Jarosław Kaczyński: SLD czeka personalna rotacja

(BB3)

22.05.2003 | aktual.: 22.05.2003 10:50

Obraz
© (RadioZet)

Powiedział Pan w poniedziałek w Krakowie, że prezydent Kwaśniewski może orędziem zmusić rząd Leszka Millera do ustąpienia. Jak Pan sobie to wyobraża? Tak, jak powiedziałem. Ale jak: premierze, ustąp, Leszku, ustąp, nadszedł czas zmian? Raczej: Panie Premierze, nadszedł czas. Ja bym tutaj się nie bawił w tego, kto pisze to orędzie. Pewnie prezydent Kwaśniewski ma tego rodzaju współpracowników, a może robi to sam, nie wiem. Gdyby natomiast rzeczywiście prezydent Kwaśniewski zdecydował się na bardziej radykalną taktykę w tej sprawie, wykorzystując swoje konstytucyjne uprawnienia - orędzie jest instytucją konstytucyjną - to sytuacja samego Leszka Millera i jego rządu byłaby naprawdę niesłychanie trudna. I być może, tu nie ma stu procent, ale jest wysoce prawdopodobne, że jednak byłby zmuszony do ustąpienia i byłoby to, że tak powiem, pro publico bono. Ale uważa Pan również, że wtedy partie opozycyjne byłyby przychylne Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, i nawet gdyby SLD chciało wyciągnąć jakiegoś haka na prezydenta,
to wszyscy powinni to zmilczeć. Tak sądzę, bo w tej chwili odejście tego rządu to byłaby rzecz dla Polski tak ważna i tak pozytywna, że nawet gdyby się powtórzyła ta sytuacja, która miała miejsce jakiś czas temu - kiedy to w reakcji na takie nie do końca zdecydowane, ale jednak dość wyraźne oświadczenie prezydenta, że premier powinien odejść, premier „wyciągnął” ten list od Rywina – nawet jeśli by to się powtórzyło w jakimś takim wydaniu ostrzejszym, lepiej byłoby to zmliczeć i po prostu przyjąć do wiadomości, że są sprawy ważniejsze i mniej ważne. Czyli uważa Pan, że nie będzie takiej determinacji w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, żeby doprowadzić do zmian w rządzie, że potrzebny jest do tego głos prezydenta? Nie widać na razie takiej determinacji. Sądzę, że w Sojuszu jest przede wszystkim przekonanie, że nie warto oddawać w tej chwili władzy czy ryzykować oddania władzy poprzez nowe wybory. A zawsze jest takie ryzyko, jak jest zmiana rządu, bo być może nie da się powołać następnego. Nie tak dawno pytałem
panią poseł z SLD, jak dużo osób z poprzedniej kadencji przeszło do tego klubu. I wtedy było sto sześćdziesiąt osób, teraz jest dwieście - okazało się, że osiemdziesiąt dziewięć, czyli prawie połowa odpadła. Jest silna rotacja, nawet przy wyborach zwycięskich, kiedy następuje zwiększenie liczby członków klubu. Teraz na pewno będzie zmniejszenie, i to bardzo poważne zmniejszenie. A do tego, do tych, którzy w tej chwili są w klubie, pewnie będą także wewnątrz SLD różnego rodzaju pretensje, można więc zakładać, że pan Rolicki, który twierdzi, że dziewięćdziesiąt procent tego klubu się nie dostanie, jest bliski prawdy. Ja bym nie sądził, że może dziewięćdziesiąt procent, ale w każdym razie bardzo wielka część tego klubu - być może przeszło osiemdziesiąt procent - w tym kolejnym klubie by się nie znalazło. I po prostu ci ludzie nie chcą stracić swojej pozycji, bo to jest pozycja, wbrew pozorom – bo w końcu posłów jest 460 - nie jest taka bardzo duża, bo skoro jakieś stanowisko jest zajmowane aż przez 460 osób, to
trudno sądzić, że ono jest takie niesłychanie ważne. Jednak lokalnie, w okręgu wyborczym, w województwie, to bardzo jest ważne. To jest wielka różnica, czy się jest posłem, ewentualnie senatorem, ale przede wszystkim posłem, czy też się nie jest. Jeżeli się to traci, to się dużo traci. A jak pan myśli, skąd jest taka siła niezatapialnych? Dzisiaj „Gazeta Wyborcza” pisze o niezatapialnych, o których wiemy: Szarawarski, Czarzasty, Nauman, Łapiński, Kwiatkowski, Montkiewicz. Ja bym chciał do końca wiedzieć, mogę się tylko domyślać. Sądzę, że po prostu mamy tutaj do czynienia z jakimś takim splotem interesów, które powodują, że ci panowie nie mogą być usunięci z tej układanki, bo ta układanka zacznie się wtedy chwiać. Jakie to interesy? Sądzę, że tutaj najłatwiej domyślać się na podstawie przykładu pana Montkiewicza, bo on jest szefem instytucji, która ma charakter, można powiedzieć, czysto finansowy. Tak więc można sądzić, że to są jakieś interesy właśnie tego typu - obawiam się, że interesy nie najlepsze. Ale
