Katastrofa kamienicy w Poznaniu. Mieszkańcy przerażeni, ratownicy walczą "do końca"
Rzecznik Państwowej Straży Pożarnej poinformował, że służby odpuszczą dopiero wtedy, gdy będą miały pewność, że pod gruzami nie będzie nikogo żywego. Z kolei mieszkańcy wspominają moment wybuchu. - Ogromny huk i przeraźliwe krzyki ludzi, którzy wołali: ratujcie, ratujcie! - wspomina Krzysztof Śledź.
Strażacy nie zamierzają odpuszczać pomimo późnej pory i niesprzyjającej temperatury. - Dopiero kiedy przeszukamy całe to gruzowisko i stwierdzimy, że nikogo tam nie ma, wtedy na miejsce będzie mógł wkroczyć ciężki sprzęt - zapowiedział rzecznik prasowy Paweł Frątczak. Poinformował też o wydobyciu zwłok czwartej ofiary - informuje PAP.
Działania na miejscu nie są łatwe
Akcję ratowniczą utrudnia konstrukcja budynku wykonana z cegły, przez co wszystko trzeba usuwać ręcznie. - Usuwamy fragmenty budynku, które grożą upadkiem z wyższy kondygnacji. Kontrolujemy też, czy pozostałe części budynku się nie odchylają, bo bezpieczeństwo ratowników jest również bardzo ważne - dodaje Frątczak.
Rzecznik wojewody zaznaczył, że w szpitalu przebywają na ten moment cztery osoby. W związku z katastrofą budynku, ewakuowano ponad 30 lokatorów. Zostali oni objęci opieką psychologiczną, są też pierwsze zapowiedzi o pomocy materialnej.
Relacje mieszkańców. "Ogromy huk i przeraźliwe krzyki"
Jak z perspektywy mieszkańców kamienicy wyglądała cała sytuacja? - Usłyszeliśmy ogromny huk i przeraźliwe krzyki ludzi, którzy wołali: ratujcie, ratujcie! To była taka adrenalina, że kiedy trzeba było ich ratować, sam nie wiem, skąd miałem tyle siły - opowiada Krzysztof Śledź.
- Wyciągaliśmy spod gruzów, z zasypanego kamieniami łóżeczka wydobyliśmy maleńką, dwuletnią córkę sąsiadów. Jest w krytycznym stanie, ale żyje - dodaje.
Wszystko się trzęsło. Helikopter szukał miejsca do lądowania
Podobne wrażenia z wybuchu mają inni mieszkańcy osiedla. - Kiedy byliśmy w kościele nagle coś huknęło i wszystko zaczęło się trząść. W kościele przy witrażach wypadła szyba - opowiada jedna z kobiet.
- Z okna widać było tylko dym, później krążący helikopter, który szukał tu jakiegoś miejsca, żeby wylądować. A potem słyszałem już to przerażające wycie tych wszystkich syren - dzieli się spostrzeżeniami Krzysztof Zieliński, który także mieszka w okolicy.