Jeden naród - silna Polska. Czy na pewno? [OPINIA]
Forma tegorocznych obchodów Święta Niepodległości, z oficjalnymi uroczystościami, defiladami i tradycyjnym Marszem Niepodległości, nikogo nie zaskoczyła. Zmienił się jednak kontekst polityczny tych obchodów, który, z perspektywy polskiej racji stanu, wydaje się niepokojący - pisze w opinii dla WP Barbara Brodzińska-Mirowska.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Od wielu lat Święto Niepodległości nie jest w Polsce manifestacją jedności narodowej. Wręcz przeciwnie: to właśnie 11 listopada podziały polityczne stają się najbardziej widoczne. Tak samo było w tym roku. Nie zabrakło haseł nacjonalistycznych czy antyrządowych. Na ten marsz warto spojrzeć z czysto politycznej perspektywy, bo taki wymiar, w istocie, ma on od lat. W tym roku ta polityczna gra nabrała jednak nowego, symbolicznego znaczenia.
Zamaskowane osoby na Marszu. Słychać wybuchy
Tłoczono na prawicy
Punktem wyjścia do analizy jest polityczna pragmatyka: Jarosław Kaczyński utracił monopol po prawej stronie sceny politycznej. PiS znalazło się w momencie, którego prezes Kaczyński obawiał się najbardziej. Przez lata, w obawie przed dzisiejszą sytuacją, flirtował ze środowiskami narodowymi. Prawica jest zatem tłoczna – zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
Co było widać w Warszawie, gdzie w tegorocznym Marszu Niepodległości tłumnie uczestniczyli politycy PiS, w tym sam Jarosław Kaczyński. Powód jest prosty i logiczny: PiS utraciło w ostatnich miesiącach, według badań, blisko półtora miliona wyborców, zasilających przede wszystkim ugrupowanie Grzegorza Brauna oraz Konfederację.
Kluczowym strategicznym zadaniem PiS jest dziś odzyskanie tego elektoratu. Z tego względu PiS już nie tylko flirtuje, ale zaostrza polityczne przekazy, a 11 listopada jednoznacznie "przytuliło się" do marszu.
Na tym samym marszu obecni byli liderzy Konfederacji. Liderzy obu partii, będąc w ostatnich tygodniach w politycznym zwarciu, rzecz jasna nie szli w jednym szeregu. Jednak ich cel pozostaje tożsamy: walka o ten sam elektorat. Jarosław Kaczyński chciał pokazać, że wciąż jest najsilniejszy na prawicy, zaś liderzy Konfederacji ewidentnie potwierdzają, że depczą mu po piętach i byli w tych rejonach ideologicznych pierwsi. Pod powierzchnią rytualnych, a czasem autentycznych, uszczypliwości kryje się poważna gra. Konfederaci mają czas i zamierzają obserwować, a także proaktywnie wykorzystywać problemy PiS-u.
Prezydent Nawrocki - głowa prawicy?
Do Marszu Niepodległości dołączył także prezydent Karol Nawrocki. To pierwsze Święto Niepodległości w jego kadencji, a zapisze się w historii nie tylko dlatego, że przerwał dotychczasowe obyczaje (nie podpisując nominacji oficerskich dla funkcjonariuszy ABW i Służb Specjalnych), ale także dlatego, że wziął udział w tym marszu.
Obecność prezydenta Nawrockiego nie dziwi, ale wiele mówi. Prezydent miesza karty po prawej stronie polityki, co potwierdziło się już tuż po jego wyborze. Udział w marszu tylko potwierdza, że tą właśnie drogą zamierza iść. Sondaże mu sprzyjają, gdyż zyskuje nie tylko zaufanie, ale i sympatię wyborców, co pokazują ostatnie badania dla Wirtualnej Polski.
Obecnie scenariusz, w którym to Karol Nawrocki staje się pomostem między Konfederacją a PiS w procesie potencjalnych negocjacji koalicyjnych, jest dość klarowny. Jarosław Kaczyński znajdzie się w podwójnie niekomfortowej sytuacji: z jednej strony PiS będzie potrzebowało koalicjanta (naturalnie Konfederacji), a z drugiej – jeśli prezydent odegra rolę mediatora, ustawi się w pozycji nadrzędnej wobec Kaczyńskiego, i to nie tylko formalnie. Udział prezydenta w tym konkretnym marszu potwierdza, że nie zamierza biernie przyglądać się wydarzeniom przed rokiem 2027 i później.
W jakim kierunku zmierzamy?
Polityczna gra interesów partyjnych to jednak niejedyny ważny wymiar tegorocznych obchodów. To pierwsze Święto Niepodległości obchodzone w momencie, gdy w Polsce coraz głośniej i jednoznacznie po prawej stronie wybrzmiewają hasła antyunijne, antyukraińskie i antyniemieckie, a nie antyrosyjskie. Nie brakowało także w tym roku na marszu haseł antyrządowych.
Partie niosące takie hasła, prezentujące wprost takie postawy i opinie, mają dziś łącznie blisko 45 proc. poparcia społecznego. Wzmacnianie tych postaw, zwłaszcza w obecnym kontekście geopolitycznym, w którym Władimir Putin zaciera ręce na myśl, jak łatwo idzie mu rozbijanie społeczeństw UE, jest w zasadzie jawnie sprzeczne z polską racją stanu.
Sytuacja, w której politycy byłej już Zjednoczonej Prawicy szukają schronienia, poczucia wolności i bezpieczeństwa w postawach sprzyjających, co najmniej, Putinowi, dopełnia tylko niepokojącego obrazu procesów politycznych zachodzących w Polsce.
"Co my dziś zrobimy dla Polskiej niepodległości i suwerenności w XXI wieku?". Tak ważne pytanie zadał prezydent Nawrocki, podczas swojego konfrontacyjnego politycznie wystąpienia w czasie obchodów Święta Niepodległości. W obliczu zjawisk, o których pisałam, pytanie to powinno być źródłem głębokiej refleksji wyborców, samego prezydenta Nawrockiego, a także dla polityków dziś rządzących.
Dla Wirtualnej Polski Barbara Brodzińska-Mirowska
Prof. UMK, dr hab. Barbara Brodzińska-Mirowska jest politolożką i medioznawczynią. Wykłada w Katedrze Komunikacji, Mediów i Dziennikarstwa UMK w Toruniu, jest autorką Podcast460.