Jestem jaka jestem

Danuta była macierzyńska, Jolanta reprezentacyjna. Maria na razie jest cicha, ale wszystko wskazuje na to, że dopiero się rozkręca. Chce być Pierwszą Damą, za czasów której znikną w Polsce wszystkie domy dziecka. Gdy udziela wywiadu, chętnie porzuca dworską etykietę i rozmowa staje się partnerska. Na początku sesji zdjęciowej sama staje za obiektywem i prosi, by fotograf usiadł na jej miejscu. Chce sprawdzić, jak jest ustawione światło. Robienie zdjęć to jej pasja.
Niedawno wysłużoną "smienę" zamieniła na aparat cyfrowy.

Jestem jaka jestem
Źródło zdjęć: © AFP

Z Marią Kaczyńską spotykamy się w niewielkim gabinecie w Pałacu Prezydenckim. Na ścianie olbrzymi obraz Fałata. Na stolikach zdjęcia księżniczek: angielskiej Anny i tajlandzkiej Chulabhorn Walailak. Fotografie dostała w prezencie, gdy podejmowała księżniczki w Warszawie. I jeszcze jedno zdjęcie - męża - stojące na biurku. Obok leży prywatny telefon komórkowy prezydentowej, którego dzwonek co chwilę wygrywa walca Chopina. - W domu zawsze było pianino. W szkole podstawowej i średniej chodziłam na lekcje gry na fortepianie. Gdy przeprowadziliśmy się do Warszawy, nie miałam dostępu do instrumentu i nie mogłam ćwiczyć. Teraz mam fortepian w apartamencie w pałacu i czasem grywam na nim dla siebie samej. Mąż najbardziej lubi, jak gram "Dla Elizy" Ludwika van Beethovena.

Lubi też patronować muzycznym imprezom. W środowisku muzycznym mówi się, że z mroków zapomnienia wydobyła Bernarda Ładysza i jego synów. W sierpniu cała trójka dała pod patronatem prezydentowej specjalny koncert w ogrodach Frascati. - Chcielibyśmy powtórzyć występ specjalnie dla prezydentowej - mówi Aleksander Czajkowski-Ładysz, który uważa Marię Kaczyńską za uroczą kobietę, bez odrobiny wyniosłości, zaskakująco bezpośrednią. Jeszcze bardziej zachwycone były artystki biorące udział w koncercie poświęconym "Słowikowi Warszawy" Bognie Sokorskiej. - Maria Kaczyńska przyszła do nas po koncercie, żartowałyśmy razem jak dobre znajome, choć to było nasze pierwsze spotkanie w życiu. Pytała, gdzie kupujemy sukienki, jakie mamy problemy. Żadnych sztywnych konwenansów - wspomina sopranistka Małgorzata Kubala. Maria Kaczyńska lubi także bywać w operze i filharmonii. - Jest pierwszą od czasu Hanny Suchockiej kobietą z politycznego piedestału, która tak często chodzi do opery - zdradza jeden z jej pracowników. Podczas
tych wizyt prezydentowej towarzyszy ponoć muzykolog, dyrektor Programu II Polskiego Radia Elżbieta Markowska. Obie panie udzielają wsparcia tym samym imprezom. Nie dalej jak w minioną niedzielę w Operze Narodowej odbył się koncert młodych talentów, który patronatem honorowym objęła Pierwsza Dama, a medialnym - Program II Polskiego Radia. Sama prezydentowa najchętniej wspomina koncert dzieci i młodzieży niepełnosprawnej: - Przy okazji licznych patronatów byłam na gali Festiwalu w Ciechocinku z udziałem fantastycznych młodych ludzi.

Możliwość prezentowania zdolności artystycznych przez osoby dotknięte chorobą daje im szansę na wyjście z cienia. Muszą być stworzone warunki, aby nie było kłopotów z poruszaniem się. Żeby nie było tak, że ktoś dostał się na studia, ale nie może studiować, bo nie ma windy.

Maria Kaczyńska zaangażowała się też w poprawę losu osób dotkniętych pęcherzycą. Chorym na tę chorobę każde dotknięcie sprawia ból. Wymagają codziennej zmiany opatrunków, które nie były refundowane przez NFZ. - Ta choroba dotyczy ponad stu rodzin w Polsce. Są to rodziny nie tylko bardzo skrzywdzone przez los, lecz często w trudnej sytuacji materialnej. Na szczęście udało się z tą sprawą już ruszyć - mówi prezydencka małżonka. Nieoficjalnie wiadomo, że interweniowała osobiście u ministra Zbigniewa Religi. Do szefa resortu zdrowia napisała też, podobnie jak w ubiegłym roku, list dotyczący domu opieki Sue Ryder w Konstancinie. Miał zostać zamknięty z powodu braku funduszy, a mieszkające w nim chore kobiety miały trafić na bruk.

