Kanał Nikaraguański. Chińska inwestycja, która odmieni oblicze Ameryki?
Już wkrótce kolosalna budowa, warta ponad 40 mld dolarów, może odmienić oblicze nie tylko niewielkiej Nikaragui, ale i obu Ameryk. Problem w tym, że wciąż niewiele wiadomo o osobach, które zamierzają ją sfinansować. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi Danielowi Ortedze w wydaniu błyskawicznej zgody na tak poważną inwestycję. Kim jest miliarder Wang Jing i czy aby na pewno nie stoi za nim interes Komunistycznej Partii Chin?
Jeden to typ macho w kurtce z brązowej skóry, wąsaty ekspartyzant z wiecznie poważnym spojrzeniem. Drugi to korpulentny biznesmen bez jakichkolwiek charakterystycznych cech. Pierwszy nazywa się Daniel Ortega i jest prezydentem jednego z najbiedniejszych państw zachodniej półkuli, Nikaragui. Drugi, Wang Jing, to chiński miliarder z dyrektorskimi stanowiskami w ponad 20 przedsiębiorstwach.
Choć na pozór nie mogliby się bardziej różnić, od pewnego czasu łączy ich bardzo mocna więź: wspólna ambicja.
Ambicja warta ponad 40 mld dolarów, a być może nawet przyszłość całego narodu.
Kanał-gigant
W ubiegłym tygodniu nikaraguańskie media doniosły, że specjalna rządowa komisja oraz chińska firma Hong Kong Nicaragua Canal Development Investment Co. Ltd. (HKND Group) uzgodniły szlak kanału, który ma połączyć Ocean Atlantycki z Pacyfikiem. Wysłannicy koncernu z Dalekiego Wschodu przedstawili nikaraguańskim władzom sześć możliwych tras. Wygrała opcja numer cztery - od wpadającej do Morza Karaibskiego Punta Gorda do ujścia rzeki Brito nad Pacyfikiem.
- To bardziej kosztowne, ale i bardziej przyjazne dla środowiska oraz lokalnej ludności rozwiązanie - zapewnia HKND.
O samym kanale wiadomo tyle, że będzie miał 278 km długości, od 260 do 520 metrów szerokości i przeciętnie prawie 28 metrów głębokości. Wzdłuż rowu powstanie linia kolejowa i ropociąg, a na jego krańcach - wielkie porty. Częścią inwestycji będzie też nowe międzynarodowe lotnisko. Pracę i koszty biorą na siebie Chińczycy.
Rząd w Managui twierdzi, że projekt jest wyjątkową szansą dla Nikaragui. Położony nieco na południe, stuletni Kanał Panamski najlepszy okres ma już za sobą - mimo przeprowadzanych właśnie modernizacji nie jest i nie będzie w stanie pomieścić naprawdę dużych statków. Przez nikaraguański tor przejdą tymczasem - a przynajmniej tak obiecuje HKND - nawet okręty klasy Triple-E, czyli 400-metrowe potwory mieszczące do 18 tysięcy kontenerów ("National Geographic" wylicza, że to mniej więcej milion telewizorów plazmowych lub 148 mln par butów do biegania).
Daniel Ortega i jego koledzy z Sandinistycznego Frontu Wyzwolenia Narodowego przekonują, że całe przedsięwzięcie rozpędzi miejscowy wzrost gospodarczy do kilkunastu procent rocznie. W ciągu 15 lat miałoby to pozwolić wyjść z biedy ponad 400 tysiącom Nikaraguańczyków.
