Jest szpital bez długów i protestów
Jest szpital, gdzie lekarze nie zamierzają protestować, pielęgniarki mają dostać podwyżki, a pacjenci chcą się tam leczyć. W Sejnach.
Trudno w to uwierzyć, bo w oddalonych o 40 km Suwałkach szpitalowi wojewódzkiemu grozi likwidacja. 1 stycznia wstrzymano tam planowe zabiegi i operacje. 1 lutego, jeżeli nie znajdą się pieniądze, zarząd województwa zamknie szpital na trzy miesiące.
Nie rozumiem, jak można było do tego doprowadzić - mówi się Waldemar Kwaterski, dyrektor szpitala powiatowego w Sejnach. Upadający szpital wyprowadził z długów i doprowadził do tego, że o pracę u niego starają się wybitni specjaliści z całego województwa.
Zatrudnia 180 osób. Lekarz bez specjalizacji zarabia 3100 zł brutto, z pierwszym stopniem - 3880 zł, z drugim - 4240 zł. Przeciętne wynagrodzenie pielęgniarki to 2200 zł brutto. Lekarze pracują na kontraktach, nie są więc na etatach i nie ma problemu 48-godzinnego tygodnia pracy. Pielęgniarki są uwzględniane przy każdym podziale dodatkowych pieniędzy, dlatego nawet teraz nie zamierzają strajkować.
Jak do tego doszliśmy? Wiele lat wysiłku i wyrzeczeń. Z poparciem całej załogi zrezygnowaliśmy z funduszu socjalnego, dwa razy były grupowe zwolnienia - opowiada Kwaterski.
Szpital w Sejnach radzi sobie, choć podpisał z NFZ jeden z najniższych kontraktów w województwie. Za punkt medyczny dostał tylko 10,30 zł (czyli o 30 groszy mniej niż porównywalne szpitale). Nie mamy żadnego zadłużenia, więc wszystko można przeznaczyć na podwyżki - mówi Kwaterski.