
Kieres wyznał, że staje przed Sejmem w poczuciu winy - nie tylko jako funkcjonariusz publiczny, ale także jako człowiek, który musi się zmagać z problemem być może całego swojego życia. To, co nazywa się wyciekiem z IPN - dodał - dla niego było wielkim ciosem.
Kieres powtórzył, że na liście są funkcjonariusze tajnych służb PRL, tajni współpracownicy, kandydaci na tajnych współpracowników oraz osoby rozpracowywane. To nie jest lista agentów - oświadczył po raz kolejny.
Kontrowersyjny katalog
To nie jest również informacja o zasobie archiwalnym na temat agentów - dodał. Wyjaśnił, że IPN stworzył listę na podstawie stanowiska kolegium IPN z 29 października 2003 r. Tłumaczył, że katalog ten jest jedynie informacją o posiadanym zasobie archiwalnym, a nie o treści i charakterze udostępnianych dokumentów.
Według Kieresa katalog zawierał cztery kolumny. Kolumna numer jeden oznaczała sygnaturę Instytutu; numer dwa - imię i nazwisko osoby, której jednostka archiwalna dotyczy; numer trzy - jednostkę wytwarzającą lub przekazującą akta; numer cztery - charakter dokumentu. Informacja zawarta w kolumnie numer cztery nie identyfikuje faktycznego statusu osoby - zastrzegł.
Kieres powtórzył, że Instytut przygotował projekt nowelizacji ustawy o IPN, który zakłada, że jego prezes na wniosek zainteresowanego odpowie, czy to istotnie jego nazwisko jest na "liście Wildsteina" opublikowanej w Internecie. Takie zaświadczenie, na życzenie wnioskodawcy, mogłoby zostać opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej. Dokument ten nie rozstrzygałby o statusie danej osoby.
Jak było z listą Wildsteina
Pod koniec stycznia ujawniono, że były już publicysta "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein udostępnił dziennikarzom pochodzącą z IPN listę ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście są osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN). Wkrótce potem "lista Wildsteina" znalazła się w Internecie.
Ostatnio "Trybuna" napisała, że na "liście Wildsteina" są nazwiska czynnych oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych, co miało spowodować, że "w tajnych służbach panuje stan najwyższego zagrożenia". W środę przedstawiciele rządu, IPN i posłowie uznali jednak, że ujawnienie listy nie stworzyło zagrożenia dla działań operacyjnych służb specjalnych. Sprawę wycieku listy bada już Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Trwa też kontrola w IPN biura generalnego inspektora ochrony danych osobowych.