Jarosław Kaczyński stracił kontakt z rzeczywistością?
Nie słabną emocje wokół zakończonego w niedzielę kongresu PiS i ponownego wyboru Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko prezesa. - Kongres przypominał akademię z czasów PRL. Wszyscy klaskali i cieszyli się, ale te uśmiechy były jakieś sztuczne. Z kolei Jarosław Kaczyński mówiąc o plażach Egiptu i Tunezji sprawiał wrażenie, jakby nie miał kontaktu z rzeczywistością - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Norbert Maliszewski, psycholog społeczny, specjalista ds. marketingu politycznego. Co dalej z PiS? Czy partia przeżywa kryzys?
09.03.2010 | aktual.: 04.01.2011 23:50
WP: Joanna Stanisławska: Podczas weekendowego kongresu PiS w Poznaniu Jarosław Kaczyński po raz kolejny został wybrany na stanowisko prezesa PiS. 999 delegatów głosowało za jego kandydaturą, przy 51 głosach sprzeciwu i 14 wstrzymujących się. Zapowiedział, że w nowej kadencji będzie „troszkę inny”. Czy to „troszkę” wystarczy, by zapewnić jego partii wyborcze zwycięstwo?
Dr Norbert Maliszewski:- Dla Prawa i Sprawiedliwości to był kongres ostatniej szansy. Partia Jarosława Kaczyńskiego miała trzy okazje na zmianę swojego wizerunku i poprawę notowań: pierwsza była związana z globalnym kryzysem i jego skutkami w Polsce, partia znajdująca się w opozycji naturalnie powinna zyskiwać więcej punktów, druga dotyczyła zmiany preferencji wyborców na bardziej prawicowe, trzecią, największą szansą była afera hazardowa. PiS wszystkie je zmarnował. Z jego strony nie pojawił się żaden nowy pomysł na zmianę i wyjście z kryzysu, w którym ta partia tkwi od dawna. Jeśli prezes będzie „troszkę inny”, to bardzo mało, gdyż potrzebna jest totalna metamorfoza.
WP: Przekaz, jaki najsilniej przebił się do mediów z kongresu to słowa Jarosława Kaczyńskiego: „Plaże Egiptu, Tunezji są dzisiaj zaludnione przez Niemców, Francuzów, Anglików, po części też Rosjan i Czechów. Polaków tam niezbyt wielu. W 2020 roku muszą być tam miliony Polaków! Polacy muszą mieć prawo do wypoczynku”. Jak pan je ocenia? Dlaczego Jarosław Kaczyński wysyła Polaków do Egiptu i Tunezji?
- Jarosław Kaczyński mówiąc takie rzeczy jest anachroniczny, bo nie kojarzy, że to właśnie do Egiptu i Tunezji Polacy często wyjeżdżają na wakacje, że urlop w tych krajach często jest tańszy niż wyjazd krajowy. Prezes PiS sprawia wrażenie, jakby nie miał kontaktu z rzeczywistością, bo obiektem marzeń Polaków są przecież inne rzeczy, jak np. znalezienie miejsca dla ich dzieci w przedszkolu, lepiej płatna praca. Jarosław Kaczyński nie ufa marketingowi, a tutaj przydałoby się go trochę, by lepiej zrozumieć wyborców. W 2005 r. Kaczyński wyczuł nastroje panujące wśród Polaków, wiedział, że po aferze Rywina pragną państwa bardziej solidarnego i moralnego. Teraz zatracił tę umiejętność. Stara się pokazać, iż PiS jest alternatywą dla rządów Tuska i lepiej będzie troszczyć się o zasobność ich portfeli. Kaczyński próbuje obiecywać to, co niegdyś Donald Tusk, tyle, że mniej perswazyjnie. Odświeża słynną „drugą Irlandię nad Wisłą”, obiecując nie wiadomo dlaczego plaże Egiptu i Tunezji jako wyraz dobrobytu, przedmiot
marzeń Polaków.
WP:
Taka retoryka to strzał kulą w płot?
- Problem Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, że na ogół ze swoim przekazem trafia wyłącznie do swoich stałych wyborców, elektoratu roszczeniowo-patriotycznego, przekonuje już przekonanych. Tymczasem chce dotrzeć do elektoratu centrowego, ale nie jest w stanie tego zrobić, bo go zupełnie nie rozumie. Jak mówiłem, nie rozumie konieczności dokonania wglądu w życiowe potrzeby tych właśnie wyborców.
WP: Aleksander Kwaśniewski stwierdził, że kongres PiS był smutny i pozbawiony nadziei. Zgadza się pan z tą opinią?
- Kongres przypominał akademię z czasów PRL. Wszyscy klaskali i cieszyli się, ale te uśmiechy były jakieś sztuczne. Ponure wrażenie sprawia szczególnie partyjna „opozycja”, tych 51 posłów, którzy dopisali na kartach do głosowania swoich prawdziwych kandydatów. Widać wyraźnie, że PiS tkwi w kryzysie i nie ma pomysłu jak z niego wyjść. Jedynym skutkiem kongresu jest to, że prezes zagwarantował sobie przywództwo przynajmniej do 2011 r. Tymczasem przy tej okazji PiS mógł zaryzykować i wprowadzić np. wzorem Platformy prawybory, pokazać nową linię podziału. Nic takiego się nie stało. Zachowano status quo. Żelazny elektorat PiS jest stabilny i lojalny, mimo braku metamorfozy partii, poparcie dla PiS będzie się utrzymywać w granicach 20-25%. Pytanie tylko, jak długo taki marazm wytrzymają młode wilki PiS i kiedy zaczną podgryzać prezesa?
