Jeden przeciw 150 - tak walczyli husarze Marcina Kazanowskiego
23 czerwca 1676 roku powołano do życia chorągiew husarską Marcina Kazanowskiego, która w ciągu pięciu kolejnych lat wsławiła się kilkoma wybitnymi osiągnięciami. Ich szczytowym osiągnięciem była bitwa stoczona 27 czerwca 1581 roku na przedpolach Mohylewa. Wówczas niespełna 200 husarzy tej chorągwi, przez 7 godzin broniło miasta przed 30-tysięcznym wojskiem rosyjskim. Po kilku godzinach Polakom na pomoc przybyło około 300 kawalerzystów lekkiej jazdy. I wówczas, rzecz trudna do wyobrażenia, udało się przepędzić wroga spod miasta! Spośród 200 husarzy Kazanowskiego, pod Mohylewem nie zginął nikt.
03.02.2014 17:41
23 czerwca 1576 roku powołano do życia chorągiew husarską Marcina Kazanowskiego, która w ciągu pięciu kolejnych lat wsławiła się kilkoma wybitnymi osiągnięciami. Ich szczytowym osiągnięciem była bitwa stoczona 27 czerwca 1581 roku na przedpolach Mohylewa. Wówczas niespełna 200 husarzy tej chorągwi, przez 7 godzin broniło miasta przed 30-tysięcznym wojskiem rosyjskim. Po kilku godzinach Polakom na pomoc przybyło około 300 kawalerzystów lekkiej jazdy. I wówczas, rzecz trudna do wyobrażenia, udało się przepędzić wroga spod miasta! Spośród 200 husarzy Kazanowskiego, pod Mohylewem nie zginął nikt.
Przeczytaj też: Husaria - najlepsza kawaleria świata
Niespełna dwa miesiące po koronacji, nowy polski monarcha Stefan Batory, powołał do życia jazdę nadworną, która wkrótce stała się wzorem dla całej polskiej husarii. Wyróżniał ją brak tarcz, zamiast których kawalerzyści nosili zbroje, a także żelazne rękawice, przyłbice, długie kopie, koncerze, broń palną oraz pióra, które zakładano "dla okazałości i trwogi nieprzyjaciela". Pióra jednak nie były obowiązkowym elementem wyposażenia, gdyż jak zaznaczono, miano ich używać "podług upodobania każdego rotmistrza".
Wśród trzech pierwszych rot nowej kawalerii znalazła się stukonna chorągiew (czyli rota) Marcina Kazanowskiego. Już wkrótce nowego typu husarzom przyszło udowodnić swoją skuteczność. Było to tym łatwiejsze, iż w owych czasach:
"wojsko w Polsce [było] bardzo konne i na dobrych koniach, [miało] dojrzałe w leciech i we wzroście ludzi, [a] nie węgierskie giermki i parobki. Co król [Stefan Batory] za dziw Węgrom ukazywał, bo inakszych ludzi, ani koni u nas [w Polsce] na ten czas nie popisywano [nie przyjmowano do służby w wojsku]."
Chrzest bojowy
Choć bitwa pod Mohylewem, o której będzie dalej mowa, niewątpliwie stanowi szczytowe osiągnięcie husarzy Marcina Kazanowskiego, to już cztery lata wcześniej, a dokładnie 17 kwietnia 1577 roku, zapisali na swoim koncie inny, spektakularny wyczyn - przełamali niemieckich lancknechtów z ich długimi pikami. Tego typu zdarzenia były powszechnie uważane za nadzwyczajne, gdyż w zachodniej Europie długie piki zwykle skutecznie broniły piechotę przed szarżami jazdy.
Do przełamania pikinierów doszło podczas bitwy pod Lubieszowem. Miała ona miejsce w trakcie wojny domowej z Gdańskiem, który nie uznał Stefana Batorego swoim królem. Wojska królewskie (mniej niż 2 tys. żołnierzy) zwyciężyły w niej z wojskiem gdańszczan (około 12 tys. - 14 tys. ludzi, z tego 3,5 tys. - 3,9 tys. zawodowych żołnierzy zaciągniętych w państwach niemieckich). Kluczowym momentem bitwy była szarża dwóch chorągwi husarskich: Jana Zborowskiego (niespełna 100 koni) i Marcina Kazanowskiego (kolejne niemal 100 koni). Husaria początkowo rozbiła około 600 kawalerzystów armii gdańskiej, po czym, jadąc "na karkach" pierzchającej kawalerii, wdeptała w ziemię stojących za nimi około 800 lancknechtów. Czyli niespełna 200 polskich rycerzy rozbiło około siedmiokrotnie liczniejszego wroga! W tym momencie zaczęła się ogólna panika w wojsku gdańszczan i ich rzeź. Tak spektakularną akcję i pogoń, do której później doszło, husarze Kazanowskiego przypłacili życiem trzech ludzi. Raniono dwóch kolejnych i cztery konie.
