PublicystykaCzyściec w Opolu, czyli jak Kurski zjednoczył artystów

Czyściec w Opolu, czyli jak Kurski zjednoczył artystów

Tego nikt się nie spodziewał. Jacek Kurski spowodował niespotykaną od czasów stanu wojennego jedność środowiska muzyków. Uwierzylibyście w to jeszcze tydzień temu? Ja nie.

Czyściec w Opolu, czyli jak Kurski zjednoczył artystów
Źródło zdjęć: © Forum | Grazyna Myslinska
Karolina Korwin-Piotrowska

22.05.2017 | aktual.: 22.05.2017 17:39

Na Twitterze dowcipasy. Że jest „pokolenie JK I”, że wystąpi Kurski z Sobecką a chórki zrobi Kempa ze znajomymi z Torunia, że jakby co, to Zenek Martyniuk zrobi maraton muzyczny, że dołączy Niecik, Shazza i zrobią ten festiwal. A poprowadzi wszystko Musiał i niezawodna Kożuchowska, choć też nie wiadomo, bo ona ze znienawidzonego TVN. Zabawowo. Wesoło. Jarmarcznie, bo i jarmarczny był ten festiwal, uwielbialiśmy go oglądać, robić jednocześnie bekę albo wzruszać się, bo i takie momenty nam Opole dawało. Ten festiwal, który każdy Polak ma w swoim DNA, a uzależnienie od czerwcowych koncertów wysysa z mlekiem matki, był jedyną w swoim rodzaju mieszanką koszmarnego kiczu, estradowego taniego blichtru, ale i wielkiej sztuki - momentów ponadczasowych, wspaniałych emocji i wysokiego poziomu. To tu zaczynały się i kończyły kariery, lały się łzy szczęścia, jak i żalu do spółki z hektolitrami piwa.

I teraz może go nie być. Wkurzony Prezydent Opola zrywa umowę na organizację festiwalu przez TVP w terminie czerwcowym, gdyż chce mieć dobry festiwal, a nie odfajkowany, byle jaki. Robi się coraz bardziej dynamicznie i gorąco. Czerwcowe wieczory bez festiwalowego rytuału? Smuteczek. Ale przy okazji stało się coś, co kogoś takiego jak ja, ostrego recenzenta szołbizu, cieszy. Bo powinniśmy Jackowi Kurskiemu i jego paskudnemu, rozdętemu do rozmiarów stadionu ego, które kazało artystów traktować jak bezduszne worki z mąką albo cementem, podziękować serdecznie. To jemu należy się pomnik, nawet w centrum Warszawy. Bo to on, jak nikt inny do tej pory, zjednoczył ludzi sztuki. Zwyczajnie wkurzył i pokazał, kto jest kim w tym barwnym acz koniunkturalnym do niedawna światku…

Okazało się, kto jest kim

Bo co się stało? Ano wyszło szydło, że tak powiem, z wora. Okazało się, kto jest kim. Tak po ludzku. Może, gdyby poszło o kogoś innego, niż Kayah, która jest, czy to się rządzącym podoba czy nie, częścią historii polskiej muzyki. Jest gwiazdą, ARTYSTKĄ, której udziału w tworzeniu polskiej historii nie wolno podważać. I tej właśnie Kayah nie powiedziano argumentu merytorycznego: „pani nie umie śpiewać”, ale uznano, po linii politycznej a nie artystycznej, że jej udział w manifestacjach na rzecz praw obywatelskich nie jest mile widziany w TVP. I won. Bo tak było. Nie każdy w TVP to szuja, niektórzy mają jeszcze sumienia i starają trzymać poziom, a więc wypowiedziane na jednej z narad zdanie „po moim trupie” przez miłościwie panującego Prezesa szybko zrobiło karierę na mieście.

O tym, że wiele osób, nie jest zapraszanych do TVP, mówiono przecież już od dawna. Aktorzy grający głównie u konkurencji, muzycy związani ze stacjami komercyjnymi rzadziej albo wcale nie są zapraszani do TVP. Szefowie castingów do seriali mówili wprost, że pewnych aktorów nawet nie ma co zapraszać, jeśli robisz casting do serialu dla TVP. Nazwiska? Łatwo się domyślić. Dałeś twarz, do czego masz przecież prawo, w telewizji innej niż narodowa (pewnie z kapitałem zagranicznym albo lewackim, ewentualnie mafijnym) masz więc przechlapane, masz gorzej. Nie dlatego, że nie masz dykcji, talentu czy osobowości, ale dlatego, że… no właśnie, co? Jesteś artystą, który ma prawo dotrzeć do swej publiczności i nagle tylko dlatego, że to robi, że nie ogranicza go nic, nie dzieli publiczności na lepszą i gorszą, że czasem też, do czego ma prawo, wypowiada się w sprawach obywatelskich, jest wykluczony? Długo udawano, że nic się nie dzieje, długo nie przyjmowano pewnych rzeczy do wiadomości, plotkowano o tym, kogo gdzie nie dopuszczono, kto dostał bana, ale głośno bano się powiedzieć cokolwiek.

