Jerzy Hop nie wyjdzie w czwartek z aresztu
Oskarżony o wyłudzenie 1,7 mln zł były
prokurator apelacyjny z Katowic Jerzy Hop nie wyjdzie, wbrew
oczekiwaniom, w czwartek na wolność. Sąd czeka na potwierdzenie,
że wpłacono w jego imieniu 50 tys. zł poręczenia majątkowego.
W środę Sąd Okręgowy w Katowicach zdecydował, że Hop - aresztowany od trzech lat - będzie mógł wyjść na wolność, ale pod warunkiem wpłacenia kaucji.
Przyjaciel Hopa dostarczył w czwartek dokumenty, z których wynika, że wpłacił żądaną kwotę w godzinach południowych. Jednak do czasu zakończenia urzędowania sądowi nie udało się uzyskać potwierdzenia wpłaty 50 tys. zł. Sąd ma konto w NBP, a pieniądze zostały wpłacone w innym banku - to spowodowało przedłużenie całej procedury.
Musimy mieć potwierdzenie, że mamy na koncie sądu okręgowego wpłacone pieniądze tytułem poręczenia - wyjaśnił sędzia Piotr Pisarek. Dopóki ta kwota nie wpłynie, postanowienie sądu nie może zostać wykonane - dodał.
Sędzia poinformował, że umówił się z poręczycielem na piątek w południe. Będziemy wtedy po dwóch sesjach w NBP i będziemy mieć możliwość sprawdzenia, czy pieniądze wpłynęły - powiedział.
Zgodnie ze środową decyzją sądu, jeżeli w imieniu Hopa zostanie wpłacona kaucja, oskarżony wyjdzie na wolność, ale pozostanie pod dozorem policji i nie będzie mógł opuszczać kraju.
Hop jest aresztowany od połowy listopada 2002 roku. Zdaniem prokuratury, w latach 1993-2002 zapraszał szefów firm na spotkania, podczas których przedstawiał im trudną sytuację prokuratury, wskazując na jej potrzeby i braki, np. sprzętu biurowego. Według prokuratury, w rzeczywistości sprzętu nie kupowano, a pieniądze trafiały do kieszeni oskarżonego. W ten sposób miało zostać oszukanych 65 firm i osób. Hopowi grozi do 10 lat więzienia.
O tym, że Hop wydaje więcej, niż zarabia, mieszka w luksusowej willi i jeździ drogim autem, napisał w kwietniu 2002 r. tygodnik "Newsweek". Ówczesna minister sprawiedliwości Barbara Piwnik przekazała sprawę do zbadania krakowskiej prokuraturze.
Hop nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. W swoich wyjaśnieniach prezentował stanowisko, że odpowiada przed sądem, bo został wmanewrowany przez dawnego przyjaciela, a obecnie współoskarżonego Krzysztofa G., który od lat bez jego wiedzy miał prowadzić działalność przestępczą. O tym, że coś jest nie w porządku, miał się dowiedzieć już po artykule w "Newsweeku".
To firma G. miała dostarczać prokuraturze sprzęt zakupiony przez darczyńców i wystawiała faktury. Zdaniem oskarżenia, po zakończeniu współpracy z Krzysztofem G. Hop sam fałszował faktury, podrabiając podpis i pieczątkę wspólnika. Hop temu zaprzecza. G. przyznał się do udziału w wyłudzeniach i chce się dobrowolnie poddać karze. Odpowiada w procesie z wolnej stopy.