Jarosław Kaczyński zdradza, co myśli o "rozłamowcach"
Kierownictwo PO zdaje sobie sprawę z tego, że czasy samodzielnego rządzenia ich partii dobiegają końca. By utrzymać władzę, Platforma będzie potrzebowała „podpórek”. Z jednej strony Palikota, z drugiej rozłamowców. Nie przez przypadek Donald Tusk nie pojawił się na wieczorze wyborczym PO i w zasadzie nie zaangażował się w kampanię – z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Katarzyna Gójska-Hejke i Tomasz Sakiewicz.
07.12.2010 | aktual.: 07.12.2010 14:34
Wybory samorządowe przebiegały w zadziwiającej atmosferze: tuż przed ciszą wyborczą i w czasie samej ciszy z PiS występowali posłowie i tworzyli nowe stronnictwo.
Między bajki należy włożyć bezmyślnie powtarzane stwierdzenie, że te osoby mogą czuć się spadkobiercami mojego śp. Brata. Za równie niedorzeczną uznaję opinię, iż Lech Kaczyński nie pozwoliłby ich usunąć z PiS. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że Brat by jeszcze bardziej zdecydowanie niż ja ocenił postępowanie tych ludzi. Poza tym pierwsze symptomy przyszłych wrogich zachowań wobec naszego ugrupowania grupa dzisiejszych rozłamowców podjęła jeszcze za życia Leszka: odcinanie się od udziału w inicjatywach PiS czy w końcu wpis pana Poncyljusza na Twitterze. Wówczas jeszcze myślałem, że to objaw niespełnionych ambicji – pan Poncyljusz bardzo chciał kandydować na prezydenta Warszawy, a już wtedy było jasne, że kandydatem PiS będzie Władysław Stasiak, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Zresztą prawdziwe intencje tego incydentu uświadomiła mi później Elżbieta Jakubiak, mówiąc wprost, że Poncyljusz napisał to w porozumieniu z przyszłymi rozłamowcami. To zresztą niejedyny przejaw szczerości pani Jakubiak.
Usłyszałem od niej wprost, że to ona powinna rządzić, powinna być moim najbliższym otoczeniem. Krótko mówiąc, rozłamowcy i ich inicjatywa nie miała nic wspólnego z moim śp. Bratem. A powoływanie się tych osób na pamięć i spuściznę Lecha Kaczyńskiego to w czysto ludzkim wymiarze objaw braku honoru i przyzwoitości.
(...)
Rozłamowcy przyznają, że spotkali się z Palikotem. Tłumaczą, że byli ciekawi wyników badań społecznych, którymi on dysponował.
Ten fakt najlepiej pokazuje ich prawo do nazywania siebie spadkobiercami Lecha Kaczyńskiego. Wspólna narada z osobnikiem, który z niebywałą zaciekłością lżył mojego śp. Brata to przejaw kompletnego braku przyzwoitości. W mojej opinii skrót PJN powinno się czytać „Palikot jest najważniejszy”.
Twierdzi Pan, że rozłamowcy planowali swoją akcję jeszcze za życia śp. Prezydenta. Czy Joanna Kluzik-Rostkowska od początku uczestniczyła w tym działaniu?
Nie jest to dla mnie jasne. Wszyscy wiedzą, że nie pałała sympatią do grupy tzw. muzealników. A tuż przed katastrofą smoleńską w gabinecie śp. Grażyny Gęsickiej doszło do potężnej awantury między nią a Elżbietą Jakubiak. Zresztą określanie tej drugiej pani mianem „najbliższej współpracowniczki Lecha Kaczyńskiego” jest wierutną bzdurą. W ostatnim okresie życia mojego śp. Brata nie była mile widzianym gościem w Pałacu Prezydenckim. Mówiąc precyzyjnie, w ogóle tam nie bywała. Tajemnicą poliszynela jest też duża niechęć Adama Bielana i Michała Kamińskiego do Pawła Kowala.
(...)
Na stronie internetowej „Teologii Politycznej” ukazał się artykuł Marka Cichockiego, w którym autor określa swoje środowisko jako wykonawców testamentu politycznego Lecha Kaczyńskiego. Przeciwstawia je tym, którzy uczestniczą w Marszach Pamięci odbywających się każdego 10. dnia miesiąca. Pan bierze udział w Marszach Pamięci.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że środowisko „Teologii Politycznej” jest czymś w rodzaju zaplecza intelektualnego ruchu rozłamowców. Trudno mi nawet komentować absurdy, w myśl których nie miałem i nie mam nic wspólnego z moim śp. Bratem. Myślę, że tego typu wywody bardzo wyraźnie pokazują, jaki jest poziom przyzwoitości ich autorów. Zresztą pan Cichocki swego czasu podjął się działań, które miały ośmieszyć i zdyskredytować Lecha Kaczyńskiego.