to by trzeba było dokładniej zbadać. Ponieważ przed nami, pewnie po referendum, będzie pewne starcie wokół tej sprawy, wobec tego zostawmy to. Jakie starcie? Sądzę, że będziemy mieli kilka rzeczy do powiedzenia w tych kwestiach. Jakie starcie? Ono się zaczęło nie tak dawno temu w tym studiu, ja coś powiedziałem, w tej chwili nie powtarzam tylko dlatego, że w tej chwili jest zawieszenie broni... Proszę żeby pan nie powtarzał, nie, nie. ...ale sprawa wróci. Choć niektórzy z SLD swoimi wypowiedziami tam gdzieś na krańcach Polski to zawieszenie broni łamią, ale w centrali na razie tego nie ma, więc ja też tego przestrzegam. A czy sytuacja opozycji nie jest trudna? Bo opozycja tyle teraz może zrobić, że potupać nogami, może potupać nogami i mówić, że na przykład nie będzie rekomendować osób do rad nadzorczych telewizji dopóty, dopóki Robert Kwiatkowski nie odejdzie, może potupać nogami i powiedzieć, że pan Nauman powinien być zawieszony i nic z tego nie wynika właściwie? Wie pani, a jaka opozycja rządzi? Pani
żąda od opozycji, żeby ona rządziła, żeby decydowała. Opozycja nie od tego jest. Jest od tego żeby krytykować, pokazywać, co jest źle. Mówię o tym, że jest na tyle słaba, że nie potrafi się wziąć razem w Sejmie zebrać. Wie pani, jakby się nawet wzięła razem, to cóż z tego? Przecież SLD w istocie ma w dalszym ciągu przewagę. Jest 232 posłów, na których SLD może liczyć. To jest niewielka większość, ale większość. A poza tym opozycja jest dzisiaj rzeczywiście bardzo zróżnicowana. To się SLD udało. Udało się tą słynną akcją medialną - jak to socjologowie mówią, kontratakiem medialnym w 2001 roku, w czerwcu 2001 roku - doprowadzić do wielkiego osłabienia pozycji PiS, który mógł liczyć na znacznie więcej w wyborach niż dostał. I jednocześnie innymi działaniami, chociaż te dwie sprawy miały ze sobą niewątpliwie związek, bardzo umocniono pozycję Samoobrony, która przecież dzisiaj jest w istocie sojusznikiem SLD. Ta walka prowadzona na zewnątrz jest pozorem, tak naprawdę we wszystkich poważnych sprawach,
niebezpiecznych dla SLD, ono może liczyć na Samoobronę. A w przyszłości mogłoby się zawiązać koalicja: PiS, Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe? Niczego nie można wykluczać. I Liga Polskich Rodzin? Bardzo różne rzeczy się mogą tutaj zdarzyć. Wie pani, mówi pani o koalicji trudnej, ale zobaczymy, co będzie po wyborach. W tym parlamencie taka koalicja nie ma większości, więc nie ma też sensu jej zawiązywać. Panie prezesie, czy wypada, żeby szef klubu Prawa i Sprawiedliwości mówił takie rzeczy: „Jeden z moich znajomych - to jest o panu Łapińskim - miał kota, który ciągle robił na podłogę, brał go więc za kark i wkładał mu w pyszczek to, co ten zrobił; wygląda na to, że kierownictwo SLD zastosowało podobną metodę wobec Mariusza Łapińskiego”? Co można powiedzieć? To są takie rysy indywidualne zresztą znakomitego szefa naszego klubu, które istnieją w naszym życiu publicznym. W poprzednim Sejmie będąc posłem niezrzeszonym - a jak pani wie, to jest samo dno tej hierarchii poselskiej - został on uznany
za najlepszego posła kadencji. Rzeczywiście jednak ma obyczaj wyrażania się w sposób dosadny, aczkolwiek nie wulgarny. I pana, miłośnika kotów, nie obraża takie porównanie? Wie pani, ja bardzo lubię koty, ale wiem też, jakimi metodami koty bywają czasem doprowadzane do dyscypliny. Więc jeżeli to jest kochany kot domowy, z którym jednak czasem trzeba dać sobie radę, to różnie bywa. Ale nie jest pan tym znajomym Ludwika Dorna, o którym on mówi? Nie, nie jestem tym znajomym Ludwika Dorna, mój kot jest bardzo zdyscyplinowany pod każdym względem, także pod tym.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)