Kamiński: do przecieku doszło w "Pędzącym króliku"
Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed sejmową komisją śledczą do wyjaśnienia tzw. afery hazardowej, że na przełomie sierpnia i września 2009 r. miał pewność, że doszło do przecieku ws. działań CBA związanych z aferą hazardową. - Do przecieku doszło późnym popołudniem 24 sierpnia 2009 r. w kawiarni "Pędzący królik" na spotkaniu Marcina Rosoła i Magdy Sobiesiak - powiedział.
"Tusk mógł poinformować Drzewieckiego o działaniach CBA"
Mariusz Kamiński nie wyklucza, że to premier Donald Tusk lub sekretarz Kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki mogli powiedzieć Mirosławowi Drzewieckiemu o działaniach CBA w sprawie afery hazardowej; Drzewiecki mógł przekazać informację swojemu współpracownikowi Marcinowi Rosołowi, a ten córce biznesmena Ryszarda Sobiesiaka, Magdalenie.
Kamiński powtórzył, że "logika wydarzeń jednoznacznie wskazuje, że przełomowym momentem, jeśli chodzi o przeciek, jest spotkanie Marcina Rosoła z córką Ryszarda Sobiesiaka, Magdaleną". - Wszystko wskazuje na to, że to był moment przecieku - podkreślił były szef CBA.
Pytany przez Bartosza Arłukowicza (Lewica), od kogo o akcji CBA mógł dowiedzieć się Rosół, Kamiński odparł: Tylko od ministra Drzewieckiego, jeśli Drzewiecki został o tym poinformowany przez premiera 19 sierpnia 2009 roku.
Dopytywany, czy jest przekonany, że Drzewiecki mógł dowiedzieć się o akcji CBA tylko i wyłącznie od premiera, odparł: Mógł się dowiedzieć od pana premiera, że CBA interesuje się tą sprawą, CBA zna tę sprawę. Dodał, że sam premier dowiedział się o sprawie od niego 14 sierpnia.
Arłukowicz pytał od kogo jeszcze Drzewiecki mógł teoretycznie się dowiedzieć o działaniach CBA. - Od ministra Cichockiego - odpowiedział Kamiński. - Teoretycznie jeszcze od pracowników CBA? - dopytywał Arłukowicz. - Teoretycznie tak - odparł Kamiński.
Zapytany przez śledczego, czy można wykluczyć tezę, iż Sobiesiak dowiedział się o akcji CBA od byłego szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego lub jego współpracowników, Kamiński powiedział, że żadnej tezy nie można wykluczyć.
Kulisy przecieku czyli rozmowy "Rysia" z "Mirem"
Jak powiedział były szef CBA, w połowie kwietnia 2009 roku w domu ministra sportu Mirosława Drzewieckiego dochodzi do spotkania, na którym - jak zaznaczył Kamiński - "najprawdopodobniej" baron branży hazardowej Ryszard Sobiesiak prosi Drzewieckiego o załatwienie intratnej posady dla swojej córki Magdy.
Na początku maja ub.r. Sobiesiak zadzwonił do asystenta ministra sportu Macieja Rosoła i zapytał go, czy Drzewiecki przekazał mu CV Magdy Sobiesiak. Rosół - mówił Kamiński - był zaskoczony i powiedział, że nie, a to wywołało "lekką irytację" Ryszarda Sobiesiaka, który w trakcie tej rozmowy nazwał Drzewieckiego "czereśniakiem".
- W maju trwają intensywne poszukiwania pracy, która zadowoliłaby aspiracje finansowe i zawodowe córki pana Sobiesiaka. Początkowo mowa jest o funkcji wicedyrektora Centralnego Ośrodka Sportu - zeznał Kamiński i dodał, że Sobiesiakowi nie spodobała się jednak ta propozycja.
W połowie czerwca 2009 r. - dodał - pojawiła się propozycja satysfakcjonująca Sobiesiaka, by jego córka została członkiem zarządu Totalizatora Sportowego. - Kiedy ta propozycja się pojawia, Ryszard Sobiesiak dzieli się tą informacją ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi branży hazardowej. Jego przyjaciele są zachwyceni. Jan Kosek dowiedziawszy się o tym entuzjastycznie mówi "pchaj to, i to tak mocno, jak się tylko da" - tłumaczył Kamiński.
