Kair wrze: setki rannych, na ulicach słychać strzały
Mężczyzna związany z siłami bezpieczeństwa zginął, a 611 osób odniosło obrażenia w starciach zwolenników i przeciwników prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka - poinformowała państwowa telewizja, cytując rzecznika ministerstwa zdrowia. - Wojsko strzela w powietrze, usiłując rozpędzić demonstrantów - podała Al-Dżazira. W walkach wykorzystywany jest gaz łzawiący i "koktajle Mołotowa". Informator agencji Reutera wyraził wcześniej opinię, że niektórzy zwolennicy Mubaraka, odpowiedzialni za środowe walki, to w rzeczywistości funkcjonariusze policji w cywilu. Władze zdementowały te doniesienia.
02.02.2011 | aktual.: 02.02.2011 22:07
Ranni zostali już przewiezieni do szpitali. Jak informuje arabska telewizja Al-Dżazira, sytuacja nieco się uspokoiła.
Al-Dżazira podaje, że jeden z głównych budynków na placu Tahrir stanął w płomieniach, a także, że wojskowe helikoptery pojawiły się nad placem. Wcześniej telewizja informowała, że tysiące ludzi, w tym kobiet i dzieci, zostały uwięzione na głównym placu w Kairze.
Uczestnicy zamieszek rzucają w siebie kamieniami i atakują kijami. - Wiele osób odniosło rany od kamieni i kijów. Nie widać, żeby ktoś był zraniony nożem lub postrzelony - powiedział jeden z uczestników zamieszek, z którym rozmawiała Al-Dżazira. Inna rozmówczyni arabskiej telewizji poinformowała, że większość rannych ma obrażenia głowy - najprawdopodobniej od kamieni.
Wojsko zaprzecza, by użyło broni. Na placu gromadzili się demonstranci, którzy żądali ustąpienia szefa państwa. Z kolei jego zwolennicy przeszli ulicami stolicy w marszu poparcia.
Zwolennicy szefa państwa, Hosniego Mubaraka, m.in. zrzucali kamienne bloki z dachów budynków wokół placu.
Dziennikarz i fotoreporter AFP wiedzieli setki rannych, w tym niektórzy byli przenoszeni przez swoich towarzyszy.
Apel do Obamy
Biały Dom potępił przemoc w Egipcie, w tym ataki na dziennikarzy, do których dochodzi podczas starć między tysiącami zwolenników i przeciwników prezydenta Mubaraka. O powściągliwość zaapelował też amerykański Departament Stanu.
Rzecznik Białego Domu Robert Gibbs w oświadczeniu zaznaczył, że Stany Zjednoczone są "głęboko zaniepokojone" atakami na media i demonstrantów. Dodał, że USA ponownie apelują do obu stron o powściągliwość.
Muhammad Ali Sabra, blisko związany z Mubarakiem, zaapelował do prezydenta USA Baracka Obamy, by "zachował dystans" do wydarzeń w Egipcie.
"Idźcie do domu" - "nie możemy"
Jak podaje telewizja, najwyższy autorytet religijny - wielki mufti Egiptu - wezwał demonstrantów do rozejścia się po domach.
Według świadków, sympatycy Mubaraka z kijami i batami wjechali na koniach i wielbłądach między protestujących na placu.
- Nikt nie może iść do domu, bo nie wiadomo, w której uliczce czają się zwolennicy Mubaraka, czekając, by nas atakować - powiedział uczestnik demonstracji. Dodał również, że żołnierze w czołgach są obecni na ulicach, ale nic nie robią. Według najnowszych doniesień, wojsko zaczęło jednak strzelać w powietrze.
Przywódca egipskiej opozycji Mohamed ElBaradei wezwał wojsko do interwencji w celu obrony Egipcjan po starciach między demonstrantami pro- i antyrządowymi w Kairze - podała telewizja Al-Dżazira. - Proszę armię o interwencję w celu ochrony życia Egipcjan - powiedział ElBaradei, podkreślając, że interwencja powinna nastąpić "dzisiaj" i że armia nie powinna pozostawać neutralna.
Wyraził nadzieję, że prezydent Hosni Mubarak jeszcze przed piątkiem odejdzie z urzędu. Na ten dzień zaplanowane są kolejne wielkie protesty antyprezydenckie pod hasłem "Piątek odejścia".
Również w piątek o godzinie 14 zwolennicy egipskiej opozycji planują przeprowadzić demonstrację pod ambasadą Egiptu w Warszawie.
