PolskaKasa na zabieg

Kasa na zabieg

Prawie 2 tys. zł przeciętnie zarabiający płatnik Narodowego Funduszu Zdrowia będzie musiał dopłacić w ciągu roku, głównie na podwyżkę płac dla lekarzy. Naczelna Izba Lekarska domaga się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia o ponad 20 mld zł, w tym zwiększenia pensji średnio o 30 proc.! Taka kwota to więcej niż połowa budżetu NFZ, który w tym roku wyniesie 36 mld zł. Już teraz składka na ubezpieczenie zdrowotne wynosi 8,5 proc., co oznacza, że z przeciętnej pensji w wysokości 2,5 tys. zł obywatel musi oddać około 212 zł miesięcznie. Dorzucenie 20 mld zł rocznie sprawi, że składka wzrośnie do około 14 proc., czyli do 350 zł, jak wylicza dr Wojciech Misiński z Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu

13.03.2006 | aktual.: 13.03.2006 10:20

Będziemy wtedy płacić największą składkę na ubezpieczenie w całej Unii Europejskiej! Ale to wcale nie poprawi jakości leczenia ani nie zmniejszy kolejki oczekujących na najpilniejsze operacje. - Żądamy urealnienia płac lekarzy - mówi Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. W 2004 r. przeciętna płaca w służbie zdrowia wynosiła 1563 zł, czyli o 625 zł mniej niż średnia krajowa. Tylko 1 proc. lekarzy zarabia powyżej 5 tys. zł. Radziwiłł nie wspomina o tym, że mało zarabia jedynie niewielka część lekarzy, głównie świeżo upieczonych absolwentów akademii medycznych. Za osiem godzin pracy dziennie w publicznym ośrodku otrzymują oni 1500 zł miesięcznie. Dlatego aż 86 proc. młodych i sfrustrowanych medyków pracujących w zawodzie nie więcej niż pięć lat zamierza wyjechać za granicę. W kraju nie mają nawet szans na zrobienie specjalizacji. Znacznie więcej zarabiają szefowie klinik, ordynatorzy szpitali i profesorowie uczelni medycznych. Aż 69 proc. lekarzy ocenia swoje warunki materialne jako dobre lub
bardzo dobre! - wykazały badania Fundacji im. Batorego. W innych grupach zawodowych równie zadowolonych jest trzykrotnie mniej badanych.

Szara strefa białego fartucha

Wielu lekarzy pracuje niemal przez całą dobę. Rekordziści spędzają w szpitalu lub na pogotowiu ratunkowym ponad 400 godzin w miesiącu. To tak, jakby pracowali na trzech etatach! Ale w ten sposób dorabiają jedynie młodzi, zdesperowani lekarze. Bardziej doświadczeni dużo więcej zarabiają w ciągu kilku godzin w prywatnej służbie zdrowia. Jeszcze więcej, najmniejszym kosztem i bez podatku, zarabiają specjaliści, którzy biorą łapówki. Neurochirurg za operację, którą wykonuje w ramach etatu w państwowej służbie zdrowia, otrzymuje w kopercie 10 tys. zł. Operacja ortopedyczna kosztuje 7-8 tys. zł. A to dlatego, że opieka medyczna, za którą płacimy coraz wyższe składki, jest reglamentowana z powodu deficytu świadczeń zdrowotnych. Z badań Fundacji im. Batorego wynika, że prawie połowa lekarzy bierze łapówki za wykonanie operacji, a co trzeci za przyjęcie chorego do szpitala lub skrócenie kolejki do zabiegu. Co piąty ordynator otrzymuje w kopercie od pacjenta 500-1000 zł, a co dziesiąty - równowartość przeciętnej
pensji. W ten sposób pacjenci często muszą płacić nie tylko za tzw. zabiegi planowe, ale też za ratujące życie. Prof. Heliodora K., znakomitego neurochirurga z Bydgoszczy, oskarżono o przyjęcie ponad 50 tys. zł w zamian za przyjmowanie na oddział i wykonywanie zabiegów. Andrzej W., ordynator oddziału okulistycznego w Końskich, za zabieg pobierał kilkusetzłotowe łapówki. Wpadł, gdy od podstawionego pacjenta przyjął 300 zł za przyjęcie na oddział.

Koperta na stół

Polacy oceniają swoją służbę zdrowia najgorzej ze wszystkich mieszkańców UE. Minister Zbigniew Religa tłumaczy, że powodem tego są niskie wydatki na ochronę zdrowia, nie przekraczające 4,2 proc. PKB. Jeśli jednak policzyć wszystkie pieniądze przeznaczane na ochronę zdrowia, to okaże się, że Polacy wydają na ten cel tyle, ile inni mieszkańcy UE, czyli 7,5 proc. PKB. Duża część tych pieniędzy jest wydawana właśnie w szarej strefie. Z analiz Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Prywatnej Służby Zdrowia wynika, że wartość rynku medycznego w Polsce wynosi około 60 mld zł: 36 mld to budżet NFZ, 10 mld zł przeznaczamy na zakup leków, 4 mld zł na prywatne wizyty, a na łapówki - 10 mld zł. Faktyczne rozmiary szarej strefy mogą być jeszcze większe. Z "Diagnozy społecznej 2005" wynika, że sięgają 16 mld zł, bo przyzwolenie dla brania łapówek stale rośnie. Takie postępowanie toleruje aż 84 proc. najmniej zarabiających lekarzy z dziesięcioletnim stażem pracy!

Trudno się dziwić, że lekarze coraz bardziej tracą zaufanie społeczne. Łapówki, wypieranie się błędów medycznych i przypadki picia na dyżurach spowodowały, że 42 proc. Polaków ocenia rzetelność lekarzy jako niezadowalającą. O wiele lepiej oceniane są pielęgniarki, a nawet stomatolodzy, których usługi w 90 proc. sprywatyzowano. Okazuje się, że urynkowienie ochrony zdrowia nie tylko uzdrawia opiekę medyczną, ale też poprawia relacje między lekarzem i pacjentem.

Zbigniew Wojtasiński
Iwona Konarska

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)