Jest beznadziejnie, idź do Rity. Polacy przychodzą tłumnie© WP.PL | Maciej Stanik

Jest beznadziejnie, idź do Rity. Polacy przychodzą tłumnie

Piotr Barejka

Cudów trzeba na tym świecie. A gdy sprawa trudna, tym bardziej przyda się siła wyższa. Złe diagnozy, kłótnie rodzinne, pieniędzy za mało. Wszędzie tam, gdzie ludzkie działanie nie wystarcza, pojawia się ona. Rita. Święta Rita. To do niej każdego miesiąca przyjeżdżają tłumy Polaków

Spokojne krakowskie uliczki robią się tłoczne. Tak jest co miesiąc. Przed kościołem stają sprzedawcy róż. Kwiaty wetknięte są w wazony, ułożone w równych rzędach. Jedne po dwa złote, inne po trzy, po pięć. Kupują je młodzi, starzy, niektórzy na wózkach, inni o kulach.

Maria swoje kwiaty trzyma w plastikowych wiaderkach. Mówi, że przychodzi tu zawsze, od dziesięciu lat. Tak musi dorabiać. Obserwuje, jak zbierają się tłumy, a niekiedy widzi parkujące w wąskich uliczkach autokary.

- Wszyscy przyjeżdżają ze sprawami trudnymi - oznajmia.
- To znaczy? - dopytuję.

Opowiada, że spraw trudnych jest niezliczona ilość. Brak pieniędzy, bo albo emerytura mała, albo pensja niska. Są choroby, wielu przychodzi z rakiem, po zawałach, ale niektórzy z depresją. Są tacy, co pokłócili się z rodziną, mają problemy w pracy. Zawsze jest o co prosić.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Wzruszam się często

Tłum przed drzwiami gęstnieje. Do księdza, który zapisuje w zeszycie intencje, ustawia się kolejka. Ludzie wchodzą do kościoła z różami. To symbol świętej Rity, patronki spraw beznadziejnych, osób chorych i rannych. Świętej, która nikogo nie zostawi bez pomocy.

Wierni zajmują miejsca przed wysokim, pozłacanym ołtarzem. Maria wypatruje jeszcze klientów. Martwi się, bo dzisiaj ludzi jest mniej niż zwykle. Może przez ten mróz? Zimno dziś, jak dawno nie było. Może przez te remonty na drogach? Całe miasto rozkopane, nie da się dojechać.

- Często się wzruszam - mówi po chwili. - Przychodzą tu przygnębieni ludzie. Jedna pani ledwo chodzi, ale co miesiąc jest.

Ale są ludzie nie tylko z okolic. Bo do Krakowa przyjeżdżają z całej Polski. Bywa, że kupi od niej róże ktoś z Poznania, ktoś z Gdańska albo Wrocławia. Zwykle poznaje ich po akcencie, tak mówi. Jak uzna, że ktoś brzmi obco, to zawsze spyta, skąd przyjechał.

- Skarżą się, że w domach mają nieporozumienia. Bardzo by chcieli, żeby to się ułożyło - opowiada dalej.

Niektórych widzi po jakimś czasie. Uśmiechniętych. Wtedy opowiadają jej, że wszystko im się ułożyło. Sprawa była beznadziejna, a dziś jest rozwiązana. Zdarzył się cud.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Bo wiara czyni cuda

Kolejne róże znikają z wazonów. Powoli, martwi się Maria, ale lepsze to, niż nic. Zmienia miejsce, przenosi swoje wiaderka na inny róg. Może tu będzie lepiej, myśli. Wzdłuż kościelnego muru stoją inni sprzedawcy. Jest wśród nich Anna.

- Nie umarłam, ale czułam się tak, jakbym umierała - zaczyna opowiadać. - Strasznie mnie samochód potrącił. Pięć kości miałam złamanych, chodzić nie mogę.

Cały czas rękę ma na temblaku. Ona sama modli się o zdrowie, dla siebie, dla wnuków, dla wszystkich. Z resztą urodziła się w Krakowie, tuż obok tego kościoła. Dlatego Rita jest w jej życiu od samego początku. Wciąż powtarza, że wiara czyni cuda.

- Wiele par wyprosiło sobie tu dzieci. Moja wnuczka też - mówi. - To, w co człowiek wierzy, to mu się spełnia.

