Kazimierz Kik: ta sprawa obnaża pazerność polskich polityków
- Ta sprawa, jak żadna inna, obnaża pazerność polskiej klasy politycznej. Unaocznia ekonomiczne motywacje angażowania się w politykę. Polacy idą do polityki dla pieniędzy, bo chcą się dobrze urządzić. Wstrząśnięcie klasą polityczną jest dziś potrzebne jak powietrze - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską politolog prof. Kazimierz Kik. W ten sposób odniósł się do awantury związanej z gigantycznymi premiami dla marszałka i wicemarszałków sejmu.
25.01.2013 | aktual.: 25.01.2013 18:07
Po politycznej awanturze marszałek i wicemarszałkowie przekażą na cele charytatywne kilkaset tysięcy złotych, które dostali jako roczne premie. Ruch Palikota odwołał też za to Wandę Nowicką z funkcji zastępczyni Ewy Kopacz.
Awanturę spowodowała środowa publikacja "Super Expressu", który podał, że marszałek Kopacz przyznała swoim zastępcom - Nowickiej, Jerzemu Wenderlichowi z SLD, Markowi Kuchcińskiemu z PiS, Eugeniuszowi Grzeszczakowi z PSL i Cezaremu Grabarczykowi z PO - roczną premię po 40 tys. zł brutto. Z kolei Prezydium Sejmu, czyli wicemarszałkowie, zgodnie dali 45 tys. zł brutto nagrody Kopacz.
Pani marszałek broniła swojej decyzji: - To nie jest tylko i wyłącznie miejsce, gdzie tworzy się prawo. Jest to również zakład pracy. Kierownik zakładu pracy, a takim kierownikiem jest marszałek sejmu, ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek oceniać pracę swoich pracowników. Doceniać tych, którzy pracują dobrze, i karać tych, którzy pracują gorzej.
Kopacz w polityce przez przypadek?
Zdaniem politologa, z którym rozmawiała Wirtualna Polska, trudno znaleźć przesłanki, które by uzasadniały decyzję Kopacz, a jej słowa świadczą o tym, że zupełnie nie rozumie swojej roli. - Skoro przyrównuje sejm do normalnego zakładu pracy, politykiem została chyba przez przypadek. Przekonanie, że może publiczne pieniądze rozdawać według swojego uznania, to przejaw niedorośnięcia do pełnienia funkcji marszałka - stwierdza.
Podkreśla, że sejm nie jest zwykłym miejscem pracy, ale miejscem służby publicznej. Tak przynajmniej powinien być traktowany przez świadomych polityków. - Pani marszałek nie jest żadnym prezesem prywatnego przedsiębiorstwa, a nawet jeżeliby przyjąć jej tok rozumowania, to szefując firmie, która tak jak sejm, we wszystkich rankingach popularności oceniana jest bardzo źle, zostałaby natychmiast odwołana - mówi.
Politolog z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach ocenił w rozmowie z WP.PL, że obecna polityka nie jest światem wartości, ale interesów. - To największa słabość polskiej demokracji. Zatraciliśmy etos publiczny w polityce, a przenieśliśmy do niej wszystkie zwyczaje znane z biznesu - mówi prof. Kik. Decyzja marszałek Kopacz jest właśnie, w jego opinii, przejawem panującego w polityce ducha biznesu.
Pozytywnym rezultatem tej sprawy jest jednak to, że partie polityczne pod naciskiem mediów i opinii publicznej, zreflektowały się. Tyle, że reakcja była motywowana troską o wizerunek, a nie rzeczywistym przejęciem się błędem popełnionym przez Kopacz. - Był to spóźniony refleks, ale jednak. Gorzej, że oderwani od rzeczywistości, w realiach kryzysu, kiedy wszyscy zaciskają pasa, główni bohaterowi mają poczucie, że wysokie premie im się należały. Czują się skrzywdzeni, traktują tę sytuację jak złośliwy psikus - zauważa.
Partie, w opinii eksperta, zachowały się lepiej, niż poszczególni politycy, jak np. Jerzy Wenderlich, który wdał się w utarczkę słowną z Jackiem Czarneckim, reporterem Radia ZET. - Pan odda część wynagrodzenia, ja część swojego wynagrodzenia i pensji, i fundujemy jakiś komputer dla domu dziecka - mówił poseł do dziennikarza. Później jednak Wenderlich zmienił zdanie ws. premii, o czym poinformował szef SLD Leszek Miller: - Myślę, że pan marszałek chciał być przede wszystkim lojalny w stosunku do Prezydium Sejmu, do pani marszałek Kopacz i przyjął pozycję obrony decyzji o nagrodach. Zmienił jednak stanowisko w słusznym kierunku, pieniądze odda na hospicjum dla dzieci w Toruniu.
Cenna inicjatywa Ruchu Palikota?
Ekspert pozytywnie ocenia decyzję Janusza Palikota o odwołaniu Wandy Nowickiej z funkcji zastępczyni Ewy Kopacz. Przyznaje, że partii może zaszkodzić usunięcie tak rozpoznawalnej postaci, gdyż nasza polityka jest "zmediatyzowana". Ważniejszy jest jednak przekaz, który Palikot kieruje do obywateli: nie jesteśmy w sejmie dla pieniędzy. - Choć zapewne jego motywacje znów są taktycznie, a nie etycznie, przesłanie ma jednak ogromny walor edukacyjny, dydaktyczny. Z punktu widzenia interesów demokracji, to potrzebne i czytelne hasło - ocenia prof. Kik.
Jego zdaniem nie ma lepszego momentu na to, żeby któryś z przywódców zawołał: zawróćmy z tej drogi. Słowa Palikota traktuje jako bicie na alarm. - Nieważne, czy zrobił to z przyczyn instrumentalnych, czy szczerze. Polska polityka potrzebuje silnego wstrząsu. Dlatego inicjatywę Ruchu Palikota postrzegam jako cenną - mówi.
Czy decyzja o odwołaniu Nowickiej oznacza pójście na wojnę z feministkami? Zdaniem eksperta, jest takie ryzyko, ale Palikot może na tym kroku więcej zyskać, niż stracić. Jak dodaje: - Źle by świadczyło o feministkach, gdyby chciały chronić swoją chytrą liderkę. Pazerność to nie jest cecha feministek.
"Ta decyzja to byłaby prowokacja"
Czy Nowicką może zastąpić Anna Grodzka? Janusz Palikot stwierdził, że "nie jest to oficjalna kandydatura", ale dodał: - To wspaniała osoba, która w dużym stopniu reprezentuje ten sam system wartości, co Wanda Nowicka. Z punktu widzenia ideowego byłby to dobry wybór - podkreślił lider RP. Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski taka kandydatura to byłaby prowokacja, ale partia Palikota właśnie z prowokacji żyje. Jak mówi, byłaby to zmiana na lepsze. - Biblia mówi: po owocach ich poznacie, więc jeśli pani Nowicka wypowiadała wyłącznie piękne słowa, a jej czyny były ich zaprzeczeniem, lepiej że zastąpi ją ktoś inny - podsumowuje.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska