Kanclerz Schroeder spuszcza z tonu
Po raz pierwszy od pojawienia się niemiecko-
amerykańskiego sporu na tle polityki wobec Iraku sekretarz stanu
USA Colin Powell złoży wizytę w Niemczech. Powell spotka się w
piątek w Berlinie z kanclerzem Gerhardem Schroederem oraz szefem
niemieckiej dyplomacji Joschką Fischerem.
15.05.2003 | aktual.: 15.05.2003 15:06
Jeżeli amerykański polityk zechce przed rozmową z kanclerzem sięgnąć po opiniotwórczy niemiecki tygodnik "Die Zeit", nie będzie musiał podczas lektury korzystać z usług tłumacza.
Zamieszczony na pierwszej stronie liberalnego pisma komentarz, zatytułowany "Welcome, Colin Powell", został opublikowany w całości po angielsku - niecodzienny gest pod adresem amerykańskiego gościa.
"To dobrze, że składa Pan wizytę w Niemczech. Wojna w Iraku skończyła się. Terroryzm, niestety nie. Pamięć o naszych transatlantyckich sporach wyblaknie" - napisał wydawca "Die Zeit" Michael Naumann i wezwał oba kraje do "wspólnego" rozwiązywania przyszłych kryzysów. Niemiecko-amerykański sojusz "opiera się na wspólnych wartościach" - dodał Naumann, w poprzedniej kadencji bliski współpracownik Schroedera, pełniący przez pewien czas funkcję ministra kultury.
Według oceny konserwatywnego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", Powell przybywa do Berlina z "gałązką oliwną". "FAZ" przypomina wypowiedziane niedawno przez Powella słowa: "Co było, to minęło. Nie mówimy teraz o problemach wojny, lecz o pokoju".
Ton prasowych komentarzy odzwierciedla powszechne wśród niemieckich elit politycznych - tak rządowych, jak i opozycyjnych - oczekiwanie na poprawę wystawionych w minionych miesiącach na ciężką próbę stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Podczas kampanii przed wyborami do Bundestagu w lecie ubiegłego roku Schroeder zarzucił administracji amerykańskiej "awanturnictwo", a następnie oświadczył, że Niemcy, niezależnie od decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ, nie wezmą udziału w interwencji w Iraku. Niemcy wraz z Francją i Rosją należały do głównych przeciwników zbrojnej rozprawy z reżimem Saddama Husajna. Po rozpoczęciu wojny kanclerz napiętnował ją w przemówieniu telewizyjnym jako "błędną decyzję".
Od zakończenia działań wojennych w Iraku Schroeder zabiega o poprawę stosunków z USA, unikając jednak wszystkiego, co mogłoby być uznane za przyznanie się do błędów i zamiar udania się obecnie "do Kanossy".
Po terrorystycznym zamachu w Arabii Saudyjskiej w miniony poniedziałek Schroeder jako jeden z pierwszych wysłał Bushowi pismo kondolencyjne zawierające deklarację, że Niemcy stoją "solidarnie" po stronie USA.
Szef niemieckiego rządu zasygnalizował też gotowość do wyjścia Amerykanom naprzeciw w dwóch podnoszonych przez Waszyngton sprawach. Schroeder oświadczył podczas minionego weekendu, że "nie widzi żadnych powodów" przemawiających przeciwko zniesieniu sankcji wobec Iraku. Takie stanowisko zgodne jest ze stanowiskiem Waszyngtonu, który zabiega w Radzie Bezpieczeństwa o uchwalenie stosownej rezolucji. Berlin nie zamierza także blokować ewentualnej decyzji NATO o wysłaniu do Iraku oddziałów sojuszu, chociaż udział Bundeswehry w takiej operacji pozostaje kwestią otwartą.
W ubiegłotygodniowym przemówieniu z okazji 100 rocznicy powstania niemiecko-amerykańskiej izby handlu Schroeder nie szczędził ciepłych słów pod adresem USA.
W obecności kilkuset amerykańskich przedsiębiorców podkreślił, że Niemcy i USA łączy "witalna przyjaźń". Należy "patrzeć w przyszłość", a nie szukać usprawiedliwień dla decyzji z przeszłości bądź też robić sobie wzajemnie wyrzuty - dodał.
Schroeder ocenił partnerstwo z USA jako "niezbędne" - tak samo jak przyjaźń niemiecko-francuską. "Nikt nie powinien próbować stawiać Niemców przed niedorzecznym wyborem pomiędzy przyjaźnią z Francją a przyjaźnią z USA. Jestem pewien: straciliby na tym wszyscy zainteresowani, a w konsekwencji cały świat" - ostrzegł.
Wydaje się jednak, że niemieckie społeczeństwo, wbrew apelom kanclerza, dokonało już takiego wyboru. Silne antyamerykańskie akcenty widoczne były podczas antywojennych manifestacji, które w minionych miesiącach przetoczyły się ulicami niemieckich miast, gromadząc setki tysięcy obywateli. Znane osobistości życia publicznego, m.in. katolicki arcybiskup Berlina Sterzinsky, nawoływali do bojkotu amerykańskich towarów. Niemieccy językoznawcy wzywali do usunięcia z języka niemieckiego angielskich zapożyczeń i zastąpienia ich zwrotami francuskimi. Niemiecki laureat literackiej nagrody Nobla, Guenter Grass, porównał Busha do przywódcy al-Qaedy, Osamy bin Ladena.
Jak wynika z opublikowanych w środę wyników sondażu instytutu badania opinii publicznej Allensbach, 49% Niemców uznaje Francję za najważniejszego partnera, natomiast tylko 17% widzi w takiej roli USA. Dobre zdanie o prezydencie Jacques'u Chiracu ma 45% ankietowanych. Prezydenta Busha ocenia pozytywnie tylko 10% Niemców. Potrzeba będzie dużo czasu, aby przywrócić "prawie rodzinne" więzy, łączące dawniej Niemców i Amerykanów - ocenia szefowa instytutu Allensbach - Elisabeth Noelle.
Nadal nie wiadomo, kiedy dojdzie do bezpośredniego spotkania przywódców Niemiec i USA. Ostatnia rozmowa Schroedera i Busha odbyła się przy okazji szczytu NATO w Pradze w listopadzie ubiegłego roku. Od tego czasu obaj politycy nie kontaktowali się ze sobą - nawet telefonicznie. Jak powiedział rzecznik niemieckiego rządu, program spotkania na szczycie ośmiu potęg gospodarczych za dwa tygodnie w Evian, we Francji nie przewiduje "jak na razie" spotkania w cztery oczy Schroedera i Busha. (iza)