Jechali 200 km/h i pod prąd. Ekspert krytykuje policyjny konwój dla rodzącej kobiety
Zaledwie kilka dni temu śląscy policjanci zebrali oklaski za pomoc w konwojowaniu rodzącej matki. Do szpitala jechali 200 km/h, przez miasto "setką", momentami pod prąd. Ekspert bezpieczeństwa ruchu drogowego nie zostawia na akcji suchej nitki.
Nie chodzi o to, że po nagłośnieniu w mediach kolejnej takiej akcji, rodzące matki będą jedna po drugiej dzwonić po policję, domagając się podobnego konwoju. Według eksperta bezpieczeństwa ruchu drogowego Filipa Gregi, policjanci ryzykowali życiem swoim oraz innych kierowców i przechodniów.
- Nie ujmuję funkcjonariuszom dobrych chęci, ale wzięli na siebie ogromną i niepotrzebną odpowiedzialność za życie i zdrowie rodziny, którą pilotowali - komentuje Filip Grega instruktor doskonalenia techniki jazdy oraz prezes Fundacji Rzecznik Praw Kursanta.
Jak to ekspert, wylicza zagrożenia. - Przy takiej prędkości wystarczy usterka opony, podmuch wiatru, kałuża, nieoczekiwana sytuacja na ulicy i zamiast szczęśliwego zakończenia mielibyśmy tragedię - ocenia.
Z drogi! Jedzie matka rodząca
Do dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Katowicach zadzwonił przejęty mężczyzna, który poprosił mundurowych o pomoc w dotarciu do szpitala. Autostradą A4 wiózł on ciężarną żonę i obawiał się, że nie zdążą dojechać tam przed narodzinami dziecka. Z pomocą ruszył patrol policji autostradowej w Gliwicach. Dwaj sierżanci zaproponowali konwojowanie skody do szpitala. Większość z was powie, że chwała im za to. Tym bardziej, że dzieciaczek urodził się tuż po przyjeździe do szpitala.
Problem w tym, że mundurowi widocznie też się przejęli i narzucili iście rajdowe tempo jazdy. Na filmie udostępnionym przez samą policję widać, że jadą autostradą 200 km/h, w samym mieście około "setki", a niekiedy lewą stroną, zamaszyście i slalomem mijając podwójną linię ciągłą.
- Policjanci decydując się na taką jazdę nie znali ani stanu technicznego pilotowanego pojazdu, ani też umiejętności i doświadczenia kierującego ojca. Dodatkowo był on zestresowany porodem. Jazda z takimi prędkościami na publicznych drogach to skrajna głupota - mówi WP Grega. Wskazuje, że to policjant dyktował szalone tempo jazdy.
Na filmie słychać rozmowy policjantów, którzy informują oficera dyżurnego, że dzwonią do kierowcy. Mało tego, jadąc z prędkością 104 km/h przez miasto jeden z funkcjonariuszy mówi: - Tu weź tak ostrożnie, skrzyżowanie ze światłami jest.
Wyścig na porodówkę. To już kolejny raz
Filip Grega dodaje, że nagłaśnianie "bohaterskich wyczynów" policjantów będzie mobilizować kolejnych funkcjonariuszy do podejmowania podobnych rajdów. Aż w końcu komuś zabraknie szczęścia. Jego zdaniem powinna powstać procedura policyjna dedykowana takim sytuacjom.
Zwłaszcza, że konwoje dla rodzących stały się już policyjną tradycją. Pisaliśmy o takich akcjach w Warszawie, Szczecinie, Poznaniu, Olsztynie i Przeworsku.
- Jeżeli ciąża przebiega normalnie to standardowy poród nie jest przecież zagrożeniem dla życia, o czym mówią nawet informatory NFZ. Powinna więc wystarczyć spokojna, normalna jazda. Lepiej jest, żeby rodząca była wieziona radiowozem, nie ufałbym umiejętnościom zestresowanego ojca. Natomiast jeśli rodzice obawiają się o życie dziecka bezpieczniej jest wezwać pogotowie - proponuje.
Początkowo akcja policjantów była komentowana z wielkim aplauzem i radością. Zwłaszcza, że policjanci publikując film okrasili go wzruszającym dopiskiem: "10 minut po policyjnej eskorcie na świat przyszedł malutki Wiktor. Czy można wyobrazić sobie piękniejsze zakończenie?"
Jednak wiele osób po obejrzeniu filmu i namyśle zmieniło zdanie. Nagle wyobrazili sobie, mniej piękne zakończenie. - Kto weźmie odpowiedzialność, jeśli "eskortowany" w ten sposób tatuś spowoduje wypadek? - zapytał z wyrzutem jeden z komentujących.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl