ŚwiatJerozolima wciąż podzielona, choć Izrael świętuje zjednoczenie

Jerozolima wciąż podzielona, choć Izrael świętuje zjednoczenie

Izrael świętował niedawno zajęcie i aneksję Jerozolimy Wschodniej. - Jerozolima została zjednoczona 47 lat temu i nigdy nie zostanie podzielona ponownie. Od tego dnia Jerozolima rozwinęła się, jest dostatnim i kwitnącym miastem - mówił podczas obchodów premier Izraela Benjamin Netanjahu. Jednak zasoby miasta nie są równo podzielone. Jak pisze z Bliskiego Wschodu dla Wirtualnej Polski Alicja Qandil, o jednej trzeciej mieszkańców Jerozolimy - Palestyńczykach, z których 75 proc. żyje poniżej progu ubóstwa, trudno mówić, że żyją "dostatnio i kwitnąco".

Jerozolima wciąż podzielona, choć Izrael świętuje zjednoczenie
Źródło zdjęć: © AFP | Ahmad Gharabli

Baha zamknął swój warsztat i sklep ze skórzanymi torbami przed godziną 14. Tak "zasugerowała" izraelska policja, dla bezpieczeństwa, by uniknąć "napięć". Jemu i wszystkim innym palestyńskim sklepikarzom przy ulicy el-Wad, prowadzącej od Bramy Damasceńskiej do Ściany Płaczu. W środę od rana grupy Izraelczyków świętujących "zjednoczenie" Jerozolimy, w nacjonalistycznych nastrojach, głośno śpiewając, z powiewającymi nad ich głowami flagami, maszerują tą ulicą.

Atmosfera jest napięta, izraelscy żołnierze rozstawieni co kilkadziesiąt metrów w wąskich uliczkach starego miasta Jerozolimy rozglądają się nerwowo. Rano przy wejściach do meczetu Al-Aksa ustawili blokady. Wieczorem, gdy miał się odbyć główny marsz, przy pomocy koni i granatów hukowych brutalnie usunęli zgromadzonych przy Bramie Damasceńskiej Palestyńczyków, którzy nie zdążyli nawet zacząć protestu. A wielu palestyńskich mieszkańców starego miasta utknęło na kilka godzin na blokadach ustawionych wzdłuż trasy głównego pochodu, zwanego marszem flag, w którym biorą udział tysiące izraelskich nacjonalistów.

Ulica el-Wad leży w muzułmańskiej części starego miasta Jerozolimy. Wiedzie do Drogi Krzyżowej, meczetów Al-Aksa i Kopuły na Skale i do Ściany Płaczu. Meczety Al-Aksa i Kopuła na Skale znajdują się na platformie, na której kiedyś miały stać żydowskie świątynie. Podpierający platformę po zachodniej stronie mur, zbudowany przez Heroda, to jedyna pozostałość po świątyniach i od XVI wieku najświętsze miejsce judaizmu.

Podbite serce Jerozolimy

Wszystko to mieści się w sercu starego miasta Jerozolimy, które do 1967 - wraz z resztą wschodniej części miasta - znajdowało się pod kontrolą Jordanii. W wyniku wojny sześciodniowej, w czerwcu 1967 roku, Izrael podbił palestyńską część miasta i cały Zachodni Brzeg. W kraju wybuchła euforia, bo między 1948 a 1967 rokiem Izraelczycy nie mieli dostępu do Ściany Płaczu, a wschodnią (arabską) i zachodnią (żydowską) Jerozolimę dzieliły zasieki z drutu kolczastego, płoty, wojskowe posterunki.

W 1967 roku Izrael anektował Jerozolimę Wschodnią, a jej mieszkańcom nadał status swoich rezydentów (ale nie obywateli). Ani Palestyńczycy, ani większość państw świata nie uznały tej aneksji i traktują palestyńską stronę jako terytoria okupowane. Stąd też większość krajów ma swoje ambasady w Tel Awiwie, a nie w Jerozolimie.