Jak zeznał b. szef CBA, inny znajomy Sobiesiaka, b. prezes Totalizatora sportowego Sławomir Sykucki, miał już wtedy "wizję, jak to dalej będzie wyglądało". Kamiński dodał, że Sykucki powiedział wówczas: "Można tak podzielić rynek, że Totalizator Sportowy będzie miał pieniądze i wszyscy prywatni będą mieli. Magda tylko musi się trochę słuchać".
- Intencje wprowadzenia Magdy Sobiesiak do Totalizatora Sportowego wydają się jasne i czytelne. Myślę, że mielibyśmy do czynienia z sabotażem, być może rzeczywiście z jakimś nieformalnym podzieleniem rynku i sterowaniem jedną z najważniejszych, przynoszących ogromne dochody dla Skarbu Państwa, spółek - powiedział.
Kamiński zeznał, że 26 czerwca Rosół wysłał oficjalnie wiceministrowi skarbu Adamowi Leszkiewiczowi CV Magdaleny Sobiesiak, z informacją, że jest to osoba, którą ministerstwo sportu rekomenduje do zarządu Totalizatora Sportowego.
2 sierpnia - mówił - po raz kolejny w domu Mirosława Drzewieckiego Sobiesiak spotkał się z ministrem sportu. - Po tym spotkaniu informuje swoich kolegów z branży, że wszystko jest ustawione, konkurs jest ustawiony, 2 września jego córka zostanie członkiem zarządu Totalizatora Sportowego - mówił b. szef CBA. Jak zeznał, 14 sierpnia powiedział o sprawie premierowi Donaldowi Tuskowi. 16 sierpnia - mówił - Rosół przypomniał Ryszardowi Sobiesiakowi, że jego córka musi zbyć udziały w firmie Golden Play, gdyż jest to firma konkurencyjna, i źle by wyglądało, gdyby weszła do zarządu Totalizatora Sportowego będąc jednocześnie udziałowcem spółki, która jest konkurencją dla Totalizatora Sportowego. Wśród kolejnych dat wymienił 19 sierpnia, kiedy to doszło do spotkania premiera Tuska z Drzewieckim i b. wicepremierem, ministrem spraw wewnętrznych i administracji Grzegorzem Schetyną.
Kamiński następnie przytoczył wypowiedź Leszkiewicza zamieszczoną 8 października 2009 r. w "Dzienniku" w której stwierdził on, że w dniach 20 - 24 sierpnia otrzymywał wielokrotnie telefony od Marcina Rosoła. - Był wtedy za granicą na urlopie. Nie odbierał tych telefonów, natomiast - jak stwierdził dla gazety - pamięta osoby, które mu przeszkadzały w urlopie. Tą osobą był Marcin Rosół - powiedział Kamiński.
Rosół, nie mogąc skontaktować się z ministrem, poprosił sekretariat ministra o wyznaczenie w pierwszym możliwym terminie osobistego spotkania z Leszkiewiczem. - Do tego spotkania dochodzi 25 sierpnia. Jak informuje Leszkiewicz, Marcin Rosół przyszedł tylko po to, żeby poinformować go, że Magda Sobiesiak wycofuje się z konkursu na członka zarządu TS, nie podał przyczyn - powiedział. Ostateczna rozmowa kwalifikacyjna miała odbyć się 26 sierpnia.
Wcześniej, 24 sierpnia o godz. 18.25, Rosół spotkał się z córką Sobiesiaka w kawiarni "Pędzący królik" w Warszawie. Z analizy rozmów Ryszarda Sobiesiaka - mówił Kamiński - wynika, że również 24 sierpnia w godzinach wieczornych ten biznesmen miał się spotkać z Mirosławem Drzewieckim, ale nic nie wskazuje, żeby do tego spotkania doszło. - Najprawdopodobniej zostało ono odwołane, być może przez Marcina Rosoła - powiedział.
Według Kamińskiego 25 sierpnia, rano o godz. 8.45. Sobiesiak dzwoni do Sykuckiego z informacją, że Magda rezygnuje. "Zadzwonię za chwilę z innego telefonu" - miał mu powiedzieć. - Dlaczego z innego telefonu. Dlaczego nie może kontynuować rozmowy? Nie wiadomo - skomentował tę rozmowę Kamiński.
