Tymczasem kierownictwo Sojuszu Północnego, który kontroluje stolicę kraju - Kabul, omawia sprawę przybycia do Afganistanu obcych wojsk. Sojusz wyraził wcześniej niezadowolenie z tego, że Amerykanie i Brytyjczycy przysłali do Afganistanu swoich żołnierzy, oficjalnie w celu zabezpieczenia pomocy humanitarnej.
Sojusz Północny uważa, że jego stanowisko musi odzwierciedlać nastroje ludności. Przedstawiciel służby wywiadowczej Sojuszu powiedział, że Afgańczycy nie mają nic przeciwko obecności cudzoziemców cywilów. Wyraził też ubolewanie, że kraje zachodnie nie uzgodniły z Sojuszem czy i kiedy będą mogły przysłać do Afganistanu swoich żołnierzy.
Tymczasem amerykańskie samoloty bombardują od rana w sobotę pozycje wojsk talibów i al-Qaedy w północnoafgańskim mieście Kunduz. To ostatni po Kandaharze stały punkt oporu talibów. Według informacji Sojuszu Północnego walczy tam około 20 tys. talibów i około 2 tys. najemników organizacji al-Qaeda, głównie Pakistańczyków, Arabów i Czeczeńców. (jd)