Kukiełka pana Jacka

Trafiło jednak na Kayah i bomba wybuchła. Wcześniej wycięto z napisów i z programu Natalię Przybysz, dziewczynę, o której można wiele powiedzieć, ale nie to, że nie ma talentu i nie umie śpiewać. Ale udzieliła wywiadu, w którym przyznała się do aborcji, ma konkretne poglądy, które ujawnia. I dlatego, a nie dlatego, że jest niezdolna, dostała za swoje. Z koncertu opolskiego wycofał się HEY i Nosowska. Jedne z największych nazwisk polskiej muzyki, ludzie, którzy nigdy nie bali się swoich sumień, poglądów, nikogo nie udawali w tym świecie tak strasznie poddanym wszelkiej kreacji. Do całej afery wciągnięto też biedną Marylę Rodowicz, która jak jakaś kukiełka wystąpiła najpierw u boku prezesa Kurskiego, by potem jednak zrezygnować z jubileuszu. Ten filmik powinien być pokazywany jako mistrzowska próba manipulacji medialnej. Oby nikt go nie skasował. Takich rzeczy zapominać nie wolno. Pani Marylo, jest pani ikoną muzyki, nikt tego pani nie zabierze, ale trudno będzie zapomnieć, to, co robiła pani, by jednak koncert się odbył. Oby Owsiak zatarł pewien niesmak. Życzyłabym tego…

Potem poszła lawina. Zaczęli rezygnować jedni po drugich, choć z tego, co wiem, by namówić ich do występu, proponowano im nawet podwójne stawki. Bo nagle, dzięki decyzjom wielkich artystów, ikon muzyki, ludzi o czystych sumieniach, niezaprzedanych nikomu, a jedynie prawdzie artystycznej, inni też zrozumieli, że nie toczy się teraz walka tylko o ten festiwal. Że chodzi już o coś innego. O zapomniane dawno, w pogoni za materialnym szczęściem i spłatą comiesięcznej raty kredytu słowo „sumienie”. O takie wyświechtane słowo jak „wolność” oraz „wykluczenie”. Tak, te słowa wróciły dzięki panu, Panie Kurski, za co, wielkie dzięki!

Lepsi i gorsi

Kurskiemu udało się to, czego od lat nikt nie mógł zrobić: poruszył serca, sumienia i zjednoczył ludzi wobec koszmarnej niesprawiedliwości, próby wykluczenia jednych na korzyść drugich, nie ze względu na talent, umiejętności muzyczne, ale na głoszone poglądy. Pewnie wielu z tych, którzy zrezygnowali, trochę kasy oraz muzycznego, merytorycznego lansu na ogólnopolskiej antenie by się przydało. Idą wszak wakacje, każdy ma rachunki do płacenia, żyć trzeba. Nie każdy z nich, jak Kayah, Wyszkoni, Pectus, Piasek, Nosowska czy Kombii, to są maszynki do grania, robienia pieniędzy i sprzedający każdy koncert czy płytę. Ale zrobili to, zrezygnowali z udziału w szopce, bo poczuli niesmak, poczuli, że nie ma co dłużej udawać, że istnieje na Woronicza podział na lepszych i gorszych. A nie na utalentowanych i zdolnych. Że strasznie ważny jest dla artysty kontekst, w jakim funkcjonuje. Że internet, widz, fan nigdy nie zapomina i że to, co teraz robimy, do nas kiedyś wróci. Zawsze wróci. A że przy okazji środowisko muzyczne podzieli się jeszcze bardziej, to inna bajka. Tego podziału, jaki właśnie nastąpił, długo zasypać się nie da. Może być gorzej niż po stanie wojennym, bo w grę wchodzą realne, coraz większe na polskim rynku pieniądze, dotarcie do publiczności, kwestia wizerunku, na który obecnie, jak najbardziej słusznie, zwraca się uwagę.

I co teraz? Po aktorach z Wrocławia walczących o Teatr Polski, po skandalu w Teatrze Powszechnym w Warszawie, przed wojną o Teatr Stary w Krakowie i festiwalem filmowym w Gdyni, przed ujawnieniem obsad kilku filmów i seriali produkowanych przez TVP, mamy Opole. Kto następny? Kto podniesie głowę? Kto się opamięta i może zmusi decydentów do myślenia głową a nie partyjną legitymacją i lojalnością nie wobec odbiorców, ale prezesa?

Kiepskie czasy dla polityków

Czy nasza rozmodlona i zakochana w sobie z wzajemnością władza wreszcie nauczy się, że czasem można być jak Donald Trump, który woła po wyborach, że nie potrzebuje Lady Gagi ani Madonny, ale zaledwie kilka tygodni potem widzi na ulicach amerykańskich miast setki tysięcy protestujących, bo owa Lady Gaga z Madonną i innymi znienawidzonymi przez niego koleżankami i kolegami, wyciągnęła ludzi na ulice amerykańskich miast... I że zaczyna się coś, co trudno będzie zatrzymać. Że czasem można coś palnąć, ale nie wolno zapomnieć, że nie na darmo to artyści a nie politycy są sumieniem ludzi i to im, mimo wielu uwag, wierzy się bardziej? Nauczycie się tego? Szacunku do sztuki i, co za tym idzie, do wolności? Wątpię. Idą dobre czasy dla prawdziwych artystów a nie kupionych za podwójne stawki pokazywaczy. I kiepskie czasy dla polityków. Macie za swoje. Nic bowiem nie jest dane na zawsze. A prawda, choć wam się to nie podoba, zawsze wygra.

Karolina Korwin-Piotrowska dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)