W godzinach popołudniowych 25 sierpnia - mówił Kamiński - Sobiesiak w rozmowie z zaprzyjaźnionym prawnikiem miał powiedzieć: "Magda wycofała się z projektu po wczorajszym spotkaniu. Miała najlepsze papiery, ale tatusia niedobrego".
Tego samego dnia Sobiesiak wyjechał na Mazury na spotkanie z grupą kolegów. Jak wyjaśnił Kamiński, w tym samym artykule "Dziennika " z 8 października zamieszczono rozmowę z anonimowym uczestnikiem tego spotkania. - Podana jest ważna informacja, na podstawie której bardzo łatwo zidentyfikować tę osobę. Ta osoba anonimowo mówi, że spotkała 25 sierpnia po południu Ryszarda Sobiesiaka. Spotkali się na stacji benzynowej Orlen na Mazurach. Ryszard Sobiesiak powiedział mu, że jest obserwowany i że jego telefon jest na podsłuchu. Nazwisko tej osoby z całą pewnością jest znane Centralnemu Biuru Antykorupcyjnego - zeznał Kamiński.
26 sierpnia w rozmowie ze swoim znajomym Sobiesiak miał powiedzieć: - Kartę Play kupisz. Te wszystkie abonamenty możesz wyrzuć. Jak wyjaśnił Kamiński, chodzi o telefon pre-paidowy, który nie jest zarejestrowany.
Jak zeznawał Kamiński, tego samego dnia, nieco później, Sobiesiak w rozmowie z innym ze swoich znajomych powiedział: "Ja mam teraz zakaz dzwonienia, bo tam jakieś sprawy załatwialiśmy. Nie chcę dzwonić, żeby nas nie kojarzyli". Z kolei - mówił Kamiński - 27 sierpnia w rozmowie ze swoim najbliższym przyjacielem Janem Koskiem Sobiesiak poinformował, że "wycofał Magdę, bo tam wiesz, KGB, CBA."
- 31 sierpnia mamy słynne spotkanie na cmentarzu z Chlebowskim. Spotkanie wywołane w bardzo specyficzny sposób. Do Ryszarda Sobiesiaka dzwoni wspólny znajomy i mówi, że Zbyszek prosi o dyskrecję. Masz być o tej i o tej godzinie na stacji CPN-u w miejscowości pod Wrocławiem. Pada nazwa miejscowości. Na miejscu są funkcjonariusze, bo rzeczywiście to wygląda dosyć intrygująco. Obserwują, że Zbigniew Chlebowski podjeżdża na stację benzynową po czym obaj panowie jadą w stronę pobliskiego cmentarza, gdzie przez 20 minut krążą pomiędzy grobami i omawiają jakieś ważne, jak sądzę, sprawy - powiedział b. szef CBA.
Podsumowując Kamiński powiedział, że na przełomie sierpnia i września CBA miało pewność, że doszło do przecieku, że Ryszard Sobiesiak został uprzedzony o działaniach Centralnego Biura Antykorupcyjnego i że uprzedzeni zostali politycy, którzy zostali wymienieni w tych stenogramach.
Kamiński powiedział, że logika wydarzeń jest jednoznaczna i możemy wskazać moment przecieku. Jak podkreślił, przeciek nastąpił późnym popołudniem 24 sierpnia w kawiarni "Pędzący królik" na spotkaniu Marcina Rosoła i Magdy Sobiesiak. W ocenie b.szefa CBA po tym wydarzeniu zaczynają dziać się rzeczy, z których wynika, że Ryszard Sobiesiak został uprzedzony o działaniach CBA.
"Cichocki był przestraszony, gdy dowiedział się o przecieku"
Był szef CBA zeznał, że odniósł wrażenie, iż sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki był "przestraszony", gdy dowiedział się od niego o przecieku dotyczącym działań CBA w związku z nieprawidłowościami przy pracach legislacyjnych nad ustawą hazardową.
