Joanna Lichocka: PiS jest partią teflonową
Wygląda na to, że poparcie Platformy Obywatelskiej sięgnęło jej żelaznego elektoratu. Spadek jest więc widoczny, ale już nie tak gwałtowny. Od kilku tygodni PO balansuje na mniej więcej tym samym poziomie - dwa tygodnie temu popierało ją 22 proc. wyborców, dziś 21 proc. To jeszcze nie jest ten moment, w którym można mówić o rzeczywistym upadku tej partii i utracie szans na kolejne lata rządów. To ustabilizowanie poparcia byłoby więc pewnie kojące dla liderów PO, gdyby nie to, że słupki sondażowe są znacznie bardziej bezlitosne dla rządu i premiera niż partii. A to może zwiastować w niedalekiej przyszłości dalszy zjazd w dół.
06.11.2013 | aktual.: 08.11.2013 17:42
Przeczytaj też: Sensacyjny sondaż! Katastrofalne notowania PO
Premier stracił w półtora miesiąca 4 punkty proc. ocen pozytywnych - dziś dobrze go ocenia raptem 25 proc. respondentów. Jednocześnie także o 4 punkty proc. zwiększyła się liczba Polaków oceniających Donalda Tuska negatywnie - jest ich dziś aż 70 proc. Podobnie dzieje się z ocenami rządu - dziś 78 proc. ocenia go źle, tylko 18 proc. twierdzi, że pracuje on dobrze. Podobnie nieprzyjemne informacje dla liderów PO przynosi kolejna wiadomość płynąca z obecnego sondażu - PiS staje się partią teflonową. Do tej pory pisano tak o Aleksandrze Kwaśniewskim czy Donaldzie Tusku właśnie, gdyż bez względu na afery i krytykę do pewnego momentu znaczna część Polaków niewzruszenie ich popierała, żadna krytyka trwałe nie przywierała do ich wizerunku. Dziś bez względu na wyczyny różnych medialnych pluszaków władzy - Polacy popierają PiS. Żadne zmasowane ataki, propagandowy bełkot płynący z większości telewizji nie jest w stanie zatrzymać wzrostu poparcia dla tej partii.
Przeczytaj też: Gigantyczna przewaga PiS nad PO
Prawo i Sprawiedliwość ucieka więc Platformie, dziś popiera je 32 proc. Polaków. Oznacza to, że partia Jarosława Kaczyńskiego ma przewagę nad ugrupowaniem Donalda Tuska rzędu 11 proc. Z pewnością wpływ na negatywne oceny PO i jej polityków mają informacje, których spinowie PO nie są w stanie skutecznie przykryć. Wprawdzie po dyscyplinujących nawoływaniach polityków PO media takie jak TVN czy Polsat przestały informować o sprawie korumpowania działaczy PO w zamian za etaty w spółkach skarbu państwa, to jednak informacja ta przebiła się do Polaków. Zbyt celnie oddaje zjawisko panujące w całym kraju, w każdym powiecie czy urzędzie, by Polacy mieli jej nie zauważyć i nie zapamiętać.
Zlekceważenie wagi tej afery przez premiera i jego otoczenie jest błędem. Politycy PO dali bowiem Polakom sygnał, że zjawisko wcale nie będzie "wypalane żelazem", co więcej - naganne jest mówienie o nim publiczne. A obsadzanie z klucza partyjnego wszystkich możliwych stanowisk i handlowanie nimi w rywalizacji partyjnej po prostu "zdarza się". W ten sposób Polacy dostali jednak potwierdzenie, że to, co sami widzą wokół siebie, nie jest odosobnionym zjawiskiem, a zasadą obowiązującą pod rządami PO w całym kraju. Mechanizmem, który prof. Andrzej Zybertowicz nazwał wielopiętrowym systemem klientelistycznym został półoficjalnie zadekretowany. Cześć Polaków - co jest smutną konstatacją, akceptuje ten system. W tym gronie należy szukać dziś wyborców PO - te 21 proc. to ci, którzy albo w tym mechanizmie funkcjonują i czerpią z niego korzyści, albo ci, którzy wychodzą z założenia, że tak musi być. Że Polska jest państwem skorumpowanym i opanowanym przez partię działającą w oparciu o mechanizm mafijny - jak z kolei
zauważył prof. Zdzisław Krasnodębski - ale że nic na to poradzić nie można. Jeśli już, trzeba się w nim, w tym świecie skorumpowanej i zdemoralizowanej tkanki oplatającej państwo, jakoś odnaleźć.
Do tego dochodzi jeszcze kolejny element - bliski aktualnym hasłom Jarosława Gowina. Partia Tuska demonstruje kompletne lekceważenie dla potężnej inicjatywy obywatelskiej, jaką jest akcja "Ratuj maluchy". Można dyskutować, czy posyłanie dzieci w wieku 6 lat do szkoły jest faktycznie zagrożeniem dla ich rozwoju i czy trzeba je przed tym ratować, ale większość tych, którzy mają dzieci w szkołach wie w jak fatalny stan wprowadziły je ostatnie lata "reform" w oświacie. Zebranie - bez pomocy żadnych struktur partyjnych - ponad miliona podpisów w ramach tej akcji pokazuje skalę zainteresowania Polaków tym problemem. PO znów pokazuje jednak, jak w przypadku poprzednich wniosków o referenda, że wybiera butę wynikającą z arytmetyki sejmowej a nie dialog społeczny. Tym razem temat jest na tyle gorący, że będzie jej to zapamiętane.
Być może też jesteśmy w przededniu pęknięcia nawet w żelaznym elektoracie PO. Widać, że otoczenie Tuska zatrzymało gwałtowny spadek, ale nie powstrzymało go zupełnie. Niemniej napięcia wewnątrz partii, związane na przykład z likwidacją OFE czy wewnętrzną rywalizacją, nie pomagają w konsolidacji ugrupowania na tyle, by wykrzesać z niego nową energię.
Porównanie do czasów schyłku Leszka Millera jest w tym sensie trafne, że w PO, tak jak kiedyś w SLD naprawdę biorą się za łby. To dlatego, tak przestraszone głosy rozległy się w mainstreamie, gdy podejrzewano Grzegorza Schetynę o wykorzystywanie nagrań z Dolnego Śląska. Każda większa wewnętrzna awantura może bowiem spowodować, że nawet to dwudziestoprocentowe poparcie pęknie jak napięty do granic balonik.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski