Kazimierz Turaliński: Przyjmowanie uchodźców to słabość?
Przyjmowanie uchodźców to akt tchórzostwa i kapitulacji przed zbrodnią oraz złem tego świata, porównywalny jedynie do polityki Neville'a Chamberlaina względem hitlerowskiej III Rzeszy. Nic też tak wyraźnie nie pokazuje słabości dzisiejszej Europy. Tak jakby z szaf wyszły wszystkie skrywane przez lata demony, a my, skądinąd poważni ludzie – mężowie, ojcowie, przedsiębiorcy, politycy – zamiast je pokonać, szukalibyśmy bezpiecznego schronienia pod łóżkiem w sypialni rodziców.
Niedawno odbyłem inspirującą, choć krótką, rozmowę na temat przyjmowania uchodźców uciekających przed islamskimi ekstremistami. Pewnym problemem była wizja chrześcijańskiego miłosierdzia stojąca w opozycji do rozsądku i racjonalnej (polityczno-militarnej) oceny sytuacji, która siłą rzeczy musi zawierać w sobie dawkę zdrowego egoizmu. Pomimo początkowych dylematów moralnych nietrudno było dojść do wniosków stanowczo przeciwnych mieszaniu kultur i otwieraniu granic, nawet na cele korytarzy humanitarnych, ale przy jednoczesnym moralnym obowiązku bezwzględnego udzielenia pomocy tym wszystkim ludziom. Jednak nie takiej pomocy, jaka marzy się Angeli Merkel czy Emmanuelowi Macron ani części polskiego duchowieństwa. Ich wizja jest nie tyle krótkowzroczna i sprzeczna z modelem gospodarczo-społecznym Europy, ale przede wszystkim z zasadami humanitaryzmu. Spróbujmy odwrócić sytuację...
Europa w stanie wojny
Doszło do wojny w Europie. Polacy, Czesi, Niemcy, Francuzi - inżynierowie, lekarze, księża, kibice piłkarscy, ateiści, doradcy podatkowi, matki z dziećmi oraz rolnicy uciekają przed bombardowaniami. Otrzymują oferty zamieszkania na Alasce i w krajach saharyjskich. Jeśli się tam osiedlą i zaakceptują lokalne prawa, w tym Szariat, mogą zostać ile chcą i asymilować się z lokalną kulturą... Czy chcielibyśmy takiej pomocy i pozostawienia naszego sposobu życia, wiary, zawodu w zamian za jałmużnę na pustyni lub w lodach Arktyki - tak dla nas przecież obcych? Wegetacja zamiast życia, świadomość bezkarnego rozjeżdżania naszych domów przez czołgi i zajmowania naszych rodzinnych stron przez dzikie hordy... Czy tak wygląda happy end? Oczywiście, że nie! Dlaczego więc niektórzy chcą w ten sposób rozwiązać problem milionów uchodźców ze świata islamu przyzwyczajonych do życia w warunkach pustynnych i w zupełnie odmiennym kręgu kulturowym? To ma być humanitarne?
Uchodźcom należy się pomoc ze strony Europy i USA - to nie podlega dla mnie żadnym wątpliwościom, ale tę pomoc musimy im udzielić w ich ojczyznach. To my podpaliliśmy kraje islamskie, burząc panujące nad regionem rządy m.in. Kadafiego i Husajna, i teraz powinniśmy je "posprzątać", zniszczyć ISIS i ich sojuszników, a po powrocie uciekinierów do ich domów pomóc im odbudować normalny świat - ale w założeniu, że nie jesteśmy tacy sami i nie potrafimy zgodnie koegzystować. To naturalny stan rzeczy - jesteśmy różni, wyznajemy inne wartości, żyjemy inaczej, lubimy różną kuchnię, nosimy różne stroje, inaczej rozumiemy Boga i prawa naturalne czy porządek społeczny. Nie ma w tym nic złego - po to wyjeżdżamy na wakacje w odległe kraje, aby poznać inne kultury, a nie jeść w Bombaju bigos czy stołować się w tamtejszym McDonaldzie, prawda? Czemu więc tej samej wyrazistości nie rozumiemy na gruncie poszanowania dla własnej kultury i dla kultur, z których pochodzą nasi "goście"?