Przypominam jego akcję po negocjacjach traktatu lizbońskiego. To był ogromny sukces Leszka. M.in. w wyniku wypowiedzi tego pana został medialnie rozmyty. Mało tego. Wtedy do krytykowania śp. Prezydenta za rzekomo niekorzystne dla Polski warunki traktatu przyłączyła się też Platforma. Powstał chór, którego osiągnięciem było także osłabienie pozycji mojego śp. Brata na arenie międzynarodowej. Pan Cichocki jest inteligentnym człowiekiem i decydując się wówczas na taki krok, zdawał sobie sprawę z jego konsekwencji. Chciałbym jeszcze raz podkreślić, że ci, którzy próbują ogłaszać się spadkobiercami spuścizny Leszka i jednocześnie obradują z Palikotem, są oszustami i hipokrytami.
PJN poparło propozycję PO dotyczącą zawieszenia finansowania działalności partii politycznych ze środków publicznych. Jak Pan ocenia ten ruch?
Jednoznacznie – jako współdziałanie. Kto jest od lat w polityce, wie, iż uczciwa partia musi dostawać fundusze na funkcjonowanie. Chyba że korzysta z pomocy różnej maści biznesmenów. Jak ten proceder wygląda, mogliśmy zobaczyć na przykładzie choćby afery hazardowej. Nie mam wątpliwości, że PO poradzi sobie bez pieniędzy budżetowych. Wyżywi się. PiS będzie miał problemy, bo załatwianie ustaw na cmentarzu z przestępcami nie leży w naszej naturze. Zatem odebranie partiom możliwości finansowania z transparentnego źródła, czyli z budżetu, uderzyłoby wyłącznie w opozycję. I to ta myśl, a nie oszczędności, przyświecały Platformie, kiedy zgłaszała ten pomysł. PJN wsparło te szkodliwe dla naszej demokracji działania. Ruch „Palikot jest najważniejszy” jest dyspozycyjny wobec PO. To nie znaczy, że co jakiś czas nie podejmą krytyki rządu Tuska. Będą się musieli uwiarygodnić jako rzekomy byt niezależny. To doprawdy zamysł w iście putinowskim duchu. Kontrolowana opozycja.
Dlaczego Bronisław Komorowski zaprosił twórcę stanu wojennego jako eksperta na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego?
Krążą na ten temat różne teorie. Jedni twierdzą, że PO i Tusk potrzebowali krótkiej awantury, która odwróciłaby uwagę opinii publicznej od fatalnych wyników sprzedaży polskich obligacji. Ja w to jednak nie wierzę. W mojej ocenie kluczowa jest konieczność spłaty zobowiązań. Jaruzelski kiedyś powiedział mniej więcej tak: możecie podnieść na mnie rękę, ale aureole będą spadać. Sądzę, że to celebrowanie Jaruzelskiego ma związek z zasobem informacji, jakim dysponuje jego środowisko. Przecież prezydent Komorowski nie po raz pierwszy zaprosił tego osobnika – uczestniczył on w inauguracji prezydentury pana Komorowskiego. Jaruzelski potrzebuje tych gestów, bo ma dwa procesy karne. Takie zaproszenie przez urzędującego prezydenta to jasny znak dla sądu: temu panu proszę dać spokój. Poza tym korzystanie z opinii Jaruzelskiego wpisuje się w charakter zaplecza obecnej głowy państwa oraz w jej taktykę umacniania swojej pozycji w elektoracie postkomunistycznym lub związanym z postkomunistami.
Czy to nie jest też gest mający na celu przypodobanie się Rosji?
Należy brać ten aspekt pod uwagę. Choć nie sądzę, by takie gesty miały dla Kremla większe znaczenie. Pozwolę sobie na małą dygresję. W czasie gdy byłem premierem, mówiłem moim współpracownikom wprost: w tym pokoleniu Rosja nie pogodzi się z naszą niepodległością. Dziś znajdujemy tę samą opinię w ujawnionych amerykańskich depeszach dyplomatycznych. Właśnie na podstawie tego przekonania nakreśliliśmy wówczas zarys naszej polityki zagranicznej. Chodziło o to, by skoncentrować się na likwidowaniu mechanizmów dawnej zależności na terenach bloku wschodniego. Wraz z jednoczesnym wykorzystaniem wszystkich możliwości, jakie daje członkostwo w Unii Europejskiej i NATO. I to działanie przynosiło konkretne i wymierne rezultaty.
Jak Pan ocenia reakcję przedstawicieli polskiego rządu, którzy zdradą określili wyjazd minister Anny Fotygi oraz ministra Antoniego Macierewicza do Stanów?
To doprawdy zupełnie niebywałe. Rozumiem, że ten funkcjonujący w PRL schemat – Rosja w przeciwieństwie do Ameryki nie jest obcym mocarstwem – ma w gabinecie pana Tuska liczne grono zwolenników. Być może właśnie dlatego śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej zostało przekazane Rosji. Nawet na milimetr nie wycofuję tego, co powiedziałem w rozmowie z państwem jakiś czas temu – mój Brat nie mógłby być symbolem kondominium.