Jego żona Beata i syn Kacperek zginęli w Grecji. Wstrząsająca relacja ocalałego Polaka
Porażający bilans tragedii w Grecji. W pożarach zginęło już co najmniej 74 osoby. Wśród nich jest matka i syn z Polski. Ocalały mąż i ojciec jest załamany. Relacjonuje koszmar.
Jarosław Korzeniowski z Wysokiej w Małopolsce widział, jak jego żona Beata i 9-letni synek Kacperek wsiadają na łódkę i był pewien, że będą bezpieczni. - Myślałem, że jak żona z synkiem wsiądą do łódki, to ocaleją - mówi zrozpaczony "Gazecie Krakowskiej".
Prosi o pomoc polskie władze, bo Grecy nie znają angielskiego i są problemy w komunikacji. - Nie wiem, co mam dalej robić. Zostaliśmy tu sami - mówi.
Polak opowiada o pożarze jak o piekle. On jako jeden z pierwszych zauważył ogień, ale był jeszcze daleko. W hotelu Ramada, w którym przebywał, uspokajano, że nic im nie grozi. Jednak, gdy zauważyli, że część personelu zaczęła panikować, kazał żonie wziąć synka i biec na plażę. Sam pobiegł jeszcze do pokoju hotelowego po dokumenty i telefon.
Gdy sam dotarł plaży, siedzieli już na łódce z innymi osobami. Sądził, że są tam ludzie z obsługi hotelu. Uznał zatem, że są bezpieczni. - Pomyślałem że choć oni będą bezpieczni - opowiada. Okazało się jednak, że na łódce byli jedynie turyści.
Mężczyzna widział, jak jego bliscy odpływają, hotel stał zaledwie 15 metrów od plaży. Relacjonuje, że żona zadzwoniła do jego brata Adriana, że nie wie co ma robić, że nie wie co z mężem. - Powiedział jej, żeby zdała się na innych ludzi, że będą na tej łódce bezpieczni - opowiada.
Pan Jarosław Korzeniowski po kilku godzinach dowiedział się o śmierci najbliższych. We wtorek musiał zidentyfikować zwłoki synka i żony. Opowiada o panice, jaka panowała. Personel hotelu też był przerażony
- Na rezydenta z biura podróży nie mogliśmy liczyć - dodaje. Na miejscu jest już brat pana Jarosława.
Prokuratura Rejonowa w Wadowicach wszczęła już postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci matki i syna. - Na razie, a jest wtorkowy wieczór, nikt się z nami nie kontaktował, przysłano nam tylko panią psycholog, siedzimy we trójkę w pokoju. Czekamy na pomoc, chcemy przetransportować ciała do kraju jak najszybciej i się wydostać z tego piekła - mówi "Gazecie Krakowskiej" pan Adrian.
Pożary nie zostały jeszcze ugaszone
Niebezpieczne pożary szaleją na zachód i na wschód od Aten. Władze zdecydowały o zamknięciu Akropolu, głównej greckiej autostrady oraz wezwano mieszkańców zachodniego wybrzeża do opuszczenia domów. Pożary zajęły zdecydowaną część południowej Attyki. Pojawiły się również m.in. na Krecie. To popularne miejsca wśród turystów przebywających do Grecji na wakacje. Ewakuowano również polskich turystów, przebywających na wakacjach w greckich kurortach.
Pożary nie zostały jeszcze ugaszone, a co gorsza nie ma szans na deszcz.
W wyniku pożaru zamknięto jedną z głównych tras łączących Ateny z Koryntem. Dziennie tę drogę pokonuje kilkadziesiąt tysięcy pojazdów.
Grecja wysłała prośbę do Komisji Europejskiej o przysłanie samolotów i strażaków. Zgodnie z procedurami KE skierowała apel o pomoc do krajów członkowskich. Odpowiedź z Polski była błyskawiczna. - Udzieliliśmy pomocy Szwecji w ramach solidarności europejskiej. W miarę możliwości zawsze niesiemy pomoc. Jesteśmy gotowi również udzielić tej pomocy Grecji - zapowiedział wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński.
_**Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl**_