Kanclerz Tusk - to brzmi dumnie?
Prezydent wybierany przez połączone izby sejmu i senatu, funkcjonujący jako maskotka reprezentacyjna kraju, z ograniczonymi kompetencjami, bez grama realnej władzy i co najistotniejsze - bez hamulca awaryjnego w postaci weta. Pełnia władzy wykonawczej w rękach superpremiera i rządu - tak w skrócie wygląda wizja ustroju politycznego Polski, którą roztoczył przed Polakami Donald Tusk. A przynajmniej wyglądała do dzisiaj, zanim Grzegorz Schetyna nie ogłosił w radio TOK FM, że to już nieaktualne... Niemniej hasło "system kanclerski" trafia do "Słownika 2009" Wirtualnej Polski.
17.12.2009 | aktual.: 17.12.2009 14:58
Rozwiązanie zaproponowane miesiąc temu przez Donalda Tuska nie jest specjalnie odkrywcze - podobne funkcjonuje w Niemczech - ale zamiar przeniesienia go na polski grunt zelektryzował scenę polityczną. Teraz - jak powiedział Grzegorz Schetyna w TOK FM - projekt PO będzie wzorowany na austriackim systemie kanclerskim.
Polityczne trzęsienie ziemi nawiedziło nas 21 listopada. Na specjalnej konferencji premier zaproponował, by najpóźniej do jesieni 2010 roku przemeblować konstytucję. Wszystko po to, by nowy prezydent wybierany był według nowych zasad, czyli przez Zgromadzenie Narodowe (połączone izby sejmu i senatu). W roztoczonej przez premiera wizji, który zaznaczył podczas prezentacji swoich koncepcji, że występuje jako lider Platformy Obywatelskiej, a nie szef rządu, polski system sprawowania władzy upodobniłby się do niemieckiego. Przedstawione propozycje zmian, zakładają bowiem przekazanie rządowi pełnię odpowiedzialności za władzę wykonawczą. Prezydent będzie miał w znacznym stopniu ograniczone kompetencje i nie będzie mógł korzystać z przysługującego obecnie głowie państwa prawa weta. Tak miało być, ale tak nie będzie.
I po misternym planie...
Powinniśmy się już przyzwyczaić, żeby nie brać "rewolucyjnych" pomysłów PO zbyt poważnie. Śpieszmy się kochać zapowiedzi Tuska, tak szybko się dezaktualizują - chciałoby się rzec. Szczegóły kolejnej propozycji zmian konstytucji poznamy - jak zapowiedział Schetyna - w styczniu. Wiadomo już jednak, że PO wycofuje się z propozycji, by prezydent wybierany był przez Zgromadzenie Narodowe. Wybór głowy państwa ma pozostać w rękach obywateli.
- Nie chcemy zabierać Polakom tej możliwości wyboru, bo ona jest bardzo ważna - mówił Schetyna. Miesiąc temu PO takiej troski nie wykazywało.
Według najnowszej koncepcji, prezydent zachowa prawo weta, ale będzie je łatwiej odrzucić - bezwzględną większością głosów, a nie tak jak obecnie - 3/5 głosów. To najwyraźniej ukłon w kierunku PSL, który właśnie takie rozwiązanie zawarł w swoich propozycjach zmian ustawy zasadniczej.
Schetyna zaznaczył, że zmiany w ustawie zasadniczej mogłyby wejść w życie dopiero po wyborach. - W naturalny sposób ta praca nad zmianami w konstytucji zostanie przeniesiona na czas powyborczy. Nie widzę możliwości, by robić jedno i drugie, jeśli to ma na siebie wpływać - mówił. Po co więc specjalna konferencja z 21 listopada, na której Tusk mówił, że trzeba natychmiast rozpocząć prace nad nową konstytucją, by nowy prezydent był już wybierany według nowych zasad?
Konserwa z PO
Po konferencji z 21 listopada opozycja podniosła larum. Sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Władysław Stasiak komentował "na gorąco", że pomysły Tuska to próba "zakonserwowania rządów Platformy Obywatelskiej". - To ewidentne szycie ustroju pod własną osobę - wtórował mu prezydencki minister Paweł Wypych. Poseł PiS Mariusz Błaszczak przeniknął do umysłu lidera PO i wyszło mu, że Tusk chce osłabić pozycję głowy państwa, bo nie wierzy w zwycięstwo w wyborach prezydenckich.
Jarosław Kaczyński przypominał, że Tusk zapowiadał powstanie komisji konstytucyjnej w lutym 2008 roku. Zdaniem szefa PiS, zarówno wtedy, jak i teraz chodziło tylko o działania pozorne. - Czar premiera Tuska się kończy. W wielu środowiskach ta propaganda zaczyna budzić śmiech. Pustka jest coraz trudniejsza do ukrycia - wyrokował. Wszystko wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński ma w sobie pierwiastek proroka.
"Jedno Słońce, jedna Partia, jeden Naród"
Internauci Wirtualnej Polsce w komentarzach pod informacją o "rewolucji Tuska" nie pozostawili suchej nitki na pomysłach PO. "Jedno Słońce, jedna Partia, jeden Naród - na to czekaliśmy" - ironizował "sas". "Bardzo słusznie. Po co bydło ma głosować? Proponuję również delegalizację innych partii niż PO, lobotomię dla przeciwników poglądów i zachowań Pana Donalda Tuska, likwidację podatków dochodowych i zamianę ich na stałą opłatę roczną na rzecz Jedynie Słusznej Partii PO równą 90% przychodów" - pisał Piotr. Padały również oskarżenia o zdradę, posądzenia o ciągoty do władzy absolutnej i porównania Tuska do Łukaszenki. "Kanclerz Tusk - to brzmi dumnie" - drwił "obywatel".