Wcześniej agencja AFP, powołując się na trzy ugrupowania koalicji antyprezydenckiej, informowała, że obecne na miejscu wojsko nie interweniuje, choć na placu pojawili się policjanci po cywilnemu. Z kolei informator agencji Reutera wyraził opinię, że niektórzy zwolennicy Mubaraka, odpowiedzialni za walki, to w rzeczywistości funkcjonariusze policji w cywilu. Na potwierdzenie przeciwnicy prezydenta pokazują legitymacje policyjne odebrane "cywilom". Minister spraw wewnętrznych zaprzeczył, by w tłum wmieszali się nieumundurowani policjanci - podała Al-Dżazira.
Kolejna zbrodnia reżimu
- To, co dzieje się na ulicach egipskich miast, to kolejna zbrodnia reżimu Mubaraka - powiedział rozmówca Al-Dżaziry. - Nie będziemy negocjować dopóki Mubarak nie odejdzie, a zbrodnie przez niego popełnione - nie będą ścigane. Nie spoczniemy, dopóki ten morderczy reżim nie ustąpi - powiedział przedstawiciel opozycji.
Korespondentka telewizji, obecna na miejscu, powiedziała, że ci, którzy chcą opuścić plac, nie mają takiej możliwości. Wśród nich są "tysiące kobiet i dzieci".
Zobacz najnowsze zdjęcia: Kair areną walk
- To bandyci z (rządzącej) Partii Narodowo-Demokratycznej. Stałem przy wejściu na plac Tahrir, gdzie tworzyliśmy żywy mur, kiedy grupa rzuciła się na nas, a potem zostałem uderzony kamieniem - powiedział jeden z demonstrantów, raniony w głowę.
Również w Aleksandrii walki się nasilają - informuje Al-Dżazira. Tam też ścierają się przeciwnicy i zwolennicy prezydenta.
"Banda zbirów"
ElBaradei obawia się, że w jego kraju może dojść do rozlewu krwi i oskarża rząd prezydenta Hosniego Mubaraka o stosowanie "taktyki zastraszania".
- Jestem wyjątkowo zaniepokojony (...) to jeszcze jeden symptom wskazujący, że przestępczy reżim dokonuje aktów przestępczych - powiedział były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w rozmowie z BBC.
- Obawiam się, że przekształci się to w rozlew krwi - dodał ElBaradei, nazywając zwolenników prezydenta Mubaraka "bandą zbirów".
"Nie" dla Mubaraka
Wiele osób, które spędziły noc na placu w namiotach lub pod samymi kocami, jest zdeterminowanych tam zostać, aż Mubarak ustąpi. Transparenty, niektóre mierzące około 20 metrów długości, głosiły m.in.: "Ludzie żądają upadku reżimu". Skandowano także: "Nie odejdziemy, dopóki on nie odejdzie" - podaje agencja Reutera. Namioty zniknęły już z placu Tahrir.
Czytaj więcej: Przez upór Mubaraka poleje się krew?
Mubarak zdecydował się we wtorek na połowiczne ustępstwa, oświadczając w wystąpieniu telewizyjnym, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, ale nie ustąpi też z urzędu, chcąc dotrwać do wrześniowych wyborów. Nie wykluczył też, że jego syn będzie ubiegał się o urząd głowy państwa.
W odpowiedzi na tę deklarację, główna organizacja opozycyjna Egiptu Bractwo Muzułmańskie oznajmiła w komunikacie, że nie zgadza się, by prezydent Hosni Mubarak pozostał na stanowisku do końca swej kadencji we wrześniu.
"Naród odrzuca wszelkie częściowe rozwiązania zaproponowane wczoraj przez szefa reżimu (Mubaraka) i nie godzi się na alternatywę wobec odejścia" - napisano w komunikacie.
"Tak" dla Mubaraka
Tymczasem koło meczetu Mustafy Mahmuda w dzielnicy Mohandisin w Kairze zgromadziło się kilka tysięcy ludzi; protestujący wymachiwali egipskimi flagami i nieśli olbrzymi plakat z wizerunkiem Mubaraka. Policja otoczyła okolicę i kierowała ruchem drogowym.
Jak podaje z kolei AFP, w proprezydenckim marszu w centrum Kairu wzięło udział około 500 osób. "Tak dla Mubaraka - w ochronie stabilizacji", "Tak dla prezydenta pokoju i stabilizacji", "Ci, którzy kochają Egipt, nie pozwolą mu zginąć" - głosiły napisy na budynku telewizji państwowej, około kilometra od placu Tahrir.
Zobacz galerię: Kilkaset tysięcy osób: "Twoja głowa spadnie!" Agencja Associated Press ocenia, że wiece wydają się być początkiem odebrania przez rządzącą Partię Narodowo-Demokratyczną rozmachu antyprezydenckim protestom.
