Katastrofalna sytuacja w Iranie - może być rewolta
Sankcje międzynarodowe nałożone na Iran w celu zmuszenia go do rezygnacji z kontrowersyjnego programu nuklearnego mogą doprowadzić do ludowej rewolty w tym kraju, podobnej do egipskiej - uważa izraelski minister spraw zagranicznych Awigdor Lieberman.
01.10.2012 | aktual.: 01.10.2012 08:23
Iran w katastrofalnej sytuacji
W wywiadzie zamieszczonym w izraelskim dzienniku "Haarec" minister Lieberman przypomniał manifestacje opozycji w Iranie w czerwcu roku 2009, na których kontestowano reelekcję prezydenta Mahmuda Ahmadineżada. Zdaniem Liebermana takie manifestacje mogą się powtórzyć z jeszcze większą siłą.
- To będzie rewolucja na placu Tahrir na modłę irańską - powiedział szef izraelskiej dyplomacji, nawiązując do masowych manifestacji na kairskim placu, które doprowadziły do upadku reżimu prezydenta Hosniego Mubaraka w lutym 2011 roku. Podkreślił, że Iran jest w "katastrofalnej sytuacji gospodarczej".
- Możecie się śmiać, lecz cały świat mówi (...) o czerwonej linii - powiedział Lieberman "Haarecowi".
Wywiad z Liebermanem przeprowadzono w sobotę w Nowym Jorku na marginesie sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, gdzie premier Izraela Benjamin Netanjahu wezwał w czwartek do wytyczenia Iranowi "czerwonej linii" - wyraźnej granicy prac nad programem nuklearnym, której nie wolno mu przekroczyć bez ryzyka interwencji zbrojnej. Netanjahu posłużył się przy tym planszą z rysunkiem bomby i czerwonym markerem.
"Stawką jest bezpieczeństwo świata"
Netanjahu ostrzegł, że uzbrojony w bomby atomowe Iran będzie groźny nie tylko dla Izraela, lecz dla całego świata. Stawką jest - argumentował - bezpieczeństwo świata.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że w podtekście wystąpienia szefa izraelskiego rządu znajdował się niewypowiedziany tym razem apel do USA, aby poparły jego stanowcze stanowisko. Wcześniej Netanjahu wezwał wprost USA, aby postawiły Iranowi podobne ultimatum. Administracja prezydenta Baracka Obamy odrzuciła jednak tę propozycję.
Presja na Obamę
Wielu komentatorów krytykowało potem Netanjahu za wywieranie presji na Obamę, aby złożył obietnicę, której nie będzie mógł spełnić, zwłaszcza przed listopadowymi wyborami. Za apel o "czerwoną linię" izraelskiego premiera skrytykował nawet John Bolton, ultrakonserwatywny ambasador amerykański przy ONZ w administracji prezydenta George'a W. Busha.
Administracja Obamy, podobnie jak poprzednie, deklaruje zarazem niewzruszony charakter sojuszu z Izraelem i jego ochronę przed zagrożeniem z Iranu.