Karimow: zginęło 10 żołnierzy i znacznie więcej demonstrantów
Prezydent Uzbekistanu Isłam Karimow
oświadczył, iż piątkowe
ostrzelanie tłumu demonstrantów w mieście Andiżan na wschodzie
kraju, nastąpiło bez jakiegokolwiek rozkazu.
Wiem, że chcecie wiedzieć, kto wydał rozkaz strzelania do nich. Nikt nie rozkazał (żołnierzom) strzelania do nich - powiedział wyraźnie zdenerwowany Karimow. Sprawuje on autokratyczną władzę nad Uzbekistanem nieprzerwanie od 1989 roku, początkowo jako przywódca ówczesnej republiki radzieckiej.
Karimow nie podał jednak żadnych informacji o liczbie ofiar wśród 3-tysięcznego tłumu, który otaczał zajęty przez rebeliantów budynek rządowy w Andiżanie. Wcześniej ci sami rebelianci uwolnili z więzienia swych towarzyszy, oskarżanych o muzułmański ekstremizm religijny.
Karimow powiedział, że w zajściach zginęło 10 funkcjonariuszy formacji bezpieczeństwa, a 100 innych odniosło rany. Pominął jednocześnie milczeniem kwestię liczby zabitych demonstrantów, których według uzbeckiej opozycji może być nawet 200.
O sprowokowanie zajść w Andiżanie Karimow oskarżył islamskie ugrupowanie Hizb ut-Tahrir. O ile wiem, był to element ugrupowania o nazwie Hizb ut-Tahrir. Ich celem jest zjednoczenie tutejszych muzułmanów i utworzenie muzułmańskiego kalifatu, rządzącego się prawami szariatu, w które wierzą oraz obalenie naszej konstytucji i władz regionalnych - powiedział w trakcie trzygodzinnej konferencji prasowej w stolicy Uzbekistanu Taszkiencie.
Według Karimowa, bodźcem dla wydarzeń w Andiżanie była sytuacja w sąsiednim Kirgistanie, gdzie w marcu tego roku społeczny zryw odsunął od władzy skompromitowanego prezydenta Askara Akajewa. "Mieli nadzieję, że chaos, jaki widzieliśmy w Kirgistanie, pomoże im. Jednak sytuacja w Uzbekistanie różni się od tej w Kirgistanie i cele naszego narodu są inne niż nędza narodu kirgiskiego" - podkreślił.