Jak zeznał Kamiński, podczas rozmowy 10 września w sejmie przekazał Cichockiemu informację o przecieku. Sekretarz kolegium ds. służb specjalnych zapytał go wtedy, "czy na pewno się nie myli". "Nie, nie mylę się" - odpowiedział Kamiński. Były szef CBA zeznał też, że odniósł wrażenie, iż Cichocki po otrzymaniu tych informacji był "przestraszony". Kamiński poinformował go też na tym spotkaniu, że następnego dnia skieruje pismo w tej sprawie do premiera. Powiedział, że zwrócił się do Cichockiego z prośbą o przekazanie informacji premierowi Tuskowi, że takie pismo wpłynie.
Zeznał też, że następnego dnia - 11 września 2009 r. - gdy tylko dowiedział się o tym, że pismo wpłynęło do sekretariatu premiera, zadzwonił do Cichockiego z informacją, że może przekazać premierowi, iż pismo wpłynęło i premier może się z nim zapoznać.
Zbigniew Wassermann (PiS) pytał, czy i w jaki sposób Cichocki sprawował nadzór i koordynację nad służbami specjalnym - w szczególności CBA - w kontekście ustawy hazardowej. - Nie czułem, że minister Cichocki w jakikolwiek sposób ma nadzorować CBA. Nie miał żadnych kompetencji ku temu. (...) Był upoważniony przez premiera do kontaktu ze służbami specjalnymi. Oczywiście miał pewne kompetencje jako sekretarz kolegium ds. służb specjalnych, ale nie były to w żaden sposób kompetencje nadzorcze - powiedział Kamiński.
"Premier dowiedział się o aferze, ale nic nie zrobił"
Kamiński ocenił że spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem z 14 sierpnia 2009 na temat prac nad projektem zmian w ustawie hazardowej "to była dobra robocza rozmowa".
- Miałem poczucie, że rozmawiam z człowiekiem przejętym sytuacją, człowiekiem, który został oszukany przez swoich współpracowników. Takie było moje odczucie, że premier nie wiedział, co wokół niego się dzieje - relacjonował Kamiński, odpowiadając na pytania śledczych.
Jak podkreślił, wówczas, 14 sierpnia, był przekonany, że jest to pierwsze spotkanie z premierem w ramach wyjaśnienia tej sprawy. - Odchodziłem z nadzieją, że sprawa będzie załatwiona, że będziemy razem dalej współdziałali - dodał były szef CBA.
Wcześniej w swojej swobodnej wypowiedzi Kamiński mówił, że wychodził ze spotkania z premierem "zadowolony". Jak mówił, był zadowolony również z tego, że gdy powiedział premierowi, iż rozumie, że czekają go trudne decyzje, premier odparł, że nie boi się podejmować trudnych decyzji. Kamiński zeznał, że uznał to za sygnał, że Mirosław Drzewiecki i Grzegorz Schetyna poniosą konsekwencje.
Pytany przez Bartosza Arłukowicza (Lewica), jakie zalecenia przedstawił na spotkaniu z premierem, Kamiński podkreślił, że prosił, by premier przejął nadzór i osobistą odpowiedzialność za kształt ustawy hazardowej i przywrócenie pierwotnych założeń (zapisów o dopłatach). - Premier powiedział, że jest zwolennikiem nawet zwiększenia obciążeń podatkowych dla branży hazardowej. Ucieszyło mnie to i powiedziałem, że to najlepsza odpowiedź państwa na tę sytuację - dodał Kamiński. Jak podkreślił, sugerował także premierowi, by jak najszybciej spotkał się z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą.
Dopytany przez Arłukowicza, czy Tusk pytał o udział w aferze hazardowej Grzegorz Schetyny, Mirosława Drzewieckiego, Zbigniewa Chlebowskiego, Marcina Rosoła czy Sławomira Nowaka, Kamiński powiedział, że rozmowa dotyczyła "wszystkich tych osób", poza Nowakiem. - Podkreślałem, że nie ulega dla mnie wątpliwości rola Chlebowskiego i Drzewieckiego i że są to ludzie całkowicie dyspozycyjni wobec lobby hazardowego - mówił Kamiński.
Jednocześnie Kamiński ocenił, że premier Donald Tusk później nie zrobił nic, aby wyjaśnić aferę. Zdaniem Kamińskiego, szef rządu mógł podjąć "wszelkie działania" wyjaśniające tę sprawę, nie ujawniając w niej roli CBA. Jak dodał, po rozmowie z Tuskiem 16 września nie miał jednak żadnej informacji, aby premier podjął jakieś działania wyjaśniające.
