Jazydzi na granicy. "Nie mają do czego wracać"
Członkowie ich społeczności byli ofiarami rzezi, handlu czy brutalnych gwałtów. Ci, którym udało się przeżyć, są wyniszczeni psychicznie i desperacko potrzebują pomocy. Na polsko-białoruską granicę dotarła grupa jazydów.
O 32-osobowej grupie jazydów na polsko-białoruskiej granicy informuje reporter TVN24. "Migranci przybywają z różnych miejsc, z różnych powodów. Jednak niewielu ludzi na świecie miało takie powody do obaw o życie i do ucieczki, jak jazydzi z Iraku" - pisze Paweł Szot.
Grupa miała przebywać na granicy przez dziewięć dni, ale aktualnie nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Wiadomo natomiast, że było tam ośmioro dzieci. Jak powiedział w rozmowie z TVN24 Murad Ismael z Akademii Sinjar, nikt nie zaoferował jazydom statusu uchodźcy ani krótkoterminowej ochrony.
- Nie dostali nawet jedzenia ani innego wsparcia. To było absolutnie nieludzkie - mówi Ismael.
Jazydzi ofiarami ludobójstwa
Członkowie grupy, która znalazła się na polsko-białoruskiej granicy, są szczególnie dotkliwie doświadczeni przez historię. Zaledwie siedem lat temu tzw. Państwo Islamskie wtargnęło do Sindżaru, czyli domu jazydów w północno-zachodnim Iraku. Dżihadyści zakopywali ich żywcem, gwałcili młode kobiety, często dziewczynki, sprzedawali je też jako niewolnice seksualne. Do dziś nie wiadomo, ilu jazydów straciło wtedy życie. Wiadomo natomiast, że do dziś mierzą się z psychicznymi skutkami tych wydarzeń.
Zobacz też: Czarnek wygwizdany w Szczecinie. "Mnie przyjęli owacjami"
- Ogromna część ludzi dalej nie może wrócić na tereny, na których mieszkała. Z bardzo prostego powodu: nie został odbudowany dom, nie została odbudowana szkoła, czasem wręcz wsie do dzisiaj nie są rozminowane, więc ludzie nadal żyją w obozach dla uchodźców - powiedział w rozmowie z TVN24 Bartosz Rutkowski z Fundacji "Orla Straż".
Jak tłumaczy, wielu jazydów nie ma świadomości, że nie może legalnie przekroczyć granicy Polski bez wizy. Mimo trudności i podróży w nieznane, decydują się na sprzedaż majątku, by dotrzeć do Europy. To jednak dla wielu wyprawa w jedną stronę. Nie mają już bowiem do czego wracać.
Źródło: TVN24