PolskaJoanna Lichocka w "Do Rzeczy": musimy odbudować dziennikarstwo

Joanna Lichocka w "Do Rzeczy": musimy odbudować dziennikarstwo

Z Joanną Lichocką, posłanką PiS rozmawia Piotr Gursztyn z tygodnika "Do Rzeczy".

Joanna Lichocka w "Do Rzeczy": musimy odbudować dziennikarstwo
Źródło zdjęć: © PAP

Piotr Gursztyn: Jak będzie wyglądała debata publiczna pod rządami PiS? Tak samo, tylko odwrotnie?

Joanna Lichocka: Bardzo mi się nie podoba takie stawianie sprawy – ma zaciemnić to, co jest istotą potrzebnych zmian. Media publiczne trzeba przywrócić Polakom. Odebrać partyjnym działaczom i kilku klikom wywodzącym się jeszcze z PRL. Do tej pory normalna pluralistyczna debata była w Polsce tłumiona. Połowa wyborców – mówię tutaj o wyborcach Andrzeja Dudy – nie miała dostępu do mediów publicznych. Nikt nie reprezentował ich opinii. Ani w telewizji publicznej, ani w Polskim Radiu. To czysto postbolszewicki styl – „nasi” mają rację i tylko „nasi” mają prawo coś mówić. Nasi, czyli wyselekcjonowani, wyszkoleni latami w służbie ku chwale konkretnych partii lub koterii. Stoimy przed zadaniem przywrócenia Polakom prawa do uczciwej debaty i rzetelnej informacji. Media publiczne muszą być miejscem, gdzie to prawo jest realizowane.

Chyba łatwiej jest pójść za hasłem „TKM”, niż stworzyć warunki do uczciwej debaty?

- Tak mówią zakładnicy dotychczasowego postkomunistycznego sposobu myślenia. Odpowiem więc tak: może "TKM" robi się łatwiej, ale na pewno głupiej. Nie można zamienić jednej tuby propagandowej na drugą, bo to nieuczciwe wobec wyborców i Polacy natychmiast nas za to rozliczą. Nasi wyborcy nie chcą nowych kłamstw, tylko uczciwości. Mówiłam w swojej kampanii, i podobnie robili moi koledzy, którzy teraz są już posłami, że musimy odbudować wspólnotę. A jej nie da się przywrócić, używając propagandy, „hejtu”, nienawiści, tak jak to było do tej pory. Robiono to celowo, żeby podzielić Polaków. Reprezentujemy zupełnie inny model myślenia o państwie i Polsce.

Co ma znaczyć ten pluralizm?

- W debacie mają być reprezentowane różne poglądy. Informacje mają być podawane rzetelnie. Polacy mają prawo wiedzieć. Jeśli oglądasz serwisy informacyjne, to głównym „newsem” jest to, że koza zdobyła medal na jakichś targach, a nie to, co się dzieje w państwie. Przynajmniej przez osiem lat rządów PO oglądaliśmy żałosny „infotainment”. Musimy przywrócić prawdziwą informację. To nasze prawo, prawo, żeby wiedzieć, zagwarantowane konstytucyjnie.

Problemem w mediach nie jest koza, ale stronniczość.

- Koza także. Czasem mam wrażenie, że główne media obrażają inteligencję odbiorców, dobierając tematy do serwisów informacyjnych. Ale tak – powtórzę – telewizja publiczna została zamieniona w tubę propagandową PO, PSL i SLD. Stanowiska kierownicze, szefów anten, kierownictwa biura programowego, a także zarządu TVP są z klucza partyjnego. To po prostu trzeba zmienić. Stworzyć media publiczne na nowo.

Nie będzie tak, że jednych propagandystów zastąpią drudzy propagandyści?

- Już powiedziałam, że tak nie będzie i tak być nie może. Musimy odbudować debatę i dziennikarstwo. W telewizji publicznej muszą pracować dziennikarze przestrzegający wysokich standardów. Te standardy są opisane, są znane. Natomiast wszyscy wiedzą, że nie są przestrzegane. I gdybyśmy mieli przez pryzmat podstawowych zasad, jakie powinny obowiązywać w dziennikarstwie, przyjrzeć się pracy niektórych „gwiazd” TVP, to okazałoby się, że one ich dyskwalifikują. W żadnej szanującej się telewizji, takiej jak np. BBC, po rażących błędach warsztatowych i skandalicznych manipulacjach, jakich byliśmy świadkami, tacy ludzie po prostu nie mieliby możliwości dalszej pracy.

