Jerzy Dziewulski dla WP: politycy nie dość konsekwentni, by walczyć z kibolami
Nic się nie zmienia. Od wielu lat dyskutuje się na temat metod walki ze stadionowymi bandytami. Od wielu lat, poszczególni ministrowie sprawiedliwości obejmujący stanowiska, wizytują policję angielską i chętnie przy okazji ulicznych bijatyk popisują się swoją znajomością problemu, szczodrze cytując i chwaląc dokonania brytyjskie.
Stawiam jedynie pytanie: co z tego wynika? Z reguły nic.
15.05.2006 | aktual.: 15.05.2006 11:58
Zobacz także galerię:
Walczymy z tym zjawiskiem do kilkunastu lat, jak na razie bezskutecznie. Dlaczego? Bo wprowadzamy szczątkowe pomysły zaczerpnięte z innych krajów, bez wprowadzenia kompleksowego planu, który byłby realizowany nawet przez kilka lat, ale KONSEKWENTNIE.
Pamiętam te niekończące się dyskusje w Sejmie, co zrobić, aby opanować to zjawisko bandytyzmu stadionowego. Zachłystywaliśmy się na początku wprowadzeniem konieczności budowy wysokich płotów odgradzających boisko od kibiców. W Sejmie kłócono się o to, czy płot powinien mieć tylko 2,5 metra, czy może 4 metry. Potem nastąpiła zmiana kierunku spojrzenia, bo Anglicy poszli metodą identyfikacji bandytów i zlikwidowali płoty. My także wprowadzamy metodą Anglików, tzw. „zakazy stadionowe”, ale wszyscy wiedzą, że bez szans na powodzenie ich realizacji. Do tego bowiem potrzebna jest cała policyjna infrastruktura, ale nie w rękach policji tylko właściciela stadionu. Do tego potrzebna jest sprawna ochrona, a także identyfikacja „krzesełkowa,” czyli konkretny znany z nazwiska kibic siedzący na konkretnym miejscu. Klubom zależy dziś szczególnie na zdobywaniu kasy, a nie na jej wydawaniu, stąd nie widzę szans na chociażby częściową realizację takich lub podobnych działań.
Zawsze po takich wydarzeniach, jak te sobotnie w Warszawie, dyskusja rozpoczyna się na nowo. I znowu minister sprawiedliwości przytacza przykłady z Anglii, jak wszyscy jego poprzednicy, a wiceminister z MSWiA robi groźną minę i ogłasza „koniec pobłażania.” Guzik prawda Panowie. Wasze zapowiedzi i groźby mają służyć jedynie populistycznym celom. Takimi reakcjami jeszcze żaden rząd nie osiągnął zamierzonego celu, co było widać w sobotę na warszawskiej Starówce. Żaden lewicowy ani prawicowy rząd od 1990 roku nie zrobił tego co jest najistotniejsze w walce ze stadionowym bandytyzmem. NIE BYLI KONSEKWENTNI. Stawiane wielokrotnie żądania Sejmu sporządzenia określonego planu kończyły się fiaskiem.
W takich sytuacjach wszystkie pretensje rozgoryczonych i wściekłych ludzi, poszkodowanych materialnie w wyniku awantur, kierowane są pod adresem policji. Rozumiem to, chociaż nie mogę podzielić opinii tych ludzi. W wielu przypadkach to nieznajomość taktyki walki policji z tłumem prowadzi do tych błędnych ocen.
Walka z tłumem nie polega na bezpośrednim starciu sił porządkowych z bandytami. To jest celowo zaplanowana taktyka rozbijania tłumu przy pomocy dzielenia go na mniejsze grupy i eliminowania z terenu. Czas, w jakim robi to policja, nie jest bez znaczenia. Zbyt wczesne wejście do walki może spowodować pogłębienie się zachowań agresywnych tłumu na widok policji. Tłum wówczas przekonany o swojej sile dąży do konfrontacji, której wcześniej nie planował. Nie planował, bo nie pokazał się w nim przywódca, zdolny poderwać go do walki. Kiedy taki bandzior o silnym charakterze zobaczy policjantów uzbrojonych po zęby wystarczy jeden jego okrzyk, aby poderwać tłum do niekontrolowanych zachowań. Tego właśnie chce uniknąć policja. Z drugiej zaś strony, gdy policja czeka zbyt długo na podjęcie walki i wejdzie do niej spóźniona, może już nie zdołać osiągnąć zamierzonego, taktycznego zadania. To są cechy negatywne i pozytywne upływającego czasu podejmowanych przez policję działań.
Oczywiście pozostaje pytanie, czy policja mogła ochronić Starówkę przed oszalałym atakiem pijanych bandytów?. Wydaje się, że tak. Otóż wielokrotnie po takich meczach, policyjna taktyka nie kończy się na gwizdku sędziego, a zadanie policji trwa aż do rozproszenia się tłumu. Tu wydaje się, że część sił można było przerzucić na Plac Zamkowy nieco wcześniej, aby osłonić Starówkę i wręcz uniemożliwić wejście tłumu w rejon wąskich uliczek. Walka bowiem na takim terenie jest nieskuteczna wobec niemożliwości skutecznego rozpraszania tłumu. To, że tłum ruszy w kierunku Starego Miasta, można było przewidzieć. Tam przecież koncentruje się nocne życie miasta. Przegrupowanie sił jednak wymaga czasu i nie można zrobić tego w kilka minut.
Bezsensowne krytykowanie policji za nieudolność osłania tak naprawdę polityków, którzy publicznie dziś zaciskają pięści, robiąc groźne miny i pokrzykując, jak to będą robić porządek w przyszłości. Tylko to już znamy i wiem, że za kilka dni sprawa przyschnie i tak... do następnego razu! I jak zwykle nie oni dostaną po grzbiecie, a zbierze po pysku policja.
Jerzy Dziewulski
W latach 1991-2005 poseł na Sejm. Były doradca Prezydenta A. Kwaśniewskiego ds. bezpieczeństwa.