Jerzy Hop pozostanie w areszcie do 30 listopada
Były prokurator apelacyjny z Katowic Jerzy Hop, oskarżony m.in. o wyłudzenie 1,7 mln zł, pozostanie w areszcie do 30 listopada. Tak zdecydował Sąd Apelacyjny w Katowicach.
15.09.2005 17:20
O przedłużenie Hopowi okresu tymczasowego aresztowania wnioskował katowicki sąd okręgowy, przed którym toczy się jego proces. Sąd argumentował, że Hop nie może jeszcze wyjść z aresztu, bo w jego procesie nie przesłuchano dotąd kluczowych świadków. Będąc na wolności, mógłby on wpływać na postępowanie. Kolejnym argumentem jest wysoka kara, jaka może grozić oskarżonemu.
Hop jest aresztowany od połowy listopada 2002 roku.
Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 Hop zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Według prokuratury, w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hopowi grozi do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.
Hop nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. W swoich wyjaśnieniach prezentował stanowisko, że odpowiada przed sądem, bo został wmanewrowany przez dawnego przyjaciela, a obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą.
To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z Krzysztofem G. Hop sam fałszował faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G. przyznał się do udziału w wyłudzeniach i chce się dobrowolnie poddać karze.
Hop twierdzi, że o tym, iż jednak nie wszystko jest w porządku, dowiedział się już po artykule w "Newsweeku".