Dodał, że jego zdaniem Tusk 16 września nie powiedział mu prawdy, twierdząc, że nie czytał jego pisma z 11 września 2009 roku. - Jeżeli chodzi o spotkanie 16 września, wydaje mi się, że premier nie powiedział mi prawdy na temat tego, czy zapoznał się z pismem, czy nie - zaznaczył Kamiński. Były szef CBA wyjaśnił po raz kolejny, że o swoim piśmie z 11 września 2009 roku, które dotyczyło m.in. przecieku na temat działań CBA w sprawie tzw. afery hazardowej, dwukrotnie informował szefa kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego i prosił o przekazanie tej wiadomości szefowi rządu.
- Mija pięć dni i premier w rozmowie ze mną twierdzi, że nie czytał tak ważnego pisma. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, a gdyby jednak uznać, że premier nie czytał tego pisma, to jestem zszokowany takim lekceważącym podejściem do sprawy - dodał.
Według Kamińskiego premier "na użytek tej sprawy, żeby w jakikolwiek sposób nie nawiązywać do afery hazardowej" za najbardziej wygodne uznał stwierdzenie, że nie zna treści tego pisma. - Tak to interpretuję - tłumaczył.
Kamiński powiedział ponadto, że tylko raz rozmawiał z premierem na temat afery hazardowej. - Tak naprawdę ku mojemu zaskoczeniu tylko raz rozmawiałem z panem premierem w tej sprawie - 14 sierpnia. Próba nawiązania do tego na spotkaniu 16 września zakończyła się tym, że on tego pisma nie czytał - powiedział.
Były szef CBA podkreślił, że wiedział, iż rząd przewidywał, że ustawa hazardowa jeszcze we wrześniu zostanie skierowana do prac w parlamencie. - Więc zakładałem, że w tym zlobbowanym kształcie trafi ona do parlamentu - tłumaczył Kamiński.
Słowa: "na 90% Rysiu, że załatwimy" nie dotyczyły ustawy
Kamiński powiedział, że słynna rozmowa z sierpnia 2008 r. między Zbigniewem Chlebowskim a Ryszardem Sobiesiakiem - podczas której Chlebowski miał powiedzieć: "Z tobą na 90% Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem" - nie dotyczyła prac nad ustawą hazardową, a przedłużenia zezwolenia na prowadzenie działalności przez firmę Sobiesiaka.
- Dzisiaj już wiemy, że ta rozmowa dotyczyła przedłużenia koncesji, która została odebrana z uwagi na to, że Ryszard Sobiesiak był skazany - powiedział Kamiński. Zaznaczył, że ta rozmowa jest dowodem na powiązania Chlebowskiego z branżą hazardową.
Z zeznań wiceministra finansów Jacka Kapicy przed hazardową komisją śledczą wynika, że 16 lipca 2008 roku spotkał się on z Chlebowskim w sprawie wrocławskiej firmy Golden Play. Kapica mówił, że w 2006 r. firma Golden Play zwróciła się do MF o przedłużenie zezwolenia na prowadzenie działalności. Jednak w trakcie wydawania tego zezwolenia okazało się, że w Krajowym Centrum Informacji Kryminalnych są informacje dotyczące postępowań karnych (prowadzonych wobec) udziałowców oraz członków władz wyżej wymienionej spółki. - W związku z tym firmie odmówiono 6 czerwca 2007 r. przedłużenia zezwolenia - mówił Kapica.
Wiceminister wyjaśnił, że firma złożyła wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy i zawieszenie postępowania. 3 września 2007 r. minister finansów zawiesił, na wniosek Golden Play, postępowanie w sprawie wniosków o pozytywne rozpatrzenie sprawy czyli wydanie zezwolenia. W tym czasie, zdaniem Kapicy, spółka podjęła działania mające na celu usunięcie ze swoich struktur organizacyjnych osób, wobec których występowało uzasadnione zastrzeżenie. Jak zaznaczył, po dokonaniu tych czynności Golden Play złożyła wniosek o odwieszenie zawieszonego postępowania i rozstrzygnięcie sprawy.
Minister finansów 14 lipca 2008 r. utrzymał jednak w mocy decyzję odmawiającą Golden Play przedłużenia dotychczasowych zezwoleń. Wiceminister poinformował również, że w marcu 2009 r. Sąd Administracyjny rozstrzygnął tę kwestię na korzyść spółki, czyli uznał, że pierwszeństwo ma rozstrzygnięcie w zakresie zawieszonego postępowania niż rozstrzygnięcie postępowania o wydanie zezwolenia jakby w tym trybie przetargowym.
Z informacji medialnych, ale także z analizy CBA materiałów operacyjnych (analizy z 12 sierpnia 2009 r.) wynika, że firma Golden Play związana jest z Sobiesiakiem. Z zeznań Kapicy wynika, że Chlebowski interesował się też przetargiem na prowadzenie kasyna w Warszawie. Jednym z oferentów była spółka, w której udziały miał Sobiesiak.
Przedstawiciel PO w komisji Sławomir Neumann ocenił, że Kamiński - przedstawiając premierowi 14 sierpnia 2009 roku stenogramy z rozmów, w tym także słowa Chlebowskiego "Z tobą na 90% Rysiu, że załatwimy..." - wprowadził szefa rządu w błąd, bo wypowiedź ta nie dotyczyła prac nad zmianami w ustawie hazardowej.
- Pozostawiono premierowi podjęcie decyzji zamiast prokuratorowi zanieść te materiały, bo być może prokurator by ich nie przyjął. (...) To była sytuacja dziwna i nie do końca zrozumiała intencja Mariusza Kamińskiego - zaznaczył Neumann. - Mamy informacje szefa CBA, który nie do końca mówi prawdę premierowi. To też jest porażające dla mnie. Szef służby specjalnej wprowadza w błąd premiera podając niezweryfikowane informacje - dodał w przerwie przesłuchania Kamińskiego.
Kamiński zapewnił później, że stenogramy z rozmów Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenami branży hazardowej nie "wyciekły do prasy" z jego Biura. - To jest insynuacja. Ja tak nie uważam - w taki sposób Kamiński odniósł się do stwierdzenia Jarosława Urbaniaka (PO), że stenogramy wyciekły do prasy z CBA.
Zaznaczył, że dokumenty dotyczące podsłuchów znajdowały się w różnych miejscach, w tym także w kancelarii premiera. - Równie dobrze pan może powiedzieć, że te materiały wyciekły z kancelarii premiera jak z CBA - podkreślał Kamiński.
Urbaniak zaznaczył, że stenogramy, które ukazały się w mediach, w porównaniu do materiałów dostarczonych premierowi są szersze. - Nic mi na ten temat nie wiadomo - odparł Kamiński.
"Zostałem odwołany, bo wykryłem aferę"
13 października Mariusz Kamiński został zdymisjonowany przez premiera z funkcji szefa CBA. Wszczynając procedurę odwoławczą, premier mówił, że czynił to, by zabezpieczyć kraj przed "politycznymi pułapkami na zamówienie opozycji". Przekonywał, że "byłoby hipokryzją" niedostrzeganie, że PiS przy pomocy CBA, chce zaatakować rząd i Platformę. Tusk powiedział też, że nie ma wątpliwości co do złych intencji Kamińskiego w sprawie afery hazardowej.
- Nie mam wątpliwości, że zostałem pozbawiony funkcji, dlatego że ujawniłem i wykryłem tę aferę, ale jestem przekonany, że było to moim obowiązkiem - powiedział Kamiński przed komisją śledczą.
W ocenie Kamińskiego zarzuty w sprawie afery gruntowej postawione mu przez prokuraturę w Rzeszowie to był jedynie pretekst do odwołania go ze stanowiska szefa CBA, ponieważ - według niego - był prowadzony scenariusz, by do końca września sprawa afery hazardowej mogła być "zamieciona pod dywan".
Kamiński podkreślił, że ma satysfakcję z ujawnienia tzw. afery hazardowej. Jak podkreślił, niezależnie do tego, co stało się później, było warto i trzeba było to zrobić, w imię standardów, że nikt nie stoi ponad prawem. - Postanowiłem nie dopuścić do zamiecenia sprawy po dywan i poinformować o tej nadzwyczajnej i bezprecedensowej sytuacji prezydenta oraz władze sejmu i senatu.