Jest akt oskarżenia wobec szantażystów Piesiewicza
- Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu akt oskarżenia wobec osób, które miały szantażować senatora PO Krzysztofa Piesiewicza - poinformowała rzeczniczka tej prokuratury Renata Mazur.
Akt oskarżenia sformułowano wobec trzech osób. Zarzuty, które usłyszały, dotyczą zmuszania senatora do określonego zachowania w zamian za nieujawnianie kompromitujących go materiałów. - Obejmują one okres od 5 do 19 listopada 2009 r. - powiedziała prokurator.
Oskarżonym grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Jak podała prokuratura, akt oskarżenia został skierowany do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, a postępowanie w tej sprawie było prowadzone od 12 listopada ubiegłego roku.
18 listopada 2009 r. na zlecenie śledczych prowadzących sprawę zatrzymano wskazane przez senatora osoby. Według mediów zatrzymani mieli szantażować Piesiewicza od końca 2008 r. - najpierw nagrali intymne spotkanie, a potem odsprzedali politykowi kompromitujące taśmy. W sumie w 2008 r. senator, jak podawały media, miał zapłacić szantażystom ponad 550 tys. zł.
W ubiegły czwartek prokuratura umorzyła natomiast inne śledztwo - w sprawie posiadania przez Piesiewicza kokainy. Prokuratura zamierzała zarzucić parlamentarzyście popełnienie przestępstw z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii: posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia. Na początku lutego Senat nie zgodził się jednak na uchylenie mu immunitetu. Wcześniej wniosek prokuratury negatywnie zaopiniowała senacka komisja regulaminowa; jej członkowie argumentowali, że jest on przedwczesny i w tej chwili nie ma podstaw do uchylenia Piesiewiczowi immunitetu.
Mazur powiedziała, iż w śledztwie dotyczącym podejrzenia posiadania kokainy prokuratura opierała się m.in. na zeznaniach naocznego świadka. - Osoba ta nie jest objęta aktem oskarżenia ws. szantażowania senatora - poinformowała Mazur. Zaznaczyła, że ten naoczny świadek nie miał nic wspólnego z szantażem i nie uzyskał z tego tytułu żadnej korzyści majątkowej. - Materiał dowodowy w tej sprawie to również opinie biegłych i badania billingów - dodała.
Mazur podała, że śledztwo w sprawie zażywania kokainy przez Piesiewicza dotyczyło wcześniejszego okresu niż to dotyczące szantażu i obejmowało czas od czerwca do września 2008 r. - Formalnie to postępowanie było prowadzone od kwietnia ubiegłego roku - zaznaczyła.
Mazur podkreśliła, że w ocenie prokuratury całość zgromadzonego w tym śledztwie materiału dowodowego dawała podstawę do wystąpienia z wnioskiem o uchylenie Piesiewiczowi immunitetu, a zostało ono zakończone "tylko i wyłącznie" z uwagi na to, że Senat się do wniosku nie przychylił.
Rzeczniczka dodała, że na razie nie "ma możliwości skierowania ponownego wniosku o uchylenie immunitetu". - Immunitet jest dany na czas kadencji, nie wybiegając w przyszłość mogę zaznaczyć, że tylko ponowny wybór i uzyskanie immunitetu daje gwarancję, że postępowanie to nie będzie kontynuowane - powiedziała Mazur. Senacki mandat wygaśnie Piesiewiczowi w 2011 r.
Odnosząc się do obu spraw, Mazur podkreśliła, iż "są to dwa zupełnie odrębne postępowania, dotyczące odrębnych okresów i nie mające ze sobą nic wspólnego za wyjątkiem nazwisk". - W naszej ocenie nie mają one na tyle związku, aby można było uzależniać bieg jednego postępowania od drugiego - powiedziała.
"Rzeczpospolita" napisała natomiast, że jedna z osób szantażujących senatora chce zwrócić politykowi 120 tys. zł, które zarobiła na sprzedaży mu nagrań. Według pełnomocnika Piesiewicza, taka propozycja padła kilka tygodni temu, jednak sprawa "utknęła w martwym punkcie".
Pełnomocnik Piesiewicza mec. Czesław Jaworski powiedział, że istotnie otrzymał taką propozycję ok. dwóch miesięcy temu. Jednak, jak dodał, prokurator, który miał ustalić sposób przekazania pieniędzy, nie poinformował jeszcze, w jakich okolicznościach ma to nastąpić, mimo kilkukrotnych przypomnień.
- Gospodarzem postępowania jest już sąd i nie mogę bardziej zagłębiać się w treść wyjaśnień ani w to, jaka jest postawa osób oskarżonych - powiedziała z kolei Mazur.