Mówisz o mediach publicznych, ale wiadomo też, że od czasu ostatniego wielkiego kryzysu ekonomicznego branża medialna, także jej część prywatna, stała się bardzo słaba pod względem ekonomicznym. Duża jej część, ta, która sprzyjała poprzednim rządom, z miłą chęcią uzależniła się od środków publicznych…

- Telewizja publiczna musi mieć porządny budżet. Przynajmniej 1,5 mld zł rocznie. Są opracowywane techniczne rozwiązania, jak zapewnić takie finansowanie. Z jednej strony np. powszechna stała opłata audiowizualna. Ja skłaniam się także do rozważanego rozwiązania na podobnej zasadzie co w przypadku Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej – komercyjni uczestnicy rynku telewizyjnego byliby zobligowani do składania się na narodowe media publiczne. Te media będą bowiem miały superważne zadania z punktu widzenia naszej tożsamości i kultury.

Ja pytam cię jednak o zjawisko korumpowania mediów komercyjnych za pomocą środków publicznych

- To wiadoma sprawa. Rodzaj korupcji politycznej. Media bardzo blisko związane z PO były tak finansowane – ze środków spółek Skarbu Państwa, z prenumeraty albo ogłoszeń ministerstw i urzędów. To trzeba albo ograniczyć, albo wręcz zatrzymać. Jeśli już, to reklamy finansowane ze środków publicznych powinny być dzielone sprawiedliwie między różne media. Oczywiście ograniczenie tego procederu zostanie potraktowane jako uderzenie w te media, które pasły się na rządowych zleceniach, ale to tak naprawdę będzie przywrócenie normalności. Nie widzę powodu, dla którego media komercyjne, o bardzo jednostronnym charakterze, mają być finansowane przez polski rząd.

Media w Polsce są pod względem ideologicznym wychylone w wiadomą stronę

- Nie reprezentują opinii publicznej…

... co też zdarza się na Zachodzie. Albo w USA

- Nie na taką skalę. Mam wrażenie, że w USA jest zachowana jaka taka równowaga medialna. Obok CNN jest też Fox TV…

Narzekają, że nie ma równowagi

- Niech więc przyjadą do nas i zobaczą, co to znaczy brak równowagi.

Czy to wychylenie powinno być zniwelowane np. metodami ustawowymi lub administracyjnymi?

- Nie, absolutnie nie. Władza nie może się wtrącać do wolnych mediów. Komercyjne media muszą być wolne, a państwu i politykom nic do tego. Śmiem jednak wątpić, czy bez hojnych dotacji rządowych wszystkie te media będą się tak świetnie dalej rozwijać. To będzie test także dla nich, dla ich wiarygodności, faktycznej wartości rynkowej. Natomiast innym tematem jest repolonizacja mediów. Trzeba się zastanowić, czy oddanie obcemu kapitałowi, głównie niemieckiemu, np. 90 proc. udziału w prasie lokalnej jest bezpieczne dla polskiej racji stanu. Moim zdaniem nie jest. Być może jakieś ograniczenia powinny zostać wprowadzone.

Gdy mówisz o wolnym rynku, przypomina mi się, jak przez całe lata, gdy ktoś z prawej strony krytykował lewoskrętność rynku medialnego w Polsce, słyszał w odpowiedzi, żeby sam założył sobie gazetę lub telewizję.

- Wtedy to było niemożliwe, teraz zaczyna być inaczej. Rozmowa jest dla tygodnika, który właśnie tak powstał, prawda? Dodatkowo jesteśmy przed procesem cyfryzacji radia. Wiem, że zdania są tu podzielone, ale ja bardzo liczę na tę cyfryzację. To uwolni rynek. Każdy będzie mógł sobie założyć radio. I każdy będzie mógł tego słuchać. Przykładowo Radia Wnet, które do tej pory nie może doprosić się koncesji. Rynek analogowy jest reglamentowany i w jakimś stopniu musi być, ale rynek cyfrowy będzie prawdziwym, wolnym rynkiem mediów. Jeśli natomiast pytasz, czy rząd może zmuszać do zmiany inii programowej jakąś rozgłośnię, odpowiadam: nie może i nie powinien.

Ja bym powiedział, że może, ale nie powinien

- Wydaje mi się, że w obecnej rzeczywistości może coraz mniej. Na pewno nie powinien – tutaj jesteśmy zgodni. Tak jak nie powinien dotować mediów komercyjnych. Polską racją stanu jest tworzenie silnych mediów publicznych.

Nowy numer "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (53)