Dzięki jej wstawiennictwu ośrodek podległy Ministerstwu Zdrowia ocalał. Interwencje prezydentowej pomogły również uchronić przed likwidacją szpital dziecięcy w Rabce, mieście, gdzie spędziła dzieciństwo. Przede wszystkim jednak Maria Kaczyńska chce, jak nam mówi: - Wspierać inicjatywę wiceminister pracy Joanny Kluzik-Rostkowskiej, by dzieci mieszkające w domach dziecka sukcesywnie znajdowały miejsca w rodzinach zastępczych i adopcyjnych. Jestem pełna podziwu dla takich ludzi jak słynna tramwajarka z okresu strajków Solidarności Henryka Krzywonos-Strycharska, która wychowała dwanaścioro adoptowanych dzieci. - Robi naprawdę dużo i nie tak jak tamta w świetle reflektorów - można usłyszeć dziś w Pałacu Prezydenckim.

"Tamta" to oczywiście Jolanta Kwaśniewska, twórczyni fundacji Porozumienie bez Barier. Gdy rozmawia się z pracownikami kancelarii, zadziwiające jest, jak szybko duchy poprzedników opuszczają to miejsce. W odróżnieniu od poprzedniczek Danuty Wałęsowej i Jolanty Kwaśniewskiej Maria Kaczyńska, choć z całej trójki jest najdrobniejsza (157 cm wzrostu, rozmiar ubrań 34-36), ma najsilniejszy uścisk. Długo trzyma dłoń rozmówcy w swojej ręce. - Lubię ludzi. Zawsze byliśmy otoczeni gronem przyjaciół i pałac nie odgradza nas od ludzi - zapewnia. Jest pierwszą polską prezydentową, która nie narzeka na "zamknięcie w złotej klatce". - Wciąż udaje mi się robić zakupy, i to nie tylko w księgarniach. Sama kupuję ubrania, pantofle, torebki. Mieszkaliśmy na Powiślu parę dobrych lat i czuję się tam jak w domu. Ludzie mnie tam znają. Oczywiście towarzyszy mi ktoś z ochrony, choć chętnie pochodziłabym sobie sama. Nie pozwalają na to przepisy BOR-u. Raz udało mi się wymknąć i mogły być z tego nieprzyjemności. Na początku trudno mi
było przyzwyczaić się do tego, ale BOR-owcy, którzy mi towarzyszą, zachowują się bardzo dyskretnie - zapewnia Pierwsza Dama. Znajomi z Powiśla mówią jeszcze jedno: - Pani prezydentowa przez wiele tygodni po przeprowadzce przyjeżdżała do starego mieszkania także po to, by ugotować mężowi ulubioną kapustę. Nie chciała, by zapach bigosu roznosił się po reprezentacyjnych pomieszczeniach pałacu. Lech Kaczyński, co nieraz przyznały w wywiadach i żona, i mama Jadwiga Kaczyńska, najbardziej bowiem lubi tradycyjną polską kuchnię.

Niektórzy twierdzą, że Pałacem Prezydenckim tak naprawdę rządzi Maria Kaczyńska. Dla rodziny Marylka, dla męża Babusik sprężystym krokiem przemierza pokoje rezydencji na Krakowskim Przedmieściu. W odróżnieniu od męża, który w tasiemcowych korytarzach wciąż czuje się zagubiony, ona zna już różne przejścia i wszystkich pracowników.

Mówią, że nikogo nie traktuje jak służbę. - Wraz z Marią Kaczyńską nastała przedwojenna kultura - można usłyszeć w pałacu. Żona Lecha Wałęsy sprawiała wrażenie raczej wycofanej i spiętej, zwłaszcza w kontaktach z obcymi. Jakby wciąż czekała na cios. Nawet dziś podczas przyjęć we własnym domu na ulicy Polanki w Gdańsku, gdy pojawia się wielu oficjalnych gości, Danuta Wałęsowa nie wygląda na szczęśliwą.

Wprawdzie wciąż jak za czasów Pierwszej Damy nosi na przyjęciach kapelusze, ale jak ryba w wodzie czuje się tylko wśród bliskich i znajomych, gdy kapelusz można odłożyć do szafy i tańczyć choćby do białego rana. Pięć lat bycia prezydentową nie zmieniło w niej tego, że przede wszystkim jest matką (dziś także babcią) i głównodowodzącą we własnych czterech ścianach.