Z kolei w ulicznej sondzie, jaką przeprowadziła Wirtualna Polska, jedna z zapytanych osób stwierdziła, że "czasami komuś odbija i musimy być tolerancyjni". Jak dodała, premier zapomniał zaproponować, żeby Platforma Obywatelska była umieszczona w konstytucji jako partia przewodnia...
Pojedyncze głosy poparcia utonęły w morzu krytyki. Potwierdzają to sondaże. Z badania przeprowadzonego 22 listopada dla "Rzeczpospolitej" przez GfK Polonia wynika, że 82% Polaków chce wybierać prezydenta w wyborach powszechnych, a jedynie 13% woli przekazać tę decyzję Zgromadzeniu Narodowemu. Ponad 2/3 ankietowanych popiera możliwość wetowania ustaw przez prezydenta. Jednocześnie 57% zgadza się, by ograniczyć głowie państwa kompetencje.
Politycy kochają sondaże. PO wyraźnie wzięła sobie je do serca, bo poczynione przez Schetyną zapowiedzi idealnie wpisują się w wyniki tych badań. Jednak mało prawdopodobne, by motorem takiego podejścia było jedynie wsłuchiwanie się w głos obywateli. PiS, PSL, SLD: my też chcemy zmieniać konstytucję
Rezultatem ruchów PO dotyczących konstytucji był jeden wyraźny skutek uboczny. Otóż wszystkie pozostałe ugrupowania w sejmie przypomniały sobie, że one również chcą zmian.
Na konwencji, która ma odbyć się jeszcze w grudniu SLD zamierza sklecić specjalną "grupę refleksyjną" z udziałem m.in. byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, która ma przygotować propozycje zmian w obecnej konstytucji.
PSL ogłosił z kolei, że nie tyle pracuje nad własnymi koncepcjami, co już je opracowało. 5 grudnia Ludowcy zaprezentowali swoją wizję konstytucji. Nijak ma się ona do zapowiedzi Tuska z listopada, ale jest podobna do tego, co dzisiaj przedstawił Schetyna.
Wreszcie 11 grudnia Prawo i Sprawiedliwość - ustami swojego szefa - zapowiedziało, że do końca roku złoży własny projekt konstytucji IV Rzeczypospolitej. Szczegóły okazały się zbyt tajne, by o nich mówić.
Miłość czy nienawiść?
Jak przypomniał w rozmowie z Wirtualną Polską ustrojoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego dr Tomasz Słomka, Tusk od kilku lat snuje plany nowelizacji lub zmiany konstytucji. Ekspert ocenił, że proponowane wcześniej przez Tuska zmiany są trafne, ale na chwilę obecną niemożliwe do zrealizowania.
Politolodzy wskazywali trzy możliwe motywy działania Tuska. Słynna już konferencja mogła mieć na celu zagłuszenie zamieszania wokół spraw bieżących, z których najbardziej dała się we znaki Platformie tzw. afera hazardowa. Może to być również kolejna odsłona wojny między PiS, a PO. Wskazując na potrzebę zmian w konstytucji ze szczególnym uwzględnieniem pozycji i kompetencji prezydenta, Tusk chciał uderzyć bezpośrednio w Lecha Kaczyńskiego i uwypuklić problemy związane z piastowaniem przez niego tej funkcji. Trzecim motywem wskazywanym przez ekspertów była chęć... uzdrowienie systemu rządzenia w Polsce. W świetle nowych faktów zastanówmy się, który motyw możemy odrzucić?
Trzeba również przyznać, że pomysł PO mógł upaść, gdy okazało się, że nie ma szans na jego realizację. Sejmowa arytmetyka jest nieubłagana. Ale trudno uwierzyć, że Platforma nie zdawała sobie z tego sprawy wcześniej. Szczególnie, że swoich zamiarów - jak wynika z wypowiedzi ludowców - nie konsultowała nawet z PSL.
Konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Piotr Winczorek w rozmowie z Wirtualną Polską zaznacza, że nasza ustawa zasadnicza nie wymaga poprawek. - Obowiązująca konstytucja jest jak samochód. Może nie jest to alfa romeo, ale też nie zaporożec. Tyle, że w PO mamy kiepskich kierowców, którzy ciągle wjeżdżają na drzewo i dlatego chcą zmienić samochód. A wystarczyłoby nauczyć się prowadzić - ocenił.
Całe zamieszanie trzeźwo skomentował w rozmowie z Polską Agencją Prasową politolog prof. Kazimierz Kik. Stwierdził on, że zaprzęgnięcie do polskiej konstytucji listopadowych propozycji Tuska doprowadziłoby do zmiany jakości klasy politycznej. Rzecz w tym, że - jak dodał ekspert - ta nasza klasa na taką zmianę nie jest po prostu gotowa. Czy będzie gotowa chociaż na kosmetyczne zmiany przedstawione przez Schetynę?
Konrad Żelazowski, Wirtualna Polska