Kazimierz Marcinkiewicz: topnieją nadzieje na poprawę budżetu UE
Ja cały czas odbieram, że także i ta propozycja z wczorajszego wieczora to jest sposób negocjowania przez Brytyjczyków, twardych dyplomatów, i że jesteśmy jeszcze w stanie ten budżet poprawić, choć nadzieje na to są coraz mniejsze. Tak jak czas upływa, tak i nadzieje topnieją - powiedział premier Kazimierz Marcinkiewicz, gość "Salonu Politycznego" Trójki.
Sygnały Dnia: Gdyby Brytyjczycy o dzień później przedstawili projekt budżetu Unii na lata 2007–2013, to miałby pan, zdaje się, pełne prawa mówić o nietrafionym prezencie mikołajkowym.
Kazimierz Marcinkiewicz: Tak, na pewno, to było rzeczywiście w wigilię i zawiedliśmy się. Zawiedliśmy się to propozycją, bowiem wszystkie rozmowy, które do tej pory prowadziliśmy to były rozmowy, w których udowadnialiśmy, że taki budżet, w którym zasada solidarności jest złamana, w której tylko jedne kraje, wybrane kraje, w tym wypadku nowe kraje Unii Europejskiej mają mieć cięcia w budżecie, mają ponosić koszty i rozszerzenia Unii, i zmian jeśli chodzi o wpłaty do Unii państw najbogatszych, to jest to sytuacja nie do przyjęcia. A jednak prezydencja brytyjska, a jednak Tony Blair przedstawił budżet, który właśnie tak wygląda, źle.
Wtedy, kiedy był pan w Londynie i rozmawiał z Tony’m Blairem mówiło się pesymistycznie o 6 miliardach euro, że mniej może trafić do naszego kraju. Potem się trochę poprawiło, miało to być 3 miliardy euro, ale ostatecznie stanęło nie tyle na 6 miliardach, co na 6 miliardach 100 milionach, bo to 5 miliardów 300 fundusze strukturalne i 800 milionów euro na rozwój wsi, czyli jest jeszcze gorzej, jak mogło być.
- Tak, to jest bardzo zły budżet, bardzo zła propozycja. Mam nadzieję, że w taki sposób będzie odebrana też przez pozostałe kraje Unii Europejskiej. Cieszy głos przewodniczącego Barroso, cieszy głos Węgrów, którzy również skrytykowali tę propozycję. Jutro odbędzie się spotkanie ministrów spraw zagranicznych. Liczymy na to, że te głosy krytyki, które już padły, doprowadzą do poprawienia tej oferty, choć boję się, że poprawienie aż o 6 miliardów będzie bardzo trudne. A Brytyjczycy mają argument – po co wam tyle pieniędzy, skoro i tak nie potrafimy ich wykorzystać?
- Nie, to jest nieprawda, my środki sapardowskie wykorzystaliśmy w ponad 100%, to znaczy były te środki zwiększone właśnie dlatego, że dobrze je wykorzystaliśmy. Także środki funduszy PHARE wykorzystaliśmy w ponad 90%. To, że teraz mamy pewne zatory, to już dziś na Radzie Ministrów przyjmiemy takie projekty ustaw, taką zmianę ustawy o zamówieniach publicznych, która pójdzie bardzo daleko do przodu, która szalenie ułatwi przeprowadzanie przetargów i jednocześnie w ten sposób zwiększymy wykorzystanie środków z Unii Europejskiej, jako że istnieje zasada tzw. n+2, czyli dane środki wykorzystujemy jeszcze przez dwa lata. Ja jestem przekonany, że nadrobimy te tegoroczne zaległości.
A tak na pocieszenie Brytyjczycy proponują nam (nie tylko nam zresztą, innym krajom także) pułap dotacji zwiększony do 85% wartości projektu czy też dłuższy termin rozliczania wykorzystania funduszy do trzech lat, ale to tylko tak na otarcie łez chyba.
- Te 85% to jest dobra propozycja rzeczywiście, ona ułatwiłaby wykorzystanie tych środków i zmniejszyłaby konieczność środków własnych. Natomiast jeśli chodzi o to wydłużenie do trzech lat, także dobra propozycja, szkoda, że tylko jest to propozycja na pierwsze trzy czy cztery lata, do 2010 roku. I to są, oczywiście, w porównaniu do strat, jakie mamy, pozytywne drobiazgi, ale tylko drobiazgi.
Krótko mówiąc, panie premierze, z jakim stanowiskiem pojedzie pan do Brukseli 15 grudnia na szczyt przywódców państw Unii?
- Ja cały czas odbieram, że także i ta propozycja z wczorajszego wieczora to jest sposób negocjowania przez Brytyjczyków, twardych dyplomatów, i że jesteśmy jeszcze w stanie ten budżet poprawić, choć nadzieje na to są coraz mniejsze. Tak jak czas upływa, tak i nadzieje topnieją.
A coś takiego, jak solidarność nowych krajów unijnych istnieje?
- No właśnie nie, i to jest może największy ból, bo jeśliby te cięcia miały dotyczyć wszystkich krajów i wszystkich elementów, zarówno poważne cięcia rabatu brytyjskiego, jak i zmiany dotyczące wspólnej polityki rolnej, to wówczas może udałoby się doprowadzić do kompromisu. Natomiast jeśli koszty zmian mają ponosić tylko nowe kraje członkowskie w tym największym wymiarze Polska, bo to rzeczywiście jest tak, że to my w gruncie rzeczy ponosimy z 14 miliardów aż 6 miliardów cięć, to jest za dużo.