Jolanta Kwaśniewska przeciwnie. Lubiła szyk i imprezy, na których mogła błyszczeć u boku męża. Budziła sympatię ludzi z różnych środowisk. Tak wielką, że przez długi okres uchodziła według sondaży za najlepszą kandydatkę na następczynię Aleksandra Kwaśniewskiego na fotelu prezydenckim. Ale jednocześnie była postrzegana jako osoba mało naturalna. W odczuciu społecznym zdecydowanie bardziej pozostała VIP-em niż przeciętną Polką.

Maria Kaczyńska wydaje się unikać - przynajmniej na razie - piedestału. Jednocześnie konsekwentnie próbuje kreować własny model Pierwszej Damy. Nie tylko takiej, która udziela wsparcia proszącym i patronuje różnym imprezom. A także nie tylko żony u boku męża. Jedną z najważniejszych ról, jaką przypisuje sobie prezydencka małżonka, jest "promocja własnego kraju w świecie zmierzająca do eliminowania fałszywych, negatywnych stereotypów w ocenie Polski i Polaków" - można przeczytać na stronie internetowej Marii Kaczyńskiej. Jest pierwszą prezydentową, która pokusiła się o taką stronę. Można tu znaleźć odrębny dział poświęcony jej dyplomatycznym misjom zatytułowany "W imieniu Prezydenta RP". Od pierwszych tygodni okazało się bowiem, że żona lepiej pełni funkcje reprezentacyjne niż mąż i doskonale sprawdza się tam, gdzie obecność głowy państwa nie jest obowiązkowa. 1 lutego w imieniu prezydenta spotkała się z brytyjską księżniczką Anną. Tydzień później jako specjalny wysłannik prezydenta uczestniczyła w
uroczystościach pogrzebowych byłego prezydenta Niemiec Johannesa Raua w Berlinie. W marcu w zastępstwie męża udała się do Chile na zaprzysiężenie nowego prezydenta tego kraju - Michelle Bachelet Jaria. W kwietniu oficjalnie otworzyła polską ambasadę w Luksemburgu i spotkała się z Wielką Księżną Luksemburga Marią Teresą. W maju brała udział w spotkaniach z pierwszymi damami Niemiec, Litwy, Gruzji i Ukrainy.

- Zawsze byłam ciekawa świata. Lubiłam zwiedzać i poznawać ludzi, teraz mam okazję bywać w miejscach, które nie są ogólnie dostępne, i spotykam ludzi, których w innych okolicznościach nie miałabym możliwości poznać - mówi Maria Kaczyńska. Wspomina, że niezwykłym przeżyciem była wizyta w pałacu na Hradczanach czy w rezydencji państwa Chiraców w Paryżu. Przyznaje, że żona prezydenta Francji Bernadette Chirac jest jej szczególnie bliska, bo w latach 80. służyła Polakom dużą pomocą, fundowała stypendia. - Szczególnie duże wrażenie zrobiły na mnie także Michelle Bachelet, Katerina Juszczenko i Alma Adamkiene, kobiety mocno zaangażowane społecznie - dodaje. Panie w kancelarii prezydentowej Kaczyńskiej przyznają, że mimo olbrzymiej ilości nadchodzących listów Pierwsza Dama do każdej odpowiedzi dopisuje się własnoręczne i załącza pozdrowienia. Gdy Maria Kaczyńska nie może wesprzeć prezydenta w działaniu osobiście, liczy na pomoc małego słonika. Od lat wsuwa mężowi do kieszeni maskotkę. - Gdy dzieje się coś ważnego,
gdy się denerwuję, zawsze chcę, by miał ze sobą słonika z trąbą podniesioną do góry. Niektórzy pytają, dlaczego nie kaczuszkę, skoro zbieram figurki kaczek. Mój mąż jest już "Kaczorem", po co mu więc kaczka? A słonik tradycyjnie na szczęście - tłumaczy. O kaczkach też chętnie opowiada: - Kiedyś zobaczyłam bardzo oryginalną kaczkę w sklepie z upominkami w Sopocie. A ponieważ szliśmy na imieniny do znajomych, to przyszło mi do głowy, że kaczka od Kaczyńskich będzie dobrym upominkiem. Od tego czasu często kupujemy w prezencie kaczki. Kiedyś mi powiedziano, że przynoszą szczęście i dobrobyt. Nas także zaczęto obdarzać kaczkami.