WP: Czy Zbigniew Ziobro i Zbigniew Girzyński – kandydaci dopisani na kartach wyborczych przez „opozycjonistów” – nadaliby się na następców prezesa Kaczyńskiego?
- Girzyński nie jest jeszcze na tyle znany przeciętnemu Kowalskiemu, by mógł konkurować z Jarosławem Kaczyńskim, ale Zbigniew Ziobro z pewnością cieszy się wystarczającą popularnością.
WP: A czy Zbigniew Ziobro byłby lepszym kandydatem na prezydenta niż Lech Kaczyński?
- W sytuacji, kiedy Donald Tusk zrezygnował z udziału w wyborach i pojawił się nowy kontrkandydat, którym prawdopodobnie będzie Bronisław Komorowski, ciekawym widowiskiem mogłoby się okazać jego starcie z Ziobrą. Były minister sprawiedliwości zawsze dobrze sobie radził w konfrontacji z kandydatami Platformy, chociażby z premierem z Krakowa, Janem Rokitą. Wydaje się, że Ziobro mógłby być szczególnie obiecujący dla PiS-u jako kandydat tej partii na prezydenta. WP: Paweł Poncyljusz napisał na Twitterze, podobno przypadkowo: „Kongres potwierdził schyłek. Szkoda PiS-u”. Spóźniona krytyka?
- Tak. Szkoda, że w PiS przed kongresem nie przeprowadzono stosownej debaty. Taki wpis zamieszczony teraz, zdecydowanie nie służy partii. Zapadły pewne ustalenia, więc nie ma sensu mącić wody. Problemem PiS-u jest jednak to, że gdyby Poncyljusz napisał te słowa przed kongresem – znając realia panujące w tej partii - zostałby z niej usunięty, a tak jego głos zostanie wyciszony jako „wewnętrzna dyskusja”.
WP: Również Tadeusz Cymański stwierdził, że PiS jest na zakręcie, czy to słuszna diagnoza?
- Myślę, że tak. PiS mógłby już właściwie śpiewać piosenkę „To ostatnia niedziela”. Ponowny wybór Jarosława Kaczyńskiego na szefa partii podcina jednocześnie skrzydła jego bratu w wyborach prezydenckich.
WP:
Dlaczego?
- Dla Lecha Kaczyńskiego balastem jest stereotyp złych braci, na którym zbudowana jest obecnie cała scena polityczna. Platforma buduje taką narrację, że Donald Tusk jest dobry, podobnie jak kandydaci Platformy, a szwarccharakterami w tej historii są właśnie bracia Kaczyńscy. Ponowny wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezesa i jego poparcie dla Lecha Kaczyńskiego przypomina o tej narracji. Takie zagranie niczemu marketingowo nie służyło, bo ono i tak jest oczywistą oczywistością. Spin-doktorzy PiS-u nie zauważają, że scena polityczna się ustabilizowała, nastroje polityczne już tak nie falują, a wybory przypominają raczej puchar świata, niż olimpiadę. W tym pucharze, czyli zbieraniu lojalnych wyborców triumfuje PO i dzięki temu prawdopodobnie wygra trzy kolejne wybory. PiS liczy na to, że lukę w poparciu uda się uzupełnić głosami niezdecydowanych wyborców, podejmujących decyzję w trakcie kampanii. Problem polega, że nie chodzą oni na wybory, więc trzeba byłoby ich czymś poruszyć.
WP:
Jak PiS mógłby nimi wstrząsnąć?
- To trudne zadanie. Problem PiS polega na tym, że gra według reguł gry narzuconych przez Platformę, polegających na polityce personalnej, gdzie nie są istotne programy, ale wizerunki. A jak wiadomo PiS z wizerunkiem sobie nie radzi. Lech Kaczyński ma małe szanse na reelekcję, bo zawsze będzie prawie tak dobry jak kandydat Platformy, ale to prawie robi wielką różnicę. Nawet jeśli będzie niemal taki sam, to będzie gorszy. Jedynym rozwiązaniem, jakie widzę dla PiS, jest próba zajęcia się na powrót polityką problemową. Tyle, że do tego partia Jarosława Kaczyńskiego musi mieć wizję. Nie może to być IV RP, ale pomysł na jakiś nowy, lotny społecznie podział, kompleksowy pomysł na modernizację Polski, poparty dobrym wglądem w prawdziwe, życiowe potrzeby wyborców. PiS próbował już swego czasu przeprowadzić takie zmiany powołując Zespół Pracy Państwowej. W momencie jednak, kiedy na czele tego zespołu stanął Przemysław Gosiewski, personalia zniszczyły najlepsze pomysły.
Norbert Maliszewski(ur. 1976) - psycholog społeczny, publicysta, pracownik naukowy Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik Studiów Podyplomowych "Psychologia Reklamy" Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Jego zainteresowania naukowe obejmują m.in. marketing społeczny, marketing polityczny i mechanizmy funkcjonowania stereotypów, uprzedzeń. Autor książek "Jak zaprogramować wyborcę" (2008 r.), "Postawy Polaków wobec Unii Europejskiej. Jawne i ukryte wybory" (2009 r.)