W trakcie pogoni doszło do bardzo ciekawego epizodu, pokazującego jak wytrzymałych zbroi używali rycerze Kazanowskiego. Uczestniczący w tej bitwie Bartosz Paprocki zanotował:
"W tejże pogoni Zarzycki, towarzysz z roty Kazanowskiego, we zbroi, postrzelon, której wiele ufał i dawał do niej strzelać z półhaka; ale na ten czas Pan Bóg przysłał cios żywotowi jego, puściła."
Kolejne laury
Nie trwało długo, a husarze Kazanowskiego zapisali na swoim koncie kolejne wybitne osiągnięcie. W trakcie tej samej wojny wojska królewskie obległy Latarnię - twierdzę chroniącą od północy Gdańsk. Oblężenie nie przebiegało jednak po myśli monarchy. Ostrzał nie przynosił rezultatów, a sami mieszczanie zdobyli się nawet na akcję zaczepną. Wieczorem 2 lipca 1577 roku załadowali na kilka statków 1180 zaciężnej piechoty niemieckiej i szkockiej. Armia ta przed świtem, 3 lipca podpłynęła w stronę Latarni i zaatakowała jeden z obozów wojsk królewskich. Akcję tę opisał sam Batory:
"Dnia 3 lipca niedbalstwo zaciężnych Wejhera Niemców [chodzi o piechotę niemiecką na żołdzie polskiego króla] na czatach pod Latarnią stojących, powodem było, że nieprzyjaciel przed świtem znienacka napadł na stanowisko jego. Nie dotrzymali placu Niemcy [Wejhera], a lubo Polacy, których tam było 150, lepszy odpór dawali, widząc się od Niemców opuszczonymi, podobnież wyparci zostali mimo wszelkich usiłowań Wejhera, który jako odważny żołnierz na największe narażał się niebezpieczeństwa, aby pierzchających wstrzymać. Korzystając z popłochu gdańszczanie wyrzucili naprędce w wodę kilka dział, z których nasi do Latarni strzelali."
Porażka wydawała się kompletna. Zaatakowany obóz zdobyto. Piechota królewska rzuciła się do ucieczki. Działa wrzucono do wody. Ale wówczas:
"Tymczasem spiesznie w posiłku nadbiegł Marcin Kazanowski z husarzami, co gdy nieprzyjaciel spostrzegł, cofać się począł czym prędzej. W tym pośpiechu jeden z ich statków uciekającymi przeładowany, zatonął."
Interwencja niespełna 100 husarzy Kazanowskiego spowodowała paniczny odwrót niemal dwunastokrotnie liczniejszego wroga! To niesamowity wyczyn, ale czas największego triumfu miał dopiero nadejść...
Mohylew 1581
Po zakończeniu zmagań z Gdańskiem, który ostatecznie ukorzył się przed Batorym, uznając go swym królem, monarcha ruszył na wojnę z Wielkim Księstwem Moskiewskim. Tym razem gra toczyła się o Inflanty. W latach 1579 - 1580 doszło do dwóch uwieńczonych sukcesem wypraw. Odzyskano litewski Połock i zdobyto rosyjskie Wielkie Łuki. Trzecią wyprawę skierowano przeciwko Pskowowi. Jednak zanim pod koniec sierpnia armie Rzeczypospolitej stanęły pod tym rosyjskim miastem, w czerwcu wojsko nieprzyjaciela wkroczyło na Litwę. Liczyło sobie około 30 tys. ludzi, choć niektóre źródła podają nawet 40 - 45 tys. Najpewniej liczby te obejmują i żołnierzy, i ciągnących z nimi uzbrojonych pachołków.
Zważywszy, iż w okolicy znajdowało się niespełna tysiąc żołnierzy polskich i litewskich, najazd ten mógł narobić sporo szkody. Choć z drugiej strony zdawano sobie sprawę, że armia rosyjska była co prawda bardzo liczna, ale niskiej jakości.
Po wkroczeniu na terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego, we wtorek 27 czerwca, armia agresora uderzyła na przedmieścia Mohylewa. Spaliła kilkaset domów, po czym próbowała podejść pod umocnienia zamku i ostrogu miejskiego. Mieszczanie nie stracili jednak głowy i ostrzeliwując się spoza umocnień, chwilowo powstrzymali nieprzyjaciela. Dzięki temu z pomocą zdążyła nadciągnąć husaria Marcina Kazanowskiego, licząca sobie już wówczas nie 100 a 200 koni. Ta przez siedem godzin walczyła w polu z nieprzyjacielem, po czym nadciągnęły kolejne posiłki dla miasta. Tym razem była to jazda lekka w postaci roty petyhorskiej Temruka Szymkowicza (etatowo 164 konie) oraz roty kozackiej Krzysztofa Radziwiłła pod Halibekiem (etatowo 150 koni).
