Jerzy Szmajdziński: jasne stanowisko w sprawie Iraku uniemożliwi prowadzenie gry politycznej
(RadioZet)
05.10.2004 | aktual.: 05.10.2004 09:44
Gościem Radia Zet jest minister obrony, Jerzy Szmajdziński. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Nieco pan blady po wczorajszej wizycie u premiera. Czy premier był wściekły na pana, że w „Gazecie Wyborczej” powiedział pan, że cezurą naszego wyjścia w Iraku jest data wygaśnięcia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ? Nie, premier nie był wściekły. Premier to światły człowiek. Ale światły człowiek był wczoraj niezadowolony, co było widać w telewizji. Widzieli to i dziennikarze i telewidzowie. Premier był niezadowolony, powiedział mi, że jest niezadowolony i tyle. Upoważnił mnie jednocześnie do tego, bym poinformował opinię publiczną, że w rządzie trwa dyskusja i będzie jeszcze jakiś czas trwała. Efekty pewnej fazy tej dyskusji premier przedstawi 15 października w Sejmie, kiedy będzie wniosek o wotum zaufania dla rządu. Niedługo potem chcielibyśmy zająć jasne stanowisko w tej sprawie i określić termin wycofania. Ale my, minister, chcielibyśmy czy...? Rząd. My, rząd, chcielibyśmy to określić. To jest to
co uzgodniłem z premierem, wiec w tej chwili cytuję po to, by ta sprawa nie była przedmiotem gry politycznej i nie była elementem gry politycznej, by na sztandarach i na wiecach ci, którzy są przeciwni operacji mieli mniej argumentów, mniej wiatru w żagle, i żeby przez to Polska nie była narażona na większe niebezpieczeństwo. Tak, ale pan, panie ministrze, dodał wiatru w żagle. Wczoraj pana wypowiedzią był zaskoczony minister Cimoszewicz, który stwierdził, że ta wypowiedź to był błąd warsztatowy. Zaskoczony był premier Belka. Czy może być tak, że minister obrony nie uzgadniając z szefem rządu wygłasza swoje poglądy na łamach „Gazety Wyborczej”? „Gazeta Wyborcza” jest wpływową gazetą. Ale nie uzgadniając. Ustalmy, że jeżeli trwa dyskusja w rządzie, to nie może być tak, że...Jeżeli co miesiąc trwa debata w Sejmie, to nie może być tak, że osobą, która nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie i nie wypowiada się jest minister obrony narodowej, bo byłoby to kompletnie niezrozumiałe, więc wziąłem udział w tej
dyskusji na równych prawach jak każdy inny. Tę opinię należy potraktować jako ważny głos w tej dyskusji, o czym powiedział prezydent RP, zwierzchnik sił zbrojnych, który w tej sprawie zachował się właściwie. To prezydent jest tą osobą, która ostatecznie decyduje o wysyłaniu wojsk poza granice naszego kraju. Czyli rozumiem, że niewłaściwie zachował się premier Belka? Nie, proszę pani, nie dyskutujmy o tym w tej chwili, przejdźmy do meritum. Zajmijmy się meritum, a nie kwestiami formalnymi, bo jeśli miałoby się okazać, że w kwestiach formalnych ministrowie rządu nie mogą brać udziału w publicznej dyskusji, która ich dotyczy i toczy się z udziałem innych ministrów i debat parlamentarnych, to nie byłoby to właściwe. Niech pan ma pretensje do premiera Belki, bo on tak zareagował i stąd zaczęła się ta cała afera. W „Rzeczpospolitej” premier Belka mówi: „Nie dyskutowaliśmy tej sprawy w jakichkolwiek gremiach rządowych.” - Pan mówi, że „dyskutowaliśmy” – „Nie jest to stanowisko rządu. Kiedyś w luźnej rozmowie
minister Szmajdziński zwracał uwagę, że koniec 2005 roku to mógłby być według niego dobry moment. Mogę tylko powiedzieć, że minister Szmajdziński jest optymistą sądząc, że 2005 roku sytuacja w Iraku tak się unormuje, że będzie możliwe wycofanie naszego kontyngentu. Albo też jest pesymistą sądząc, że naszego wojska nie stać na dalsze utrzymywanie tego kontyngentu.” To jest zdystansowanie się do pana wypowiedzi. I dobrze. To jest zbyt poważna sprawa, żeby można było gdzieś w ciszy gabinetu tylko ją rozważać. I taka dyskusja się toczy. Byłoby czymś kompletnie niezrozumiałym, gdyby w tej sprawie nie było mojego głosu, bo pani sama by mnie tu wezwała i zapytała: no, wszyscy się dookoła wypowiadają, tylko pan jeden nie ma nic do powiedzenia. Może pan nie ma poglądów? Mam więc pogląd. Ma pan pogląd, tylko dziwne, że nie zgadza się z nim minister Cimoszewicz. Jest w rządzie jakaś walka? Minister Cimoszewicz nie zakwestionował tego co powiedziałem, premier też nie. Kwestia tylko formy, momentu. Może gazeta nie ta.