Najbardziej egzotyczna z naszych kaczek "przyleciała" aż z Australii. Prezydent kaczek nie kupuje, bo niemal wszystkie pieniądze przekazuje żonie i całkowicie zdaje się na nią, jeśli chodzi o zakupy. Sam lubi tylko kupować Marii róże i coś z biżuterii. Jest ponoć specjalistą od wyszukiwania oryginalnych wisiorków. Od żony z kolei dostaje w prezencie książki, krawaty i spinki do koszuli. Są małżeństwem 28 lat. Poznali się w Trójmieście, gdzie student prawa na Uniwersytecie Gdańskim szukał kwatery, a Maria, wówczas Mackiewicz, pracowała w Instytucie Morskim po studiach ekonomicznych na kierunku handel zagraniczny. Lecha, chłopaka z czupryną czarnych loczków, przyprowadziła do niej przyjaciółka, "bo trzeba go było gdzieś zakotwiczyć". Powtarzana od lat wersja mówi, że zamieszkali w bliskim sąsiedztwie. Inna, nieoficjalna, że Lech pomieszkiwał początkowo u świeżo upieczonej magister i szybko przypadli sobie do gustu. Dwa lata po pierwszym spotkaniu byli małżeństwem.

O wieku pani prezydentowej nie rozmawiamy. Stanowisko Pałacu Prezydenckiego w tej sprawie jest jednoznaczne: kobiety nie pyta się o metrykę - poucza szefowa kancelarii Pierwszej Damy Izabela Tomaszewska. Prezydentowa, o czym można przeczytać nawet w internetowej Wikipedii, "kilkakrotnie twierdziła, że jest o rok młodsza od męża, podczas gdy w rzeczywistości jest o sześć lat starsza". Rzeczywiście na stronie internetowej Pierwszej Damy nie ma daty urodzin. Gdy jednak rozmawia się z Marią Kaczyńską, trudno uwierzyć, że metryka może być dla niej problemem. Potrafi żartować i z dystansem podchodzi do swojej osoby. - Jak mam się ustawić? "Na garnek" czy na krakowiaka? - woła ze śmiechem do fotografa, gdy rozpoczyna się sesja zdjęciowa. Na garnek znaczy chwytając się pod boki.

Prawdą jest za to, że Maria Kaczyńska rzadko opowiada o swoim rodzeństwie: bracie Konradzie, inżynierze lotnictwa, i jego siostrze bliźniaczce, która zmarła i jest pochowana na Rossie, słynnym polskim cmentarzu w Wilnie. Rodzeństwo urodziło się na Litwie. Maria przyszła na świat już w Polsce, w Machowie, ale dzieciństwo spędziła w Rabce. Zapytana o ten okres, wydaje się zaskoczona. - W Rabce znaleźliśmy się z uwagi na klimat, który nam, dzieciom, służył - wspomina. A dodać trzeba, że była dzieckiem chorowitym Urodziła się z wadą serca. Nie mogła biegać, szybko się męczyła. Wiele lat czekała na operację. - Do Rabki mam sentyment. Gdy studiowałam w Sopocie, jeździłam na południe do mamy autostopem. Potem spędzałam w Rabce wakacje z własną córką. Dopóki mieszkała tam mama. Ostatni raz byłam na przełomie 1988 i 1989 roku - mówi Maria Kaczyńska. - Próbowaliśmy zachęcić panią prezydentową do odwiedzenia liceum, w którym zrobiła maturę, wysłaliśmy do niej w tej sprawie kilka pism, ale pozostały bez odpowiedzi -
żali się Marek Świder, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego imienia Eugeniusza Romera w Rabce.

Trudnym tematem rodzinnym długo była córka państwa Kaczyńskich Marta. Należała do zbuntowanych nastolatek. Nosiła glany i agrafki, w wieku 13 lat sięgnęła po papierosy, wracała z dyskoteki później, niż życzyliby sobie rodzice - można wyczytać w nielicznych wywiadach, których udzieliła para prezydencka. Dziś jednak są dumni z córki. Skończyła prawo na Uniwersytecie Gdańskim i rozpoczęła pracę w znanej na Wybrzeżu kancelarii Adama Jedlińskiego, jednego z wielkiej piątki szefów SKOK-ów. Jest też mamą trzyletniej Ewy, oczka w głowie całej rodziny Kaczyńskich.