Ani kroku wstecz
Samemu przyjmowaniu uchodźców jestem też przeciwny z tego powodu, że to oznacza, że dobro przed złem ucieka! Przyjmując uchodźców oświadczamy, że jesteśmy zbyt słabi, by zneutralizować tam na miejscu garstkę bandytów mordujących cywilów i gwałcących kobiety, a to tchórzliwe rozwiązanie i dobre na krótszą metę. Cofając się przed dokonującymi ludobójstwa i zbrodni wojennych kryminalistami, dajemy im znak, że mogą śmiało iść naprzód, a tak być nie powinno zarówno z przyczyn moralnych, jak i strategicznych. Co zrobimy, gdy podbiją kolejne państwa, zastraszą lub wejdą w kooperację z rządami państw dysponujących bronią masowego rażenia, rozbudowanymi siatkami wywiadowczo-sabotażowymi albo chociażby pokaźnymi arsenałami konwencjonalnymi? Co zrobimy, gdy demografią przejmą Belgię i Francję? Przyjmiemy wtedy chrześcijańskich uchodźców z tych państw? Metoda cofania się była już testowana przed II wojną światową i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.
W interesie naszego bezpieczeństwa militarnego leży jak najszybsze zniszczenie terroru (nie tylko terroryzmu!) w Afryce i Azji, ale nie kosztem cywilów i wyrywania ich z kulturowych "korzeni", nawet gdy oni tego chcą. Poszukują bowiem wygodnego życia i raju, który nie istnieje. Jesteśmy bogatsi od nich, mamy lepszą infrastrukturę i wydajniejszą administrację państwową, ale to nie wystarczy, by byli tutaj szczęśliwi. Nie rozumieją naszego świata, tak jak my nie rozumiemy ich wartości. Kolizje przynoszą tragiczne skutki – przemoc, gwałty, zabójstwa, zamachy terrorystyczne czy ostatnio nawet walki uliczne. Hernán Cortés nie zdołał zasymilować się ze składającymi ofiary z ludzi mieszkańcami zupełnie obcego kulturowo Meksyku, on ich podbił. Cywilizacje humanitarnego świata Zachodu i dopuszczającego kamienowanie islamu są sobie równie odległe, a nikt z nas nie chce być przecież niczyim oprawcą. Istnieje tylko jeden sposób na ocalenie równowagi i zakończenie wojny rozpętanej przez Osamę bin Ladena 11 września 2001 roku.
Miłosierdzie to nie autodestrukcja
Należy w strefach konfliktów odtworzyć stabilne państwa z ustrojami wydajnymi w tamtych kręgach kulturowych, a więc z pominięciem demokracji w znaczeniu europejskim, a następnie odtworzyć szczelne granice Unii Europejskiej, w tym na pewien czas także te wewnętrzne. Damy radę - teraz jest to jeszcze możliwe. Pokonanie zbrodniarzy z organizacji ekstremistycznych to nie problem dla takich potęg jak NATO, do którego należymy czy nawet politycznie egzotyczny, ale jednak racjonalnie prawdopodobny i bezkompromisowy sojusznik, jakim jest putinowska Rosja. Miłosierdzie to nie autodestrukcja własnego świata, ale pomoc bliźniemu w odtworzeniu jego szczęścia w jego domu. Cofanie się przed złem i bezradne ukrywanie uchodźców jest dobre dla tchórzy.
Kazimierz Turaliński
*Kazimierz Turaliński *- ekspert ds. bezpieczeństwa i wywiadu gospodarczego, wykładowca i autor kilkunastu książkowych publikacji prawno-ekonomicznych oraz śledczych. Od 15 lat związany z komercyjnym rynkiem obsługi prawnej, ochrony i detektywistyki.