PolskaKaczyński z urzędnikami Kwaśniewskiego

Kaczyński z urzędnikami Kwaśniewskiego

Lech Kaczyński musi budować IV RP z
urzędnikami Aleksandra Kwaśniewskiego. Choć chciałby ich zwolnić,
nie może. Powód? Poprzednik nie zostawił mu dość pieniędzy - pisze
"Nowy Dzień".

20.12.2005 | aktual.: 20.12.2005 06:22

Pałac Namiestnikowski, który przez ostatnią dekadę był bastionem SLD, pod koniec tygodnia przejmie prawicowa ekipa. Lech Kaczyński przyjdzie do pałacu ze swoimi ministrami, dyrektorami, doradcami etc. Jak się dowiedział "Nowy Dzień", limit tego pałacowego przewrotu ustalili mu poprzednicy. W jaki sposób? Najprostszy z możliwych - personalne zmiany kosztują, a urzędnicy Kwaśniewskiego nie zostawili na nie dość pieniędzy w budżecie na 2006 r.

Scheda po dekadzie Kwaśniewskiego jest bogata: 600 urzędników na etatach w różnych jednostkach podległych prezydentowi, w tym 255 w samej kancelarii, czyli najbliższym otoczeniu głowy państwa. - Ekipa Kwaśniewskiego ustaliła budżet kancelarii na poziomie 150 mln zł, z tego 30 mln to fundusz płac. Szacuję, że panu prezydentowi Kaczyńskiemu starczy pieniędzy na wymianę około 100 urzędników - mówi poseł Marek Suski (PiS), szef sejmowej komisji regulaminowej, która zajmuje się wydatkami władz państwowych.

I całą rzecz ocenia tak: - To sabotaż. Nasz prezydent przez pierwszy rok nie będzie miał swobody w budowaniu IV RP. Bo z kim w pałacu miałby ją robić? Z dawnymi współpracownikami Kwaśniewskiego? Kancelaria to nawet nie jest III RP, to PRL - charakteryzuje. - Współczuję panu prezydentowi.

Elżbieta Jakubiak, szefowa nowej Kancelarii Prezydenta przyznaje, że kłopot będzie: - Poprzednicy nie zostawili nam zbyt dużego luzu w decyzjach personalnych.

Szczegółowego planu zwolnień nie ma, ale już wiadomo, że z pałacem pożegnają się m.in. prezydenccy ministrowie, czyli grupa najbliższych współpracowników Aleksandra Kwaśniewskiego dobierana według politycznego klucza. Np. Dariusz Szymczycha już zapowiedział w Radiu Zet, że teraz będzie jeździł na nartach. Swobodę finansową zapewni mu ministerialna pensja, do której ma prawo przez trzy miesiące po odejściu z urzędu.

- To nie jest największy problem. Ministrowie zarabiają wprawdzie po kilkanaście tysięcy złotych, ale jest ich tylko siedmiu- mówi Elżbieta Jakubiak. Wylicza, że w pałacu jest ponad 50 pracowników tzw. mianowanych, a im się należą gigantyczne odprawy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)