Szczegóły starć kawalerii znamy dzięki relacji szlachcica Hołowczyńskiego, który trzy dni po bitwie donosił Stefanowi Batoremu:
"Waszej Królewskiej Mości Mohylewa i przedmieścia mohylewskie kilkaset domów popalili, jakoż wielkością ludzi mało się do miasta i do zamku mohylewskiego nie wcisnęli, jednoż za pomocą Bożą lud Waszej Królewskiej Mości żołnierski, roty Jm pana Trockiego [Krzysztofa Radziwiłła], p. Kazanowskiego i p. Temrukowa, którzy się na ten czas byli zebrali, odparli ich i bronili zamku i miasta, i bitwę z nimi mieli".
Opis Hołowczyńskiego uzupełnił ksiądz Jan Piotrowski:
"Dziś tam stąd przyjechał Markowski, porucznik roty Kazanowskiego; to przyniósł, że 27 czerwca Moskwy [Rosjan] pod Mohylów, jako on powiada, przyszło i z Tatary około 30 000, snadź lud nikczemny, błahy, aby byli Mohylów wybrali, a rota Kazanowskiego sama bez rotmistrza, osłyszawszy się o nich, przedtem przyszła tam jedno 200 koni; uganiali się z nimi tego dnia nasi całych 7 godzin, tak, że do miasta przystąpić nie dopuścili im. Przybyła im potem Temrukowa rota [z pomocą]. Moskwa, nadziewając się wiele ludzi, jęli uchodzić i dojechawszy Dniepru, przeprawowali się [na drugi brzeg]. Nasi na onej przeprawie gromili je i na onę stronę przegnali, kilku więźniów porwawszy, których tu ten Markowski - jest on od naszej Kruszwicy - królowi przywiódł. Szkodę tam wielką ta rota [Kazanowskiego] w koniach wzięła: Moskwa wszystko w nie z łuków i z rusznic strzelała. Rannych też towarzyszów i pacholików dosyć; zabitego z łaski Bożej [w tej rocie] żadnego."
Choć wśród husarzy roty Kazanowskiego nikt nie zginął, to jednak w rocie kozackiej Krzysztofa Radziwiłła, w której porucznikiem był Halibek:
"inszych ubito, a trzech towarzyszy żywych pojmali: Gulskiego, Żbikowskiego i Kurojeda".
Droga "do Persji"
Bitwa pod Mohylewem była tylko jednym z epizodów tej wojny. Już wkrótce rozpoczęła się kolejna wyprawa wojsk Rzeczypospolitej. Jej podstawowym celem był Psków i tam skierowano siły główne. Ale wydzielone pod dowództwem Krzysztofa Radziwiłła wojsko skierowano gdzie indziej - w głąb państwa moskiewskiego, aby siało strach i pożogę na tyłach wroga. Wśród żołnierzy przydzielonych Radziwiłłowi byli także husarze Marcina Kazanowskiego. Trzymiesięczny rajd kawalerii polskiej i litewskiej dotarł aż nad górną Wołgę "gdzie nigdy przedtym nie było poszlakowane kopyto wojska polskiego i litewskiego". Jak pisał później wspomniany już ksiądz Jan Piotrowski, gdy żołnierze Radziwiłła triumfalnie wrócili do obozu, to otrzymali przezwisko "Persyjanów", gdyż "byli prawie pod samą Persyją".
W trakcie rajdu, który "ziemię nieprzyjacielską wprzek i wzdłuż na trzysta mil [przeszło 2100 km] spalił i splundrował" stoczono kilka zwycięskich potyczek z regularnymi wojskami moskiewskimi, zmuszając nawet samego władcę Iwana Groźnego do ucieczki ze Staricy, gdzie przebywał.
Koniec służby
Wyprawa w głąb państwa moskiewskiego była już ostatnią, tak wybitną akcją husarzy Marcina Kazanowskiego. Wkrótce zawarto rozejm między państwami, a Rzeczpospolita zakosztowała kilkunastu lat relatywnego spokoju. W 1583 roku za zasługi wojenne Marcin Kazanowski otrzymał starostwo wiskie i felińskie, a kilka lat później (w 1587 roku) zmarł w wieku 64 lat. Tak skończyła się historia i jego samego, i jego jednostki, której dokonania bojowe nie mają sobie chyba równych w dziejach wojska polskiego.
Radosław Sikora dla Wirtualnej Polski