Armia: rozejdźcie się
Rzecznik armii zaapelował, by zakończyć protesty. - Wyszliście na ulicę, żeby wyrazić swoje żądania, i to wy jesteście tymi, którzy mogą przywrócić w Egipcie normalne życie - powiedział rzecznik Ismail Etman, którego komunikat podała państwowa telewizja. - Wasz komunikat dotarł, wasze żądania stały się znane - dodał.
Wcześniej, w czasie antyprezydenckich protestów, armia wydała oświadczenie, zapewniając, że nie użyje przemocy wobec protestujących i że rozumie "uprawnione żądania" ludu.
Agencja AP ocenia, że komunikat egipskiej armii był utrzymany w koncyliacyjnym tonie i zwracał się do młodych demonstrantów, by ustąpili "z miłości dla Egiptu".
Natychmiast po oświadczeniu rzecznika telewizja na pasku informacyjnym przekazała następujący komunikat: "Siły zbrojne wzywają protestujących, by rozeszli się do domów w imię przywrócenia stabilności".
Opozycja: protestujcie dalej
Egipska koalicja opozycyjna wezwała do dalszych protestów, mówiąc, że przystąpi do negocjacji z wiceprezydentem Omarem Suleimanem, jeśli prezydent Hosni Mubarak ustąpi ze stanowiska.
Opozycja żąda m.in. rozwiązania obu izb parlamentu i parlamentów regionalnych oraz powołania grupy roboczej, która opracuje nową konstytucję. Ustąpienie Mubaraka uznano za warunek podjęcia rozmów z wiceprezydentem Omarem Suleimanem.
- Opozycyjne siły są gotowe negocjować z wiceprezydentem Omarem Suleimanam dopiero po ustąpieniu Mubaraka - powiedział rzecznik Mustafa Naggar, odczytując oświadczenie koalicji.
- Wzywamy ludzi do kontynuowania protestu na placu Tahrir i prosimy wszystkich, by wzięli udział w piątkowym proteście i pomaszerowali ze wszystkich gubernatorstw Egiptu na plac Tahrir w Kairze, przed Zgromadzenie Ludowe i budynek telewizji - apeluje opozycja.
W skład koalicji opozycyjnej wchodzą Narodowe Stowarzyszenie na rzecz Zmiany z Mohamedem ElBaradei na czele, Bractwo Muzułmańskie i inne ugrupowania.
Internet wrócił, godzina policyjna krótsza
Po kilku dniach problemów z łącznością internet w Egipcie działa normalnie - podała agencja AP. Z kolei AFP informuje o "przynajmniej częściowym przywróceniu internetu".
Władze skróciły także godzinę policyjną obowiązującą w ogarniętym demonstracjami kraju. Ograniczenia mają od środy obowiązywać od godz. 17 do godz. 7 rano (godz. 16 do godz. 6 rano czasu polskiego) - poinformowała tamtejsza telewizja.
Do tej pory godzina policyjna obowiązywała między godz. 15 a godz. 8 rano czasu lokalnego w Kairze, Aleksandrii i Suezie.
Egipska giełda pozostanie zamknięta w czwartek - piąty dzień z rzędu w związku z masowymi protestami, wzywającymi prezydenta Hosniego Mubaraka do ustąpienia - poinformował z kolei przedstawiciel kairskiego parkietu.
"Dobry krok"
Unia Europejska nazwała tę decyzję dobrym krokiem.
Szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton powiedziała również, że UE jest gotowa poprzeć egipski naród w dążeniu do lepszej przyszłości.
- UE wzywa do uporządkowanej transformacji poprzez utworzenie rządu na szerokiej bazie, prowadzącego do prawdziwego procesu istotnych reform demokratycznych w pełnym poszanowaniu rządów prawa, praw człowieka i podstawowych swobód - głosi oświadczenie pani Ashton.
- Niestety, nowo mianowany gabinet nie przedstawia sobą takiego rządu opartego na szerokiej podstawie społecznej - dodała.
Podobnie prezydent Francji Nicolas Sarkozy wezwał do szybkiej transformacji w Egipcie. Oświadczenie jego biura mówi o tym, by bezzwłocznie rozpoczął się konkretny proces transformacji. Sarkozy wzywa też egipskie władze, by dołożyły wszelkich starań, żeby proces ten przebiegł bez przemocy.
Podobnie uważa brytyjski premier David Cameron. Jego rzecznik oświadczył, że proces politycznych zmian w Egipcie musi się zacząć już teraz. - Uważamy, że proces ten musi być uporządkowaną transformacją. Proces ten musi się zacząć już teraz - powiedział rzecznik.