Kampania wyborcza, czyli wolna amerykanka
Wszystkie chwyty są dozwolone, a najwyżej punktowane są ciosy poniżej pasa – tak na początku wyścigu do Białego Domu pisał o amerykańskiej kampanii wyborczej niemiecki magazyn „Der Spiegel”. Obie strony – Demokraci stojący za senatorem Johnem Kerrym i Republikanie, których reprezentuje prezydent USA George W. Bush - nie przeoczyły żadnej możliwości, żeby obrzucić drugą stronę błotem.
02.11.2004 | aktual.: 02.11.2004 17:33
Brudy z łóżka
W brutalnej walce wyborczej posunięto się do oskarżeń o niemoralne życie osobiste. Najpierw wydawca znanego skandalizującego magazynu internetowego Matt Drudge - który jako pierwszy ujawnił romans prezydenta Billa Clintona z Monicą Lewinsky – opublikował w nim plotki, jakoby Kerry miał romans pozamałżeński z młodszą o 35 lat pracownicą swego biura. Kiedy sprawa mogła wyjść na światło dzienne, miał ją odesłać za granicę, do rodzinnej Anglii. Pierwotnym źródłem pogłosek byli prawdopodobnie pracownicy sztabów Partii Republikańskiej.
Demokraci nie pozostali jednak dłużni. Nowojorski dziennik-tabloid "Daily News" przypomniał dawne zarzuty przeciw Bushowi, że kiedyś wysłał swoją dziewczynę do ginekologa, aby przerwała ciążę. Jako prezydent Bush potępia aborcję.
Dwulicowy Kerry
Polityczni przeciwnicy Kerry’ego wykorzystali jego stosunek do małżeństw homoseksualnych. Pragnie on przyznać homoseksualistom prawo do zawierania związków cywilnych, które jednak nie dawałyby takich samych praw jak normalne małżeństwo. Republikanie wykryli jednak, że jeszcze w 2002 r. Kerry wypowiadał się przeciwko zakazowi zawierania przez homoseksualistów pełnoprawnych związków małżeńskich.
Zwolennicy Busha rozprowadzili także w Internecie półminutowy film wideo, w którym ukazuje się Kerry'ego jako dwulicowca. Senator - przypominają m.in. autorzy - zapowiada ograniczenie wpływów grup "specjalnych interesów", a tymczasem w Kongresie otrzymuje rekordowe sumy w donacjach od lobbystów.
W tym samym tonie atakował Kerry’ego prezydent Bush. "Kandydaci (demokratyczni) to interesująca grupa, z rozmaitymi opiniami: za cięciami podatków i przeciwko nim; za NAFTA i przeciwko NAFTA (układ o wolnym handlu między USA, Kanadą a Meksykiem); za wyzwoleniem Iraku i przeciwko temu. I to dotyczy tylko jednego senatora z Massachusetts - powiedział Bush. Sala zareagowała śmiechem.
Prezydent bez wiarygodności
Senator nie pozostał dłużny Bushowi. Podczas przemówienia w Nowym Jorku powiedział, że "dopadł" prezydenta, który "nie ma wiarygodności" wśród Amerykanów, i którego polityka jest – jego zdaniem - jednym ciągiem porażek. Przypomniał, że za rządów Busha 3 miliony mieszkańców USA straciły pracę, a wiele milionów więcej ubezpieczenie medyczne. Ocenił też, że kraj nie jest teraz lepiej zabezpieczony przed zagrożeniami terrorystycznymi.
Walka na terroryzm
Oczywiście nie mogło się obyć bez poruszania tematu terroryzmu. Kerry, oskarżył prezydenta o brak właściwej reakcji na zamachy terrorystyczne, które dotknęły Stany Zjednoczone. Podkreślał, że nie można wygrać wojny z terroryzmem tylko środkami militarnymi. Demokrata zarzucał też Bushowi, że gra na zwłokę w sprawie dochodzenia na temat informacji wywiadu o broni masowego rażenia w Iraku.
Biały Dom i republikański sztab kampanii wyborczej prezydenta Busha oczywiście odrzucił te oskarżenia. Rzecznik kampanii Steve Schmidt twierdził, że Kerry próbuje w ten sposób odwrócić uwagę od swoich własnych słabości, m.in. od tego, że sam głosował w Senacie za obcięciem funduszy dla CIA.
Wiceprezydent USA Dick Cheney wyśmiał Kerry'ego za wypowiedź, że będzie prowadził "bardziej delikatną" wojnę z terrorystami niż prezydent George W.Bush. Delikatna wojna nie zniszczy złych ludzi, którzy zabili (w ataku z 11 września 2001 roku) 3 tys. Amerykanów. Ludzie, którzy ścięli głowę Danielowi Pearlowi, nie będą pod wrażeniem naszej delikatności - powiedział Cheney.
Bogaty, biały i mdły
Republikanie atakowali demokratycznego kandydata, wypominając mu wypowiedzi o wojnie z terroryzmem, nudną retorykę, a nawet pochodzenie z zamożnej rodziny. W wielu miastach telewizja emitowała ogłoszenia przedwyborcze zaadresowane do czarnych Amerykanów, w którym określono senatora z Massachusetts jako polityka "bogatego, białego i mdłego". Ogłoszenia, nadane w kluczowych dla wyniku wyborów stanach, sfinansował biznesmen ściśle związany z Partią Republikańską.
Nieobecny bez przepustki
Republikanie próbowali także wszelkimi sposobami odebrać kandydatowi Demokratów atut, jakim jest jego sława bohatera wojny w Wietnamie. Furię sympatyków Busha wzbudziły zarzuty, że prezydent na początku lat 70. nie stawiał się do służby w teksaskiej Gwardii Narodowej - gdzie dostał się dzięki protekcji przyjaciół ojca, unikając w ten sposób wysłania na wojnę do Wietnamu.
Zarzuty wysunął przewodniczący Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej, Terry McAuliffe. W wywiadzie telewizyjnym powiedział, że Bush, służąc w Gwardii na początku lat 70. nie stawiał się, tak jak powinien, do swej jednostki, która w latach 1971-1972 stacjonowała w stanie Alabama. McAuliffe powiedział, że obecny prezydent "był AWOL", czyli "nieobecny bez przepustki" (ang. absent without leave), co jest w USA popularnym określeniem samowolnego porzucenia oddziału.
Biały Dom stanowczo odrzucił oskarżenia Demokratów. Rzecznik prezydenta, Scott McClellan, oświadczył, że Bush "spełnił swój obowiązek" w Gwardii Narodowej i został z wojska "zwolniony z honorami". Przewodniczący Partii Republikańskiej, Marc Racicot, nazwał zarzuty "oszczerczym atakiem".
Republikanie przypominali, że sprawę służby Busha w Gwardii Narodowej próbowano już nagłaśniać w jego kampanii prezydenckiej w 2000 r. Wówczas jednak - podkreślają obserwatorzy - jego przeciwnikiem w wyścigu do Białego Domu był Al Gore, który w Wietnamie służył tylko jako dziennikarz, w dodatku na tyłach. Tym razem rywal Busha jest odznaczony za bohaterstwo w tej wojnie.