Kandydat na prezydenta USA tłumaczy się z używania partyjnej karty kredytowej
Ubiegający się o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich w USA Marco Rubio opublikował w weekend wyciągi z partyjnej karty kredytowej, której używał będąc stanowym politykiem. Ale nie rozwiało to kontrowersji wokół finansów senatora z Florydy.
44-letni Rubio uchodzi za jednego z najpoważniejszych spośród 15 kandydatów Republikanów w wyścigu do Białego Domu w 2016 roku. Choć w sondażach republikańskich zajmuje obecnie dopiero trzecią pozycję, daleko za prowadzącymi outsiderami politycznymi - miliarderem Donaldem Trumpem i emerytowanym neurochirurgiem Benem Carsonem, to zdaniem wielu analityków właśnie Rubio ma największe szanse zdobyć ostatecznie nominację Republikanów.
Rubio, senator z Florydy, cieszy się bowiem rosnącym poparciem wpływowego establishmentu Partii Republikańskiej i prominentnych donatorów tej partii. Część z nich wspierała wcześniej innego kandydata - Jeba Busha, ale postawiła teraz na Rubio, zważywszy, że Bush ma poważne problemy, by zaistnieć w kampanii. Rubio, jak zgodne oceniali analitycy, zdecydowanie pokonał Busha podczas ostatniej debaty prezydenckiej w telewizji CNBC.
Ale wraz z rosnącą pozycją Rubio ożyły stare kontrowersje wokół jego finansów z lat 2005-2008, gdy był stanowym parlamentarzystą, w tym spikerem Izby Reprezentantów na Florydzie, i używał partyjnej karty kredytowej.
W nadziei, że da się odeprzeć oskarżenia o używanie karty w celach prywatnych, sztab wyborczy Rubio opublikował w sobotę wyciągi bankowe. Jak sprecyzowano, polityk posługując się partyjną kartą wydał w sumie 182 tys. dolarów, z czego 22 tys. wydatkowane na cele prywatne zostały przez Rubio zwrócone. Z wyciągów wynika, że Rubio wielokrotnie płacił partyjną kartą za zakupy w supermarkecie, w aptece czy też wizytę u fryzjera. Ale były też większe wydatki. Np. w październiku 2005 roku Rubio zapłacił 3,7 tys. dolarów za bruk do podjazdu do swojego domu. Polityk tłumaczył, że niechcący pomylił kartę partyjną z prywatną w portfelu i oddał te pieniądze.
"Publikujemy te wyciągi, bo Marco nie ma nic do ukrycia" - powiedział współpracownik Rubio w kampanii Todd Harris. Jak dodał, wyciągi mają już 10 lat i "jedynymi osobami, które o nie wciąż dopytują, są dziennikarze lewicowych mediów i nasi polityczni oponenci".
Ale jak ocenia m.in. "New York Times" wyciągi nie rozwiewają kontrowersji wokół Rubio, a wręcz "umacniają wizerunek polityka o nieczystych finansach, zarówno w życiu prywatnym, jak i karierze politycznej". Z wyciągów nie wynika bowiem, które wydatki były tak naprawdę prywatne, a które dotyczyły działalności politycznej (nie wiadomo np., kto uczestniczył w opłacanych kartą kolacjach w restauracjach). Poza tym sztab nie dostarczył dokumentów dowodzących, że Rubio osobiście zwrócił środki za prywatne wydatki. Z wyciągów wynika natomiast, że aż 21 razy Rubio spóźnił się ze spłatą karty kredytowej, za co bank obciążył kartę dodatkowymi kosztami ponad 1600 dolarów. Także komentator portalu Politico ocenił opublikowane dokumenty jako mało znaczące dla wyjaśnienia kontrowersji wokół finansów kandydata na prezydenta USA.
Po raz pierwszy zastrzeżenia do finansów Rubio pojawiły się w 2010 roku, gdy startował w wyborach do Senatu USA. Polityk musiał się wówczas zmierzyć z pytaniami o zaciągnięte kredyty hipoteczne, których nadmierne koszty zmusiły go do likwidacji indywidualnego konta emerytalnego.
- W ostatnich dniach brak odpowiedzialności finansowej zarzucił politykowi m.in. rywal w wyborach prezydenckich Donald Trump. "Rubio i jego karty kredytowe to katastrofa. Z pewnością żyje ponad stan - powiedział miliarder.
Sam Rubio zapewnił kilka dni temu, że jedyny dług jaki obecnie ma, to kredyt na dom, w którym mieszka z rodziną. Zawsze podkreśla też, że w przeciwieństwie do innych kandydatów pochodzi z ubogiej rodziny imigrantów z Kuby; dlatego musiał kredytem finansować swoje studia. Trumpowi zrewanżował się natomiast atakiem, przypominając, że magnat na rynku nieruchomości doprowadził do bankructwa aż czterech firm.
Zobacz także: Obama o kandydaturze Kanye Westa: "Mam dla niego kilka rad"