Ale nie wszyscy podzielają ten optymizm. Krytycy inwestycji powtarzają, że kanał odmieni Nikaraguę tylko na gorsze. W mediach padają rozmaite określenia: od "zaprzedania duszy diabłu" po "ekologiczną katastrofę". Powodów do obaw rzeczywiście nie brakuje. Część z nich jest nieodzownym elementem każdego dużego projektu infrastrukturalnego " a ten porównuje się rozmachem do budowy gigantycznej Zapory Trzech Przełomów w Chinach. Pozostałe wątpliwości wynikają jednak z tego, że HKND i rząd Ortegi od początku mają w temacie kanału wiele tajemnic. Stare marzenie
Już pod koniec XV wieku hiszpańscy konkwistadorzy zastanawiali się, jak skrócić drogę między Atlantykiem a Pacyfikiem. Pierwsze pomiary podpowiedziały im, że jednym z odpowiedniejszych miejsc do przebicia się przez Amerykę byłyby tereny dzisiejszej Nikaragui. W XIX wieku idei tej uważnie przyglądali się Francuzi, a tematem osobiście interesował się sam Napoleon III. Następne były Stany Zjednoczone. Pod koniec dziewiętnastego stulecia Amerykanie mieli gotowe plany i zezwolenia podpisane przez władze w Managui. Choć ostatecznie postanowili pociągnąć transoceaniczny szlak przez Panamę, wizja Kanału Nikaraguańskiego pozostała w umysłach wielu ludzi. Po blisko stu latach, na dobre zapragnął wprowadzić ją w życie prezydent Daniel Ortega. Ale nie szukał sponsora na Zachodzie.
W czerwcu 2013 roku zdominowane przez Sandinistów Zgromadzenie Narodowe przyznało prawa do budowy toru powstałemu niecałe dwa lata wcześniej HKND. Na podstawie podpisanej zaraz potem umowy chińska firma otrzymała 50-letnią wyłączność na jego eksploatację z opcją przedłużenia o kolejne pół wieku i całkowite zwolnienie z podatków. Według udostępnionych informacji, Nikaragua będzie otrzymywać drobną część zysków - po dekadzie jej część wyniesie 10 proc. Później będzie rosnąć o niecały procent rocznie.
I to właściwie wszystko, co przekazano publice. Wyników studium efektów ekologicznych i społecznych, zleconego brytyjskiemu podwykonawcy, HKND ujawniać nie musiała. Nie rozwodziła się też nad tym, skąd weźmie szacowane 40 mld dolarów na ukończenie konstrukcji. - Jesteśmy prywatnym przedsiębiorstwem, a nasze finanse pochodzą m.in. od międzynarodowych banków i firm inwestycyjnych - powiedział w jednym z nielicznych wywiadów 41-letni Wang Jing, dyrektor i najważniejszy udziałowiec HKND (1210. miejsce na liście najbogatszych „Forbesa”).
Pionek
Prędkość, z jaką przyjęto właściwie wszystkie propozycje Chińczyków, musiała wzbudzić podejrzenia. Gdy w 2006 roku nieodległa Panama chciała rozpocząć kosztowną modernizację swojego kanału, tamtejsze władze zorganizowały powszechne referendum. Rząd Ortegi zgodził się za to dosłownie rozciąć kraj na dwie części bez słowa konsultacji z narodem. A to nie jedyny zarzut.
Wśród najgłośniejszych krytyków projektu są lokalni (i nie tylko) ekolodzy. Nie ma wątpliwości, że prace budowlane na zawsze odmienią tereny, przez które przejdzie kanał. Pogłębiarki wyregulują każdą rzekę na trasie, a piły mechaniczne zetną hektary tropikalnego lasu. Najbardziej zagrożone będzie jednak ogromne jezioro Nikaragua, przez które przejść ma około 100 km trasy kanału.
Cocibolca, jak nazywają je okoliczni Indianie, od stuleci stanowiło źródło wody i pożywienia dla tysięcy ludzi oraz jeden z najlepiej zachowanych ekosystemów na kontynencie. Setki przemysłowych statków przepływających przez akwen każdego miesiąca muszą odcisnąć na nim swój ślad.
Jeszcze innym problemem pozostaje kwestia nikaraguańskiej suwerenności. Chociaż dyrektorzy HKND zaklinają się, że nie mają nic wspólnego z KPCh, wielu obserwatorów widzi w tej tajemniczej firmie znikąd przedłużenie jednego z pekińskich ministerstw, na przykład spraw zagranicznych lub obrony. Nie ma wątpliwości, że kontrolowany przez chiński kapitał kanał w Nikaragui - choćby i ekonomicznie nierentowny - będzie przydatnym narzędziem w walce o wpływy Państwa Środka. Wydając ekspresową zgodę na tak poważne przedsięwzięcie, Daniel Ortega mógł uczynić ze swojej ojczyzny pionek w globalnej grze między Chinami a USA.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski
Tytuł i lead pochodzą od redakcji.