ŚwiatJest w czym wybierać - jadłospis polskiego żołnierza w Iraku

Jest w czym wybierać - jadłospis polskiego żołnierza w Iraku

Polscy żołnierze w Iraku codziennie mają
do wyboru sporą liczbę dań przygotowanych przez firmę, którą
Amerykanie wynajęli do zapewnienia wyżywienia. Dzień w mesie
zaczyna się od dań ciepłych i zimnych, w południe serwuje się
przekąski na lunch, a potem dinner - obfita obiadokolacja.
Przeważają potrawy mięsne, choć nie brakuje dodatków.

W obszernej, bogato zdobionej sali w pałacowym kompleksie wzniesionym dla Saddama, Indusi - głównie oni pracują w kuchni i w stołówce - obsługują tostery. Zarówno oni, jak i kucharze wstają o czwartej, w ciągu dnia śpią kilka godzin, i od szesnastej przygotowują obiad.

Od 6:00 do 8:30 kuchnia serwuje jajecznicę, jajka na twardo - tak białe, że jeden z żołnierzy przypuszczał, że zostały wyprodukowane, a nie zniesione przez kury, gofry lub małe omlety, które można polać syropem klonowym, cienkie kiełbaski, wędlinę, czasem smażony bekon, fasolę w sosie pomidorowym. Do picia soki owocowe, mleko o różnych smakach w małych kartonach, woda z sokiem, kawa i herbata.

Koło południa wydaje się paczuszki z lunchem - na zafoliowanych, styropianowych tackach sok lub lemoniada w puszce, babeczka i amerykańskie specjały: hot-dog na zimno lub dwie kromki tostowego pieczywa, które można posmarować masłem orzechowym. Czasami mała puszka z pierożkami ravioli lub sałatką z kurczaka bądź tuńczyka.

O szesnastej w obozie zaczyna się dinner. Żołnierze, stojąc w kolejce, wcierają w dłonie dezynfekujący żel, pobierają plastikową zastawę i sztućce. Piechota morska pilnuje, by nie brać więcej niż jednej porcji, po uzgodnieniach niektórym zezwalają wziąć porcje także dla tych, którzy nie mogą przyjść.

Przykładowy wybór - wołowina lub drób, do tego makaron, ryż lub ziemniaki puree, gotowane w mundurkach lub pokrojone i przypieczone. Kiedy w rzadko wywieszanym menu pojawią się "french fries", zawsze ktoś przerabia je na prowojenne "freedom fries". Ostatnio jednak czyjaś ręka skreśliła pierwszy człon poprawionej nazwy. W obozie nie ma wprawdzie Francuzów, ale są Amerykanie z Luizjany.

Do mięsa podaje się warzywa - marchewkę z groszkiem, kalafior, brokuły, do tego sos. Popić można Coca-Colą, często w wersji bez cukru, lemoniadą albo bezalkoholowym piwem i napojami gorącymi. Na deser ciasta i kawałki tortu, zwykle też lody, w rożkach, na patyku lub w postaci kanapki obłożonej ciemnym biszkoptem. Z owoców - pomarańcze, gruszki i twarde, intensywnie zielone lub ciemnoczerwone amerykańskie jabłka.

Jedzenie podaje się na plastikowych talerzach z wytłaczanymi przegródkami. Po posiłkach polistyrenowa zastawa ląduje razem z niespłaszczonymi puszkami i kartonami w wielkich worach, a kosze i beczki na śmieci wypełniają się opróżnionymi butelkami po wodzie.

3 września wielonarodowa dywizja pod polskim dowództwem przejmie odpowiedzialność za środkowo-południową strefę, a odpowiedzialność za żywienie weźmie na siebie inna firma. Nikt jednak nie potrafi powiedzieć, czy zmieni się też menu.

Właśnie zmianą dostawcy oficerowie w obozie tłumaczą, że przez kilka dni nie było rozpuszczalnej kawy, bywa, że lodówki są pełne truskawkowego, bananowego i czekoladowego mleka, ale nie dla wszystkich starcza soku. Nowy dostawca zajmie się nie tylko sprawami związanymi z jedzeniem - będzie także odpowiedzialny za sprzątanie i opróżnianie toalet.(iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)