I jeszcze jeden rodzinny temat, o którym nie sposób nie wspomnieć - stosunki Marii Kaczyńskiej z teściową. - Mama Jadwiga jest silną osobowością w rodzie Kaczyńskich, wiąże całą rodzinę - przyznaje synowa. Sam prezydent w niedawnej rozmowie z "Przekrojem" przyznał, że nie ma dnia, by nie dzwonił do mamy, a często mimo prezydenckich obowiązków stara się do niej wpaść choćby na chwilę. Tajemnicą poliszynela jest także olbrzymi wpływ brata bliźniaka na Lecha Kaczyńskiego. Maria Kaczyńska podczas kampanii wyborczej w rozmowie z jednym z dziennikarzy miała przyznać, że drażni ją ten olbrzymi wpływ rodziny na jej męża. Ktoś inny znający państwa Kaczyńskich twierdzi z kolei, że stosunki synowej z teściową długo nie należały do łatwych. - Dopiero po objęciu przez Lecha prezydentury Warszawy relacje zaczęły się ocieplać. Gdy synowa wyszła z cienia i stanęła w życiu publicznym obok męża. Dziś seniorka Kaczyńska mówi o żonie prezydenta: - Jest naprawdę dobrą żoną. Przy niej jako matka mogę być spokojna o syna. Wzięła
go w opiekę. Dba, by wyglądał porządnie, by był zdrowy. Przez długi czas byliśmy dość daleko od siebie, ale nigdy rzeczywistego konfliktu nie było. Nie przypominam sobie żadnej przykrej sytuacji, przynajmniej jeśli chodzi o zaangażowanie Maryli w dbanie o Leszka. Maria Kaczyńska zdaje sobie sprawę, że jako prezydentowej nadarza jej się okazja zrobienia kariery w życiu publicznym. Z zawodowej zrezygnowała, gdy w 1980 roku urodziła Martę. Mąż zaangażował się w politykę, w stanie wojennym był internowany. Maria dorabiała korepetycjami i tłumaczeniami, bo dość dobrze zna francuski i angielski. - Lekcje zaczęłam dawać, gdy córka była na tyle duża, że mogła przez godzinę bawić się samodzielnie. Tłumaczenia były wygodne, bo mogłam pracować w domu. Najbardziej dumna byłam z przekładu francuskiego kodeksu morskiego prawa pracy. Z przyjemnością robiłam listy dialogowe do filmów telewizyjnych, między innymi o Leonardzie Bernsteinie czy Margot Fontaine. Czasem były to także przekłady techniczne jak ten o spalaniu w
piecu hutnicznym - wspomina. Dziś nie może narzekać na brak zajęć. Kalendarz ma wypełniony niemal co do godziny. Dzień pracy zaczyna około ósmej, czyli godzinę wcześniej niż prezydent. Wieczorem spotykają się w prywatnych apartamentach koło północy.

- Mąż wraca tak późno i jest tak przesiąknięty polityką, że już o niej nie rozmawiamy - przyznaje Maria Kaczyńska. Z powodu nawału własnych zajęć przestała robić Lechowi Kaczyńskiemu prasówki. - W nawyk czytania i oglądania wszystkiego, co dotyczyło męża, wpadłam, gdy został prezesem NIK. Nagrywałam jego telewizyjne wypowiedzi, by mieć wszystko pod ręką. Teraz ma od tego biuro prasowe - mówi Maria Kaczyńska. Poza tym wiadomo, że od lat rola pierwszego recenzenta obu braci Kaczyńskich zarezerwowana jest dla Jadwigi. Matka śledzi wszystkie wystąpienia Jarosława premiera i Lecha prezydenta. Jak nam przyznała, potrafi być wobec nich krytyczna: - Czy mnie posłuchają, to już ich sprawa, ale swoje zdanie mam. Synowej nie recenzuje.

Dla Marii Kaczyńskiej rola pierwszej damy jest więc pierwszą od lat okazją, by zagrać na własny rachunek. Pytanie, czy z niej skorzysta. Po prawie roku prezydentury wiadomo tylko, że nie chce być wyłącznie żoną swojego męża. - Jest spokojniejsza, ale i mniej aktywna na forum publicznym niż poprzedniczka. Gdyby szukać porównań wśród amerykańskich modeli First Lady, zdecydowanie bliżej jej do Barbary Bush niż Hillary Clinton, choć i żona prezydenta Busha wspierała go na forum międzynarodowym - na przykład podczas spotkań z Gorbaczowem. - Maria Kaczyńska na razie poprawnie przyjęła etykietę - mówi spec od marketingu politycznego Wojciech Cwalina - lecz nie zaistniała jeszcze w świadomości społecznej jako aktywna pierwsza dama. Jej sezon dopiero nadchodzi?

Aleksandra Pawlicka

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)