Już jest prawie 300 tys. zł. Pomoc dla ofiar wypadku w Warszawie
Jarosław Wojtyra, przyjaciel 37-letniego Rafała, który zginął w wypadku na Trasie Łazienkowskiej, założył zbiórkę pieniędzy dla jego żony i dzieci. W ciągu jednego dnia udało się zebrać 200 tys. zł, ale wpłacać można dalej. - Wryło nas w ziemię - Jarosław wspomina moment, w którym dowiedział się, kto zginął w wypadku.
Jarosław Wojtyra jest sąsiadem i zarazem przyjacielem poszkodowanej rodziny. Początkowo chciał zebrać mniejszą kwotę, ale po konsultacji z rodziną Rafała ustawił na liczniku 200 tys. zł.
- Mieszkamy dosłownie drzwi w drzwi, na jednej klatce. Odkąd wprowadziliśmy się na osiedle w 2018 r., nasze rodziny zaczęły się przyjaźnić. Chodziliśmy do nich na mecz, a oni do nas pograć w kości. Nasze dzieci bawiły się razem niemal codziennie. Jesteśmy poruszeni tą tragedią, postanowiliśmy wesprzeć jakoś Ewelinę i dzieci, żeby przynajmniej nie mieli problemów z finansami w najbliższym czasie - mówi nam pan Jarosław dosłownie w momencie, gdy licznik zbiórki przekraczał 200 tys. zł. W środę na zbiórce jest już prawie 300 tys. zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kilka, kilkanaście osób". Trwają poszukiwania zaginionych
Jak mówi Jarosław, Rafał był przede wszystkim dobrym człowiekiem, uczynnym i życzliwym dla wszystkich. Dogadywali się świetnie, oglądali razem mecze, mimo że kibicowali innym drużynom. W październiku obaj mieli zadebiutować w biegu runmageddon, to miał być jego debiut w tej dyscyplinie, ale nie będzie mu już to dane.
- Bał się trochę, czy da radę na trasie na 6 km z ponad 30 przeszkodami, ale był zdecydowany. A po nas wspólnie miały biec nasze dzieci w formule "kids" – nie ukrywa smutku przyjaciel ofiary tragicznego zdarzenia na Trasie Łazienkowskiej.
I dodaje: - Widziałem film z tego wypadku już trzy godziny przed tym, jak dostałem informację, kto jechał w uderzonym samochodzie. Już wtedy byłem przerażony. Pomyślałem (przepraszam za nieparlamentarne słowo): "znowu jakieś sk*******y zamordowały ludzi na drodze". Później nadeszła wiadomość, że dotyczy to naszych przyjaciół. Byliśmy wtedy z dziećmi na pikniku. Przeżyliśmy szok. Wryło nas w ziemię. Tym bardziej, że nie mieli w tym żadnej winy. Wracali z działki od znajomych, jechali bezpiecznie, swoim pasem, a Rafał siedział między fotelikami dzieci.
Jak słyszymy od organizatora zbiórki, tak duża zebrana suma to również zasługa datków od parafian, bo rodzina Rafała udzielała się na rzecz Kościoła, a także sąsiadów, rodziców ze szkoły i przedszkola poszkodowanych dzieci, kolegów oraz koleżanek z pracy, środowiska kibicowskiego z Warszawie, a także zupełnie anonimowych internautów. Jest wdzięczny wszystkim, którzy wpłacili jakikolwiek grosz. Nie spodziewał się, że uda się tak szybko zebrać taką sumę.
Mimo osiągnięcia wymaganej kwoty zbiórka będzie trwać przynajmniej przez kilka najbliższych dni, wszystkie wpłacone pieniądze trafią do pani Eweliny i jej dzieci. Można odnaleźć ją pod tym linkiem.
Do tragicznego wypadku doszło w nocy z soboty na niedzielę na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Przebieg wypadku znamy dzięki nagraniu, jakie zostało udostępnione w mediach społecznościowych.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Pędzący biały volkswagen Arteon uderzył w tył forda i dosłownie zmiótł go z drogi. Ford Rafała i Eweliny rozbił się o barierki. Ojciec zginął na miejscu, dzieci z mamą trafiły do szpitala.
Jak przekazał nam Skiba, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej, w poniedziałek stan całej trójki był stabilny, a kobieta odzyskała przytomność.
Według pierwszych informacji samochodem miało podróżować trzech mężczyzn i kobieta. Wszyscy byli pod wpływem alkoholu. 22-latek miał dwa promile, 27- i 28-latek ponad promil. W poniedziałek śledczy potwierdzili jednak, że w aucie, które wjechało w forda na Trasie Łazienkowskiej, było jednak nie trzech a czterech mężczyzn.
- Wszyscy oddalili się z miejsca wypadku. Trzech z nich udało się zatrzymać, zostali aresztowani, czwartego jak dotąd nie - mówił prokurator Piotr A. Skiba. We wtorek sąd wydał za nim list gończy. Jest poszukiwany jako sprawca wypadku. Ścigany Łukasz Żak jest znany organom ścigania. Był już karany za jazdę po pijanemu, bez uprawnień, oszustwa oraz posiadanie środków odurzających.
Orzeczono wobec niego sądowy zakaz prowadzenia jakichkolwiek pojazdów mechanicznych.
Nikt z zatrzymanych nie przyznawał się do kierowania autem. Mężczyźni przekonywali, że to jadąca z nimi kobieta miała prowadzić samochód, ale śledczy wiedzą, że to nie jest prawdziwa wersja. Po wypadku kobieta w stanie ciężkim trafiła do szpitala. - Nie odzyskała przytomności, jest w śpiączce - mówił WP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Mikołaj Podolski , dziennikarz Wirtualnej Polski