- Jerozolima jest pod jedną władzą, ale nie jest zjednoczona, jest bardzo podzielonym miastem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską historyk, autor książki "Jerozolima. Biografia", Simon Sebag-Montefiore. Izraelska polityka wobec anektowanej części miasta, według Sebag-Montefiore, niekoniecznie przyczyniła się do zjednoczenia dwóch Jerozolim, raczej "odniosła rezultaty przeciwne od zamierzonych, alienując jej palestyńskich mieszkańców". Podzielone miasto

Izraelczycy co roku świętują zjednoczenie miasta, ale Jerozolima z upływem lat staje się coraz bardziej podzielona. Choć zniknęły zasieki między wschodnią a zachodnią częścią, niewidzialna bariera pozostaje. Przeciętny Izraelczyk nie wybierze się na spacer po głównej ulicy handlowej palestyńskiej części. Palestyńczycy częściej wyprawiają się na żydowską stronę, ale równie często pozostają niewidoczni: pracują w kuchniach izraelskich restauracji, sprzątają izraelskie domy, budują je, czasem - skuszeni niższymi cenami - zrobią tam zakupy. W Jerozolimie funkcjonują dwa osobne systemy transportu publicznego - palestyński, łączący Jerozolimę z palestyńskimi miastami Zachodniego Brzegu, i izraelski. Przeważnie każdy trzyma się swoich autobusów.

Zjednoczenia tych dwóch Jerozolim nie widać też w infrastrukturze. Zachodnia część wygląda jak europejskie, śródziemnomorskie miasto. Jest takie miejsce, w którym kończy się chodnik, choć ulica i domy ciągną się dużo dalej. To miejsce, w którym kończy się izraelskie osiedle i zaczyna palestyńska dzielnica, Dżabel Mukaber. W innej palestyńskiej dzielnicy Silwan, położonej na obrzeżu starego miasta, droga z wyboistej zamienia się w płaską jak stół - na wysokości domów zajętych przez izraelskich osadników.

Palestyńska część miasta cierpi na chroniczny brak publicznych instytucji - szkoły i przedszkola są przeludnione, jest za mało przychodni i poczt. Widoczne dla przechodnia są poważne problemy z wywozem śmieci - miasto nie ustawia odpowiedniej liczby kontenerów i nie opróżnia ich dostatecznie często.

Jeszcze gorzej jest w palestyńskich dzielnicach położonych na obrzeżach Jerozolimy i anektowanych przez Izrael, ale odciętych murem separacyjnym od reszty miasta. Prawie jedna trzecia palestyńskich jerozolimczyków mieszka po drugiej stronie muru oddzielającego Zachodni Brzeg od Jerozolimy; w dzielnicach, do których usługi miejskie w ogóle nie docierają. Nie ma wywozu śmieci, są za to problemy z wodą, brakuje kanalizacji. Nie ma też placów zabaw, policji, lamp ulicznych, są tylko trzy szkoły. Żeby dostać się do jerozolimskich szkół, szpitali i miejsc pracy, muszą przechodzić przez izraelskie wojskowe punkty kontrolne, czekając w długich kolejkach i korkach - przypomina opublikowany właśnie raport ACRI (izraelskiej organizacji pozarządowej na rzecz praw obywatelskich).

Alarmujące statystyki

Według danych z raportu, 75 procent mieszkańców Jerozolimy Wschodniej (i 82 procent ich dzieci) żyje poniżej progu ubóstwa; mimo to, w palestyńskiej części miasta jest tylko pięć biur opieki społecznej, w porównaniu z 18 w zachodniej części. Pracownik społeczny na wschodzie zajmuje się średnio 120 przypadkami, na zachodzie - 90. Aż 90 procent palestyńskich dzieci wymagających opieki psychologicznej nie ma do niej dostępu. Palestyńczycy stanowią około jednej trzeciej mieszkańców Jerozolimy, a trafia do nich tylko około jedna dziesiąta budżetu.

Izraelskie biuro statystyk opublikowało w przeddzień izraelskiego święta ankietę. Osobno zgrupowali odpowiedzi żydowskich i palestyńskich mieszkańców miasta. Aż 70 proc. Palestyńczyków jest niezadowolonych ze stanu chodników, kolejne 74% narzeka na wywóz śmieci. Podczas gdy 45 proc. żydowskich mieszkańców Jerozolimy jest zadowolonych z okolicznych parków, 98 proc. Palestyńczyków skarży się na ich brak - bo w ich dzielnicach nie ma miejsca na zielone przestrzenie.

