Joanna Lichocka dla WP: dzwonek alarmowy dla PO
Z badania Wirtualnej Polski wynika niezbicie, że Platforma Obywatelska traci sondażowy impet, a jej niezwykle wysokie poparcie utrzymujące się bez względu na efekty rządzenia nie jest czymś przypisanym tej partii raz na zawsze. Nie ma w tym nic dziwnego – trudy rządzenia nie sprzyjają zdobywaniu kolejnych punktów w słupkach poparcia społecznego, mimo przyznajmy to, niezwykłej wprost ekwilibrystyki specjalistów od wizerunku pracujących dla PO i dla rządu. Najnowszy sondaż WP, jeśli znajdzie potwierdzenie w kolejnych badaniach, powinien być dzwonkiem alarmowym dla rządzących.
PO cieszy się obecnie poparciem 35%, tylko w dwa tygodnie straciła uznanie 7% Polaków. Gdy zerknąć na badanie z lipca, okaże się że spadek ten wynosi już 13%. To potwierdzenie tendencji, którą wychwycił już w zeszłym tygodniu sondaż SMG/KRC dla „Forum” w TVP Info (tam PO w miesiąc straciła 3%) i zupełne zaprzeczenie badań OBOP-u dla "Dziennika", gdzie PO nieprzerwanie szybuje z ponad pięćdziesięcioprocentowym poparciem.
W trzysta dni po objęciu sterów państwa PO jest jednak nadal niekwestionowanym liderem sondaży, i gdyby wybory odbyły się dzisiaj, partia ta mogłaby rządzić samodzielnie, zajmując ponad 250 foteli w Sejmie. Jest to o tyle zdumiewające, że rząd Donalda Tuska wciąż jest jeszcze przed realizacją wyborczych obietnic, niż choćby w jej trakcie. Wyborcy PO w ciągu tego czasu nie dostali owego „cudu”, na obietnicę którego głosowali i powoli dociera chyba do nich konstatacja, że żadnego cudu nie będzie. Nie ma liberalizacji gospodarki (podatek liniowy okazał się ułudą ponoć niemożliwą do wprowadzenia), ani uporządkowania przeszkadzającym w prowadzeniu działalności gospodarczej przepisów. Nie ma ani reformy zdrowia, ani oświaty. I nie wiadomo kiedy będą.
Wyborcy Platformy mogą czuć się rozczarowani, zwłaszcza, że coraz częściej natykają się w mediach na opinię, że rząd i PO niewiele lub zgoła nic nie robią. Zapewne ich osobisty ogląd jest podobny. Spadek notowań PO być może jest także podyktowany zmęczeniem niezwykle agresywnym stylem jaki panuje w polskiej polityce. Arogancja Janusza Palikota czy Stefana Niesiołowskiego może mieć wpływ na odchodzenie od PO co subtelniejszych i wrażliwszych na formy wyborców. Czemu jednak – jeśli mamy rządy – jak napisał ostatnio w "Rzeczpospolitej" Marek Migalski – ludzi leniwych lub bezsilnych, PO wciąż ma ponad 30-procentowe poparcie? Odpowiedź już wielokrotnie padała – bo konkurencji praktycznie nie ma żadnej.
PiS, który w dwa tygodnie poprawił wprawdzie swoje notowania o 5% i popiera go teraz 19% Polaków, wrócił dopiero do swej pozycji z lipca, kiedy cieszył się takim samym poparciem. Partia Jarosława Kaczyńskiego zmniejszyła przez to dystans jaki ja dzielił od PO i nie jest już ponad dwa razy od niej słabsza, ale nie jest to zasługa polityków tej partii. PiS nie przyciągnął większości z tych, którzy odeszli od PO.
Wciąż politycy PiS nie umieją przedstawić programu, wizerunku i stylu, który mógłby być atrakcyjny dla odchodzących od Platformy wyborców. Chodzi tu oczywiście przede wszystkim o wielkomiejski i inteligencki elektorat, którego PiS w sposób zadziwiająco konsekwentny zdaje się ignorować. Wysokie poparcie PO, mimo że z miesiąca na miesiąc być może nadal będzie się nieco zmniejszać, partia ta ma więc niejako zagwarantowane. Wyborcy wciąż wolą popierać niewiele robiącą PO, niż ponownie zaufać PiS, które wydaje się im być partią anachroniczną i awanturniczą. PiS przegrywa nawet na własnym polu. Widać to przy okazji projektu ustawy odbierającej wysokie emerytury byłym esbekom. PiS złożył taki projekt 10 miesięcy temu, marszałek Sejmu nie wprowadzał go jednak do prac parlamentu i… nikt o nim nie słyszał. PO zapowiada teraz dopiero złożenie takiego projektu, ale mówi o tym głośno, urządza na ten temat konferencje prasowe i bryluje w mediach.
Politykom PiS-u pozostaje tylko przytakiwać i napomykać, że oni już dawno taki projekt złożyli. Czemu jednak przez owe dziesięć miesięcy nie mówili o tym głośno pozostaje tajemnicą pisowskich strategów. To jeden tylko z przykładów jak w bitwie o przekaz medialny, PiS jest przez PO bity na głowę. To co mnie jednak w tych badaniach zaskoczyło najbardziej, to brak niemal jakichkolwiek zmian w poparciu dla prezydenta. Wprawdzie zmniejszyła się grupa osób mająca zdecydowanie negatywną opinię o prezydencie, ale przybyła grupa tych, którzy oceniają go raczej źle.
Tak czy inaczej blisko 60% Polaków jest z Lecha Kaczyńskiego niezadowolonych. Przypomnijmy jednak, że badanie to zostało przeprowadzone po spektakularnej aktywności Lecha Kaczyńskiego w rozwiązywaniu konfliktu w Gruzji. Jego wystąpienie na wiecu w Tibilisi w towarzystwie przywódców innych państw i twarde stanowisko wobec inwazji Rosji, pokazało Lecha Kaczyńskiego jako zdecydowanego, energicznego polityka umiejącego zyskać aplauz tłumów. Nie jest wykluczone, że ów moment w Gruzji, był punktem zwrotnym w prezydenturze Lecha Kaczyńskiego, gdzie polityk ten umiał pokazać się jako mąż stanu. Być może jednak fala krytyki, jaka spotkała go za to w polskich mediach zneutralizowała skutecznie w oczach wyborców pozytywne wrażenie jakie w ostatnich tygodniach sprawiała prezydentura Kaczyńskiego. Nie jest wykluczone jednak, że dopiero kolejne badania mogą pokazać pozytywne dla prezydenta zmiany sondażowego poparcia.
Joanna Lichocka, publicystka Rzeczpospolitej, specjalnie dla Wirtualnej Polski