"Jarosław Kaczyński jeszcze nie wrócił z pogrzebu"
Dwa miesiące po tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego ukazała się książka „Lech Kaczyński. Portret” pod redakcją publicysty Michała Karnowskiego. To liczący ponad 400 stron zbiór kilkudziesięciu wypowiedzi osób, które wspominają zmarłego prezydenta. Już pojawiają się zarzuty, że publikacja jest elementem toczącej się kampanii Prawa i Sprawiedliwości. Michał Karnowski w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że spodziewał się ataków, ale że są one bezpodstawne.
14.06.2010 | aktual.: 04.01.2011 13:18
„Lech Kaczyński nie mieścił się w ramach tradycyjnej, racjonalnej polityki, stawiał on wyżej moralność, politykę prawdziwych wartości, jeżeli tak można powiedzieć, stawiał moral-politic nad real-politic” – ocenia zmarłego prezydenta w książce Karnowskiego Micheil Saakaszwili. O Lechu Kaczyńskim, obok gruzińskiego prezydenta, opowiadają współpracownicy, przyjaciele, znajomi, ale także historycy i publicyści. Wśród autorów publikacji znaleźli się m.in.: Zyta Gilowska, Danuta Holecka, prof. Zdzisław Krasnodębski, Marek Migalski, Eryk Mistewicz, Jan Pospieszalski, Jan Maria Rokita, Tomasz Sakiewicz, Piotr Semka, Bronisław Wildstein, Piotr Zaremba, Andrzej Zybertowicz, Jan Żaryn.
WP:
Joanna Stanisławska: Jaka idea przyświecała powstaniu tej książki?
Michał Karnowski:- Chcieliśmy opowiedzieć biografię Lecha Kaczyńskiego, ale w taki sposób, żeby była zbudowana z cegiełek, poszczególnych opowieści, relacji i wspomnień ludzi, którzy na kolejnych etapach życia Lecha Kaczyńskiego się z nim zetknęli. To historia opowiedziana z różnych perspektyw, zarówno przez przyjaciół Lecha Kaczyńskiego z liceum, ludzi, którzy zaczynali z nim działalność polityczną, pamiętają go jako ministra sprawiedliwości i prezydenta stolicy, wreszcie głowę państwa. To opowieść o Lechu Kaczyńskim bardziej prywatnym, polityku trochę niezrozumianym w czasie swoich rządów. Książka zawiera też teksty publicystyczne usiłujące podsumować tę prezydenturę, np. prof. Krasnodębskiego. Znalazło się w niej też specjalnie dla nas napisane wspomnienie o Lechu Kaczyńskim autorstwa prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwiliego.
WP:
A pan osobiście jak wspomina Lecha Kaczyńskiego?
- Jako dziennikarz nie raz darłem koty z Lechem Kaczyńskim. Często go krytykowałem na łamach różnych gazet, na wiele spraw miałem inne spojrzenie. Wydaje mi się jednak, że zbyt często prezydent był atakowany bez pardonu. Kryteria oceny nie były takie same wobec niego i innych osób publicznych, i to chyba go najbardziej bolało, to znaczy on się nie obrażał za krytykę, ale obrażał się za krytykę, która dotyczyła tylko jego. Miał takie poczucie, że gdyby na jego miejscu był ktoś inny, to wobec tamtej osoby stosowano by taryfę ulgową, byłaby łagodniej traktowana przez media. Nie byłem bywalcem Pałacu Prezydenckiego w sensie towarzyskim, poza takimi oficjalnymi okazjami, jak np. opłatek w szerszym gronie dziennikarskim.
WP: Ale jest pan też współautorem – razem z Piotrem Zarembą – wywiadu-rzeki z Jarosławem i Lechem Kaczyńskimi „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich”. Podczas pracy nad tą książką, miał pan okazję bliżej poznać obu braci.
- Bardzo dobrze wspominam ten okres. Na rozmowach z braćmi Kaczyńskimi spędziliśmy wówczas z Piotrem kilkaset godzin, bo nad książką pracowaliśmy dwa lata, to było gigantyczne dzieło, nie tylko w sensie objętości. Mogę potwierdzić powszechną obserwację, że Lech Kaczyński prywatnie miał zupełnie inny wizerunek, niż ten, jaki wykreowały media. Był człowiekiem, któremu oczywiście zdarzało się być niemiłym, szczególnie, jeśli ktoś zachowywał się niegrzecznie wobec kobiet, natomiast był doskonałym kompanem do intelektualnych rozmów o historii, czy rozważań o życiu publicznym. To było dla mnie jedno z najbardziej fascynujących zawodowych doświadczeń, wywiad-rzeka rzeczywiście daje możliwość poznania kogoś bardzo dobrze, wcześniej podobnie zbliżyliśmy się do posła Jana Rokity podczas pracy nad „Alfabetem Rokity”. Książka ukazuje się w drugą miesięcznicę tragedii i mamy nadzieję, że te wspomnienia pozwolą spojrzeć ludziom na Lecha Kaczyńskiego być może trochę inaczej, ale nie mamy intencji, żeby wywracać jego obraz.
