Język polski dzieli Brytyjczyków
"Znajomość języka polskiego będzie dodatkowym atutem" - taką informację w ogłoszeniu o pracę zamieściła walijska spółka komunalna. I rozpętała się burza. Jak pisze z Londynu dla Wirtualnej Polski Piotr Gulbicki, zawrzało również po zapowiedzi o usunięciu egzaminu z polskiego na brytyjskiej maturze.
Rzesze przybyszów znad Wisły, najwyższy procent urodzin wśród imigrantów, coraz bardziej widoczna obecność na tutejszym rynku. Polacy solidnie zakorzenili się na Wyspach i to w różnych dziedzinach. Nieprzypadkowo polski jest obecnie drugim, po angielskim, najczęściej używanym językiem w Wielkiej Brytanii. Co budzi zresztą różne reakcje.
Grube działa
"Nie wyłapywać karpi", "Nie hałasować", "Nie śmiecić" - tabliczki z takimi napisami swego czasu można było spotkać w parkach, przy stawach, na dworcach... Mimo że na brytyjskiej ziemi, pisane są czystą polszczyzną. Cóż, nie każdy imigrant z Polski zna angielski. Zapewne tym przesłaniem kierowała się spółka komunalna z walijskiego miasta Carmarthen, zamieszczając ostatnio ogłoszenie, w którym poszukuje kandydatów do recyklingu odpadów. Zarobki 6,5 funta za godzinę, praca przy maszynie, od piątej rano do siódmej wieczorem. Jak zaznaczono, umiejętność rozumienia i mówienia po polsku będzie atutem, chociaż nie jest to konieczne. No i zawrzało.
Jako że miastem rządzą laburzyści, ich polityczni oponenci wyciągnęli grube działa. - To przykład dyskryminowania lokalnych pracowników mówiących po angielsku i walijsku. Ed Miliband (szef Partii Pracy - przyp.) obiecał zakazać działalności agencji, które próbując zaniżyć zarobki, wynajmują imigrantów. Tymczasem zabiegi rady miejskiej w Carmarthen to dowód czystej hipokryzji, nic dziwnego, że wyborcy nie mogą ufać takim ludziom - grzmiał przedstawiciel walijskich konserwatystów. Wtórował mu rzecznik nacjonalistycznej partii Plaid Cymru. - To smutne, że nie kładzie się takiego samego akcentu w stosunku do wszystkich poszukujących pracy - ogłosił w oświadczeniu.
Rada miejska odpiera zarzuty, twierdząc, że nie ma wpływu na proces rekrutacyjny w spółce. Z kolei dyrektor tej ostatniej wyjaśnia, że dobra komunikacja jest ważna z powodów bezpieczeństwa i zdrowia pracowników. A tych firma zatrudnia 100, przy czym 30 pochodzi z Europy Wschodniej, głównie z Polski.
Na równi z bengalskim
Wybory parlamentarne zbliżają się szybkimi krokami i zapewne "polski temat" wypłynie jeszcze nie raz. Antyimigrancką kartą grały już wszystkie brytyjskie ugrupowania polityczne, licząc na dodatkowe głosy, które cierpliwie gromadzi Partia Niepodległości Nigela Farage'a. Ich cel jest jasny. W co natomiast gra Assessment and Qualifications Alliance? Ta szacowna instytucja ogłosiła, że od 2018 roku z programu brytyjskiej matury zostanie usunięty język polski, który figurował w niej nieprzerwanie od 1951 roku.
Co się nagle stało? Komisja podaje trzy argumenty. Brak funduszy - co wiąże się z przeprowadzeniem reformy egzaminacyjnej, niska liczba kandydatów podchodzących do matury oraz problemy ze znalezieniem odpowiednio wykwalifikowanych egzaminatorów. Te wyjaśnienia wydają się jednak, mówiąc delikatnie, mało przekonujące.
Na Wyspach mieszka bowiem co najmniej trzy tysiące doświadczonych polskich nauczycieli, mogących sprostać temu zadaniu. Liczba osób zdających egzamin systematycznie rośnie - 10 lat temu było ich 150, natomiast obecnie ponad 1000. A w przyszłości będzie jeszcze więcej, zważywszy na fakt, że w polskich szkołach uzupełniających uczy się obecnie 16 tysięcy dzieci, a w placówkach brytyjskich setki tysięcy. Także argumenty o oszczędnościach są raczej wątłe. Podobnie jak zakwalifikowanie polskiego - na równi z bengalskim, pendżabskim, hebrajskim i urdu - do grupy języków mniejszościowych.
Tracąc korzenie
Klamka zapadła - twierdzi komisja. Jednak brytyjska Polonia nie składa broni. Polska Macierz Szkolna, zrzeszająca rodzime szkoły w Wielkiej Brytanii, prowadzi zakrojoną na szeroką skalę akcję protestacyjną. Zapowiada interwencje w ministerstwie edukacji, u brytyjskich parlamentarzystów, w samej AQA. Wspiera ją m.in. ambasador RP w Londynie Witold Sobków, a także polskie władze. Podpisy zbierane są w internecie, w sklepach, kościołach, różnych instytucjach.
- Wprowadzenie w życie decyzji komisji będzie miało fatalne skutki. Wielu uczniów zrezygnuje z nauki polskiego, co przełoży się na ich brak zainteresowania rodzimą historią, literaturą, sztuką. To doprowadzi do rozluźnienia, a w efekcie często również utraty związków z polskością i swoimi korzeniami - mówi Marta Niedzielska, kierownik biura Polskiej Macierzy Szkolnej.
Z Londynu dla Wirtualnej Polski Piotr Gulbicki