Niektórzy niosą po kilka róż. Potem jedną oddadzą bliskim, może znajomym, którzy nie mogli przyjść sami. I chociaż jest piątek, dochodzi południe, to kościół się wypełnia. Wszyscy chcą albo o coś prosić, albo za coś dziękować.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

- Mój syn wylądował w szpitalu - opowiada młoda kobieta. - Mówili, że ma wrodzoną wadę serca. Przychodziłam, prosiłam, a przy wypisie okazało się, że diagnoza była pomyłką.

Ogląda róże. Kupuje jedną, czerwoną. Idzie dziękować.

- Cuda są potrzebne, żeby przetrwać na tym świecie - rzuca jeszcze. - Staram się cieszyć z każdego drobiazgu. Tylko wiecznie jakieś problemy są.

Za nią do kościoła wchodzi mężczyzna.

- Byłem chory. Dwa zawały miałem, cukrzycę - mówi zachrypniętym głosem. - Pomogło mi przychodzenie tutaj.

Idzie jeszcze staruszka. Podpiera się kulami. Wolno stawia kroki.

- Załamałam się po śmierci męża - zaczyna. - Miałam udar mózgu, lekarze nie dawali mi żadnych szans. Córka przyniosła błogosławioną różę. Wszystkie pielęgniarki się zleciały, pytały, jakie czary ona przy mnie robi. Wyszłam z tego.

Mija ją kobieta w średnim wieku. Też z różami.

- Teść był jedną nogą na drugim świecie - oznajmia. - A teraz biega po lesie i zbiera grzyby.

Dalej idzie młody chłopak.

- Mam kolekcję róż. Zebrałem już piętnaście - chwali się.

Zamyka za sobą drzwi do Kościoła.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Róże za darmo

Czasem Maria rozdaje róże. Na przykład wtedy, gdy widzi rodziców niepełnosprawnych dzieci. Wie, że mają ciężko. Z resztą, zastanawia się, kto nie ma? Obok niej z różami stoi kobieta, która sama wychowuje dwójkę dzieci. Raz w miesiącu przyjdzie tu, a zwykle plecie wianki. Tak musi dorabiać.

- Umęczeni życiem ludzie tu przychodzą - stwierdza Maria.

Zaczyna się msza. Wszystkie miejsca w kościele są zajęte. Ludzie siedzą ciasno, jeden obok drugiego, stoją w korytarzach. Patrzą na ekrany, gdzie leci transmisja z ołtarza. Ksiądz odczytuje intencje.

Ktoś prosi o siłę do walki z chorobą, ktoś o mieszkanie, o dobrego męża, o nawrócenie, o wyjście z nałogu. O pomyślne rozwiązanie sprawy w sądzie, o pieniądze, o zdrowie psychiczne.

- Atmosfera jest tak podniosła, że łza się w oku kręci - szepcze starszy mężczyzna. - Ważne jest dla mnie tutaj to poczucie wspólnoty, jesteśmy jak rodzina.

O pracę, najlepiej na czas nieokreślony, o żonę, o pojednanie w małżeństwie, które się rozpada, o to, aby ktoś mógł chodzić, o zdrowie. O wyjście z depresji, o pokonanie lęków, o dzieci.

Do Rity modlą się wszyscy. Młodzi i starzy, emeryci, a nawet politycy. Władysław Kosiniak-Kamysz wspominał ją na konwencji. Mówił, że jak jest źle, to na nią można liczyć.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Nikt nam pomóc nie chce

Maria też prosi, o wiele rzeczy musi. Swoje róże zaniosła z samego rana, bo potem będzie kolejka. Trzeba stać, czekać, szkoda tracić czas. Najpierw poprosiła o pieniądze, których wciąż jest za mało.

Bo za każdym razem straż miejska ją przegania, dostała trzy mandaty, których nie ma za co opłacić. Żali się, że wstaje o trzeciej w nocy, jedzie na giełdę i kupuje kwiaty. A potem za to ją karzą.

- Wie pan, na co mi starcza? - Pyta. - Na bułkę, masło, mięso od czasu do czasu, na rachunki. Tyle.

Pieniędzy jest mało, ale chociaż są. Bo jednego Maria uprosić nie może.

- Mam alkoholika w domu i nikt nam nie chce pomóc - mówi ze łzami w oczach.

Ani opieka społeczna nie pomaga, ani bliscy. Została sama. Co najwyżej na chwilę się poprawi, ma parę dni spokoju. Tylko potem znów to samo. Maria chciałaby spokój mieć zawsze. Tego jeszcze nie dostała.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (47)