Nie wiem. Tylko właściwie to zostało zakwestionowane. Z premierem oczywiście o tym rozmawiałem i premier dzisiaj w „Rzeczpospolitej” potwierdza. Z prezydentem rozmawiałem. W luźnej rozmowie, nie w gremiach rządowych. Gremia rządowe zbierają się, gdy jest wtorek, godzina dwunasta i załatwiają sprawy, które są do załatwienia. Czy pan przekonał premiera Belkę, żeby data 2005 roku była najlepszą datą wycofania naszych wojsk z Iraku? Musimy zająć jasne stanowisko. Takie, które uniemożliwiłoby prowadzenie gry politycznej i kampanii wyborczej pod hasłami dotyczącymi Iraku. Trzeba zrobić wszystko, co możliwe. Przekonał pan pana premiera, że to jest dobra data? Czy data jest dobra czy niedobra – jest oczywista. Oczywista dlatego, że w grudniu 2005 roku kończy się mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ i kończy się czas zaproszenia tymczasowego rządu irackiego. Za 15 miesięcy jednocześnie, bo mówimy o sytuacji za 15 miesięcy, będziemy po dwóch wyborach parlamentarnych, po referendum konstytucyjnym, będziemy mieli 80 tys.
armię iracką, Irak będzie w zupełnie innej sytuacji. Wiele państw podejmując decyzję o wysłaniu wojska podejmuje jednocześnie decyzje o tym, kiedy kończą się ich możliwości, ich zdolności i zasoby. Rozumiem. Podjął pan decyzję, że pół roku to dla naszych wojsk wystarczy. Tak pan powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Czy powiedział pan też o tym naszym sojusznikom amerykańskim? Oczywiście powiedziałem naszym sojusznikom, bo nie jestem człowiekiem nieodpowiedzialnym. Powiedziałem, że nasze zasoby nie są niewyczerpywalne, jak zasoby armii amerykańskiej czy brytyjskiej. Nasze zasoby któregoś dnia się po prostu kończą. Stąd zmniejszenie stanów osobowych w 2005 roku. I powiedział pan sojusznikom, że 2005 rok to jest data graniczna? W tym wywiadzie powiedziałem przecież jednocześnie, że jeżeli będzie kolejna rezolucja RB, to decyzję będzie podejmował rząd wyłoniony po nowych wyborach. Decyzję pan już podjął: zostanie grupa oficerów, np. w sztabach, w ośrodkach szkoleniowych, może grupa obserwatorów...To
jest malutka grupa... To jest mój pogląd. Dziś nikt nie wie jakie siły będą potrzebne. Wiem natomiast jakie są nasze możliwości: kilkanaście tysięcy żołnierzy i oficerów w Iraku. Tak to będzie do końca 2005 roku. Jednocześnie kilka tysięcy oficerów i żołnierzy w innych misjach poza granicami kraju. To potężny wysiłek, który musi się kiedyś obiektywnie skończyć. Ktoś, kto bierze odpowiedzialność za bezpieczeństwo takich misji i za racjonalność i to jest pogląd takiego człowieka. Rozumiem, że to jest większa odpowiedzialność dla pana, niż dla premiera Belki? W sensie związanym z oceną naszych możliwości, z pewnością tak. Czy to nie jest początek kampanii wyborczej? Niektórzy zarzucają panu, że to jest początek pana kampanii prezydenckiej. Jeśli chodzi o nasz dalszy udział, to zbliża się taki moment, w którym kwestię iracką powinniśmy jasno sprecyzować, by nie było to przedmiotem kampanii wyborczej. Pan spowodował, że stało się to znowu przedmiotem kampanii wyborczej, ale ucieszył pan SLD, który też jest
zdania, że powinniśmy się wycofać, chociaż przewodniczący Krzysztof Janik dziwił się trochę, że jest takie napięcie między panem a premierem. Mnie dziwi to, że oni się dziwią, że pan poseł Dyduch się dziwi, pan poseł Janik się dziwi. Rozumiem, że Jerzy Szmajdziński wie najlepiej... Nie wiem najlepiej, ale wiem dużo. I będzie się pan starał przekonać rząd, by ten termin był najlepszy i by premier Belka powiedział o tym w swoim wystąpieniu, bo jak mówi Bronisław Komorowski, jeśli pan nie przekonał premiera, to czas na dymisję, panie ministrze? Pan minister Komorowski to ten minister zastoju i braku decyzji. Gratuluję mu dobrego samopoczucia. Premier powiedział wczoraj panu, że powinien się pan podać do dymisji? To jest naprawdę poważny polityk, a nie chłopczyk czy jakiś Komorowski, czy Rokita. A nie spodziewał się pan, że premier powie: tak, to jest jedna z opinii, a nie, że będzie tak wszystkim zaskoczony? ...