WP: Jednocześnie książka wychodzi w trakcie kampanii wyborczej – do wyborów zostało raptem kilka dni. Czy bierze pan udział w walce wyborczej opowiadając się po jednej ze stron barykady?
- Odpowiem tak: Lech Kaczyński nie startuje, jest już w niebie. Książka powstała w czasie, kiedy Polacy zastanawiają się nad tym, kim tak naprawdę był dla nas Lech Kaczyński, czy go dobrze ocenialiśmy, co po sobie pozostawił. Mamy prawo do tego rodzaju debat i rozmów, a książka w żaden sposób nie jest związana z bieżącą polityką.
WP: Ale dzieło zmarłego prezydenta ma kontynuować jego brat. To on jest spadkobiercą jego myśli.
- To są argumenty nieprawdziwe. To tak jakby powiedzieć, że wspominając prof. Bronisława Geremka, popieramy Unię Wolności. Takie ataki są nie fair, są próbą odebrania prawa do pamięci o Lechu Kaczyńskim. Byłem tak wychowany, że człowiek, który zmarł zasługuje na dobre słowo i nie należy tego mieszać z bieżącą polityką. Rozpoczynając pracę nad książką nie wiedziałem, kiedy ruszy kampania, ani czy wystartuje w niej Jarosław Kaczyński. Tak mi się życie ułożyło, że z powodów zdrowotno-osobistych nie mogłem relacjonować na bieżąco katastrofy smoleńskiej. Uznałem, że być może to znak, że powinienem zrobić coś większego. Intencja była czysta, zależało nam na pracy dziennikarskiej, chcieliśmy złapać emocje, które ludzie odczuwali tuż po tragicznej śmierci prezydenta.
WP: Czy uważa pan, że Jarosław Kaczyński po 10 kwietnia jest innym człowiekiem? Czy przeszedł przemianę?
- Trudno mi oceniać, czy Jarosław Kaczyński przeszedł przemianę w sensie politycznym. Na pewno jak się traci kogoś tak bliskiego jak brat bliźniak – więź łączącą bliźniaków trudno porównywać z innymi relacjami - to zawsze przeżywa się przełom. Jarosław Kaczyński jeszcze z pogrzebu nie wrócił. Z takim bólem człowiek zmaga się przez wiele lat. Kampania wyborcza pozwala Jarosławowi Kaczyńskiemu zachować w miarę niezłą kondycję, bo ma mniej czasu na myślenie o stracie.
WP: Pan - również bliźniak - o tym jak silna jest więź łącząca dwóch braci, wie chyba najlepiej.
- Pamiętam, że kiedy pracowaliśmy nad „Alfabetem” bracia Kaczyńscy pytali mnie, ile razy dzwonię do brata bliźniaka, a kiedy odpowiedziałem, że 5-10 razy dziennie, to odetchnęli z ulgą, że nie są nienormalni, bo dzwonią do siebie równie często. Jak coś się bratu przykrego stanie, to często odczuwam to silniej, niż gdyby spotkało to mnie. Myślę, że sam Jarosław Kaczyński nie zna jeszcze odpowiedzi na pytanie o swoją przemianę. Wyciszenie, które obserwujemy jest na pewno spowodowane jego osobistą sytuacją, bo w czasie żałoby trudno sobie wyobrazić huczną kampanię, ale jest w tym też trochę kalkulacji politycznej. PiS doszedł do wniosku, że uliczka ostrego sporu z Platformą jest dla tej partii ślepa, że wówczas zyskuje i wygrywa Platforma. Bo sobie lepiej radzi w sytuacji otwartego konfliktu. Nie tylko Jarosław Kaczyński mówi: „jestem spokojny”, ale cała jego partia deklaruje: „nie wchodzimy w dyskusję, nawet jak nas obrażają, nie odpowiadamy”. To jest decyzja z jednej strony autentyczna i prawdziwa, z drugiej
trochę wykalkulowana, jak wszystko w polityce. Na pewno dzisiaj trudniej Jarosława Kaczyńskiego sprowokować. Pamiętajmy, że on już nie raz sobie postanawiał, że stanie się politykiem spokojnym, ale nie udawało mu się w tym postanowieniu wytrwać, nie pozwalał mu na to temperament. Teraz jednak jakoś wytrzymuje, nawet jak stoi naprzeciwko Palikota w Lublinie, nie pozwala sobie na mocniejsze słowa. Ma nad sobą kontrolę, wyciszył w sobie emocje, ale czy na zawsze, jak on się z tą tragedią upora, jaki będzie za rok, dwa lata, tego nikt nie wie. To nie jest pstryk, guzik, reset i jestem innym człowiekiem, to są bardzo skomplikowane procesy.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska