John McLaughlin, ikona jazzowej gitary, w Warszawie

John McLaughlin to ikona i legenda jazzowej gitary, jeden z największych muzyków ostatniego półwiecza wystąpi na koncercie 19 maja w Sali Kongresowej w Warszawie pod szyldem Ery Jazzu.

01.05.2008 | aktual.: 08.05.2008 15:15

Ten pionier elektrycznej rewolucji w jazzie na przełomie lat 60. i 70. oraz uczestnik przełomowych sesji Milesa Davisa niedawno powołał do życia elektryczną grupę 4th Dimension, z którą na jesieni ub.r. koncertował w USA, a wkrótce wyruszy w trasę po Europie.

Oto fragment wywiadu, jaki z artystą przeprowadził Paweł Brodowski (JAZZ FORUM 4-5/2008):

JAZZ FORUM: Porozmawiajmy najpierw o Twoim aktualnym zespole, 4th Dimension. Skąd ta nazwa?

John McLaughlin: Muzycy nadają nazwy zespołom od swoich nazwisk, brakuje im wyobraźni. A ja zawsze lubiłem wymyślać nowe nazwy, jakiś zewnętrzny odnośnik. Nie można zobaczyć przedmiotu w czwartym wymiarze, w matematycznym sensie. My żyjemy w czwartym wymiarze. Naszą dziedziną jest muzyka, a muzyka istnieje tylko w czasie i przestrzeni. Nasz zespół to kwartet - podoba mi się ta nazwa, bo zapada w pamięci.

Ten zespół istnieje już od kilku lat. Pierwsze koncerty graliśmy już co najmniej trzy, a może nawet cztery lata temu. Otrzymałem zaproszenie do udziału w programie wymiany kulturalnej na jednej z wysp na Oceanie Indyjskim koło Madagaskaru, La Reunion. To jest terytorium francuskie. Mają tam festiwal. Od pewnego czasu związany byłem z zespołem Shakti, robiłem różne nagrania z poetami, orkiestrą symfoniczną, ale zawsze wracałem w swojej muzyce do fusion, jeśli chcesz to tak nazwać. Zaprosiłem Gary'ego Husbanda i Marka Mondesira - dwóch perkusistów (ale Gary cudownie gra również na instrumentach klawiszowych) na kilka koncertów. I to było wspaniałe doświadczenie. Po powrocie miałem jeszcze do wypełnienia wiele wcześniejszych zobowiązań i trasy do odbycia. We wrześniu zeszłego roku zorganizowaliśmy trasę amerykańską. To wspaniały zespół, jestem szczęśliwy, że możemy wkrótce grać w Europie.

Zespół składa się głównie z Brytyjczyków.

- To prawda. Gary jest Brytyjczykiem, rodzina Marka Mondesira pochodzi z Karaibów, ale gitarzysta basowy Hadrien Feraud jest z Paryża. Czy słyszałeś nasze nagranie "Industrial Zen"?

Tak, a także autorski album Hadriena.

- To cudowny młody talent.

Mówią o nim "nowy Jaco"...

- Nikt nie może zastąpić Jaco. Jaco był rewolucjonistą. A kiedy go po raz pierwszy spotkałem, był już po trzydziestce, miał ukształtowaną, silną osobowość. Musisz kształtować swoją osobowość, rozwijać się i jako człowiek, i jako muzyk. Hadrien to następny Jaco, jeśli chodzi o gitarę basową, ale musi jeszcze popracować nad swoją osobowością. To wszystko. Po prostu potrzebuje jeszcze kilku lat, trochę pożyć, wiesz, co mam na myśli. I tylko tego Hadrienowi jeszcze brakuje. Ma talent dany od Boga, na gitarze basowej gra fenomenalnie i kocha Jaco tak jak ja. Gdy tylko usłyszałem go po raz pierwszy, od razu do niego zadzwoniłem i powiedziałem: „Musisz przyjechać i razem coś nagramy”. Hadrien gra również na mojej nowej płycie „Floating Point”. Nagrałem ten album w Indiach z hinduskimi muzykami i kilkoma muzykami z Zachodu, ale nie jest to muzyka Shakti, to jest naprawdę jazz. Jestem z tego nagrania bardzo zadowolony.

Jaką muzykę zagrasz na koncercie w Warszawie? Czy będą to utwory z "Industrial Zen"?

- Zagramy tylko dwa kawałki z "Industrial Zen". Gramy muzykę, która rozciąga się w czasie ponad 30 lat. Gramy kilka utworów, które powstały 30 lat temu, kilka sprzed 20 lat, kilka sprzed dziesięciu, trochę muzyki sprzed pięciu lat, trochę z wczoraj i muzykę, która jeszcze nie została nagrana. Będzie to więc przekrój całej historii mojej muzyki.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)