Wyburzanie domów

Od 1967 roku Izrael skonfiskował jedną trzecią palestyńskich ziem we wschodniej części miasta i wybudował na nich żydowskie dzielnice, przez społeczność międzynarodową uważane za nielegalne kolonie na okupowanych ziemiach. Dziś mieszka w nich ponad 200 tysięcy osadników. Jednym z głównych problemów jerozolimskich Palestyńczyków jest brak pozwoleń na budowę domów, na tych nielicznych ziemiach, które im pozostały. Często brakuje planów zabudowy (niezbędnych do starania się o pozwolenie), z których zaaprobowaniem władze miasta potrafią zwlekać nie tylko latami, ale dekadami. Tymczasem raport izraelskiego biura statystyk pokazuje, że budowa nowych domów w Jerozolimie bije rekordy - w ciągu ostatnich trzech lat miasto zaakceptowało plany postawienia ponad 15 tysięcy nowych mieszkań. Rekordy, według danych B'tselem (izraelskiej organizacji praw człowieka), bije też liczba wyburzeń palestyńskich domów wybudowanych bez pozwoleń. Coraz więcej Palestyńczyków z Jerozolimy Wschodniej decyduje się samodzielnie wyburzać
własne domy. Raz, że wychodzi taniej, dwa, że można wynieść wszystkie sprzęty, i trzy - dzieci nie będą straumatyzowane wyburzeniem własnego domu w eskorcie izraelskiego wojska o czwartej nad ranem. Według danych B'tselem, w 2013 roku władze miasta doprowadziły do 72 wyburzeń, z czego 12 dokonali sami właściciele. W tym roku doszło już do 18 wyburzeń w palestyńskiej Jerozolimie, z czego siedem przeprowadzili gospodarze.

Amin Shweiki i jego sąsiedzi z palestyńskiej dzielnicy Beit Hanina na zaaprobowanie przez władze miasta planu zabudowy czekali od 1987 roku. Na dwa tygodnie przed jego przyjęciem przez miasto, o czwartej nad ranem we wrześniu 2013 roku, przyjechały buldożery. - Żołnierze wyprowadzili mnie z domu w piżamie, zaprowadzili do jeepa, tam zapytali czy mam przy sobie dowód osobisty. Krzyczałem, że przecież dowód jest w mojej sypialni. Za brak dowodu, aresztowali mnie na kilka godzin. W tym czasie mojej żonie i dzieciom kazali wyjść z domu, nie pozwolili im nic wynieść z wyjątkiem pieniędzy i wyburzyli dom - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Amin Shweiki z czułością opiekuje się nowo zasadzonymi drzewami. Wokół ruin wyburzonego domu posadził winogrona, zioła, drzewa owocowe, starannie pielęgnuje figowca, uszkodzonego przez izraelskie buldożery. Pojedyncze ściany szczerzą groźnie metalowe pręty. Amin jest z zawodu szklarzem, z wykształcenia inżynierem. Dumnie pokazuje zdjęcia domu, który postawił dziesięć lat temu. Piaskowy kamień, wysokie, piękne okna, przestronne sypialnie i zielony, kwiatowy ogród dookoła.

Skarży się, że teraz mieszka z żoną i dziećmi w wynajętym mieszkaniu na takiej powierzchni, jaką miała jego sypialnia. W budowę domu zainwestował spadek żony i wszystkie własne oszczędności. Władze miasta nałożyły na niego karę za budowanie bez pozwolenia - 350 tysięcy szekli (307 tysięcy złotych). Choć przez lata regularnie spłacał karę w ratach, nie powstrzymało to wyburzenia. Drugą karę dostał za koszty wyburzenia jego domu - 150 tysięcy szekli (131 tysięcy złotych).

Sąsiedzi Amina też pobudowali domy bez pozwoleń, ale tylko jego został wyburzony. - To dlatego, że izraelskie służby bezpieczeństwa podejrzewają, że jestem jednym z liderów Hamasu w Jerozolimie - mówi. Amin twierdzi, że nie jest członkiem Hamasu, bo nie chce iść do więzienia, ale w wielu postulatach identyfikuje się z islamskim ruchem. Wierzy, że Jerozolima będzie znowu arabska, a jego odbudowany dom otoczy zielony ogród.

"Bardziej tolerancyjna władza otomańska"

- W Jerozolimie nic nie jest permanentne. Każda ze stron, gdy przejmowała kontrolę nad Jerozolimą w przeszłości, próbował ją albo islamizować, chrystianizować albo judeizować. Tak naprawdę to, co dzieje się dzisiaj, jest bardzo zbliżone do władzy otomańskiej i innych muzułmańskich podbojów, z tym że troszkę bardziej tolerancyjnie - mówi Montefiore.

Jerozolima zawsze była jednym z głównych punktów spornych palestyńsko-izraelskich negocjacji. Palestyńczycy chcą, by wschodnia jej część była ich stolicą. By temu zapobiec, Izrael otoczył ją od wschodu izraelskimi osiedlami. Ale niepodległa Palestyna bez stolicy w Jerozolimie dla Palestyńczyków nie jest opcją.

Z Jerozolimy dla Wirtualnej Polski - Alicja Qandil

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)