Kataryna: "Różne są pomysły na okazywanie patriotyzmu" [OPINIA]
Lech Kaczyński zbudował Muzeum Powstania Warszawskiego, które już drugą dekadę pokazuje, że patriotyzmu można uczyć mądrze, atrakcyjnie i co najważniejsze - skutecznie. Wystarczy znaleźć kogoś takiego jak Jan Ołdakowski i dać mu wolną rękę, nawet jeśli to, co proponuje, może się na początku wydawać dość egzotyczne - jak raperka Lilu śpiewająca po swojemu "Rotę" na płycie "Morowe panny".
Mateusz Morawiecki za 6 milionów złotych z funduszu przeznaczonego na wspieranie samorządów w walce z COVID-19 zafunduje każdej chętnej gminie patriotyczny maszt, na której ta będzie mogła sobie powiesić biało-czerwoną flagę, nawet jeśli akurat najpilniejszą potrzebą jest tam zgoła co innego - jeden z warszawskich szpitali żebrze, organizuje właśnie publiczną zbiórkę, bo nie ma za co kupić prześcieradeł. Prześcieradeł nie będzie, będzie maszt.
A Robert Bąkiewicz pod jakże autoironicznym hasłem "Nasza cywilizacja, nasze zasady" przeprowadził wczoraj przez Warszawę paradę troglodytów, którzy wobec braku lewicowej kontrdemonstracji musieli pobić się z policją. Sceny, w których agresywna dzicz z biało-czerwonymi powstańczymi opaskami na ramionach rzuca się na policję, a chwilę później wrzuca koktajl Mołotowa do przypadkowego mieszkania, bo nie udało się jej trafić dwa piętra wyżej w transparent Strajku Kobiet, zostaną z nami na długo. Jeszcze dłużej zostaną reakcje na to, co się działo.
Organizatorzy Marszu dystansują się od agresywnych uczestników, co jest oczywiście zrozumiałe, choć całkowicie bezpodstawne. Jeśli Marta Lempart ma być odpowiedzialna za każdy napis na murze namalowany podczas niedawnych manifestacji, Robert Bąkiewicz jest odpowiedzialny za spalone na trasie przemarszu mieszkanie Bogu ducha winnego człowieka i za każdy kamień rzucony w policjantów.
Pozbawiony elementarnej przyzwoitości lider narodowców nie zachował nawet resztek zmysłu politycznego, który powinien nakazywać przeprosić poszkodowanych, a właścicielowi spalonego mieszkania obiecać pokrycie wszystkich strat. Ale widać "ich cywilizacja" zasady odpowiedzialności za własne wojsko nie zna. I niestety jest w tym utwierdzana także przez niektórych prawicowych komentatorów i polityków.
Zobacz też: Marsz Niepodległości. Zamieszki na stacji Warszawa Stadion
Rafał Ziemkiewicz w odpowiedzi do kogoś, kto napisał, że spalenie mieszkania było najgłupszą akcją, mocno polemizował. "Najgłupsza? Ten, kto to przygotował, na pewno tak nie uważa. Przecież to ewidentne podpalenie śmietnika pod rosyjską ambasadą, wersja druga, poprawiona” - to oczywiście nawiązanie do nigdy nieuprawdopodobnionej legendy o tym, że za rządów PO to właśnie jej służby podpaliły podczas Marszu Niepodległości budkę pod rosyjską ambasadą, żeby potem oskarżyć o to narodowców.
Co prawda i wtedy, i dzisiaj nie ma żadnych dowodów na prowokację, ale niektórzy wiedzą swoje, bo bardzo nie chcieliby musieć przyznać, że w środowisku, któremu kibicują, są także bandyci, jest ich całkiem sporo i są tam mile widziani. Wtedy budkę spaliły służby, teraz podobno mieszkanie spaliła Antifa, a dowodem na to ma być fejkowy wpis na Twitterze osoby, której dotychczasowa komentatorska przeszłość jest jednoznacznie i radykalnie prawicowa. Osoba ta, dzisiaj już podpisana jako "Antifa Warszawa" opublikowała wpis, w którym "przyznaje się", że to ich robota.
Fejk oczywiście do zdemaskowania w minutę, ale dopóki można nim uspokajać własne sumienie - kto by tam sprawdzał. Warszawę podpalała Antifa, nawet jeśli nie zauważyli jej ani uczestnicy Marszu, ani policja. Co oczywiście tylko świadczy o tym jak profesjonalnie cała "prowokacja" była przygotowana.
Teorię prowokacji zdaje się podzielać wicepremier Piotr Gliński, choć on nie przesądza, kto miałby za nią stać. "Nie wiemy, kto rzucał kamieniami, co to byli za prowokatorzy" - jemu także myśl, że agresorami mogli być sami narodowcy, nie mieści się w głowie, zupełnie jakby przespał ostatnie lata ich wzmożonej aktywności.
Jeśli w tej sprawie wypowie się odpowiedzialny za policję wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński, spodziewam się niestety brnięcia w tę narrację, bo politycy prawicy przez ostatnie lata za bardzo zbliżyli się do narodowców, żeby się teraz mogli od nich odciąć, zwłaszcza po tym jak ci urośli w siłę i jak się ich samemu niedawno wzywało do obrony kościołów.
Będą więc ostre zapowiedzi szukania prowokatorów i surowego ich ukarania, z których albo nic nie wyjdzie, bo "nie uda się" żadnego zidentyfikować, albo Ziobro osobiście zadba, żeby "obrońcom cywilizacji" podlegli mu prokuratorzy żadnej krzywdy nie zrobili.
Nie widać na horyzoncie odważnego, który wziąłby na siebie gniew prawicy, jaki niechybnie spotka każdego, kto spróbuje skrzywdzić narodowców tylko dlatego, że palą mieszkania. Bo przecież dwa piętra wyżej wisiał transparent Strajku Kobiet, czyli po prostu zostali sprowokowani.
Ale może się mylę i tym razem nawet prawicowi politycy się będą umieli oburzyć stosownie do okoliczności.
Katarzyna Sadło (Kataryna) dla WP Opinie