Jarosław Kaczyński jak czarna wołga
Czy grozi nam realny powrót IV RP? Mało prawdopodobne. Upiór konserwatywnego populizmu powróci - ale już nie na rządowe salony, lecz jako instrument w rękach PO. Nadzieja "prawej Polski i prawych Polaków", wierny wykonawca katyńskiego testamentu w najbliższych wyborach - i długo po nich - odegra rolę czarnej wołgi, względnie niemieckich rewizjonistów, którymi straszył Polaków Gomułka.
28.04.2010 | aktual.: 21.05.2010 11:44
To nie będzie spór Polski liberalnej z Polską solidarną. Podział z roku 2005 dotyczył - przynajmniej na poziomie haseł - źródeł spójności społecznej, poziomu redystrybucji bogactwa, zobowiązań silniejszych wobec słabszych, dopuszczalnego rozwarstwienia. Na ile faktycznie PiS okazał się "solidarny" to inna sprawa - poglądy minister Zyty Gilowskiej, obniżenie podatków i składki rentowej czy likwidacja podatku spadkowego mówią same za siebie. Jednak w publicznej debacie - obok mglistych wizji panującego "układu" - pojawiło się po raz pierwszy kilka realnych kwestii społecznych, w tym problem wykluczenia. Obecne wybory nie dają takiej nadziei.
Jarosław Kaczyński, pisząc w swej deklaracji o "wypełnieniu testamentu" po "patriotycznej elicie Polski", jaka zginęła pod Smoleńskiem raczej nie myśli o walce z nierównościami, jakim sprzyja polityka gospodarcza PO (byłby to, z poważnymi zastrzeżeniami, "testament" jego brata), o budowie profesjonalnego korpusu urzędniczego ("testament" Tomasza Merty), nie mówiąc o walce z dyskryminacją różnych grup ("testament" Izabeli Jarugi-Nowackiej). W tej kampanii, by przywołać klasyka, inni szatani będą czynni.
Kapitałem symbolicznym prawicy nie będzie głos wykluczonych z transformacji tylko martyrologiczna opowieść, rodem z filmu "Solidarni 2010" Jana Pospieszalskiego i Ewy Stankiewicz, wiersza Jarosława Marka Rymkiewicza czy pamfletów Roberta Mazurka i Zdzisława Krasnodębskiego. Ich upiorny pseudomesjanizm łączy kilka wątków: "układu" (liberalne media, odpowiedzialne symbolicznie za śmierć Lecha Kaczyńskiego), rosyjskiego spisku (zamach i zatarcie śladów przez "KGB"), wreszcie "zdrowej tkanki narodu", która pod Pałacem Prezydenckim "policzyła się", podniosła głowę przeciw elitom i podniesie ją na zawsze, gdy ich kandydat wygra wybory. Nawet NSZZ "Solidarność", jak 20 lat temu, mówi częściej o "prawych Polakach" niż prawach pracowniczych.
Dla PO taka retoryka jest szalenie wygodna. Wystarczy wyciszyć Niesiołowskiego i otrzymamy jej wizerunek jako rozsądnych pragmatyków naprzeciw martyrologicznej histerii PiS. PO nie musi nic zmieniać, nie musi się "otwierać" na żadne nowe postulaty - i tak wyjdzie na bardziej cywilizowaną, rozsądną i oświeconą. Wygra czy przegra wybory - Jarosław Kaczyński będzie stanowić dla PO świetne alibi. Jako "hamulec reform" (gdy wygra, co mało prawdopodobne) albo mroczne widmo czyhające za rogiem - gdy przegra niezbyt wielką ilością głosów.
Kluczowym problemem nadchodzącej kampanii będzie postawa lewicy (także partyjnej) i liberalnych intelektualistów. Niestety - większość podejmuje rękawicę rzuconą przez PiS i szykuje się do kolejnego "ostatniego boju" przeciw czarnej reakcji - Tomasz Nałęcz mówi o potwornej nawałnicy PiS-owskiej ofensywy, a Włodzimierz Cimoszewicz twierdzi, że Kaczyński byłby w stanie "podpalić Polskę". A zatem - pozostaje nam front ludowy wokół Komorowskiego, ostatniej rubieży przed naporem IV RP.
Polskim intelektualistom, którzy zwą się często inteligencją liberalną grozi, że na powrót wejdą w swe ulubione koleiny - narzucone właśnie przez Jarosława Kaczyńskiego. Konflikt oświecenia z ciemnogrodem, sił modernizacji z zaściankiem, Polski otwartej, jagiellońskiej z Polską "prawdziwych Polaków". Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy - liczy się tylko powstrzymanie PiS. Inaczej niż u Marksa i Hegla, historia może powtórzyć się dwa razy jako farsa - farsa pseudozaangażowania. Jak w roku 2007, gdy zamiast pomyśleć nad realną alternatywą dla konserwatywnego populizmu, zamiast przemyśleć przyczyny sukcesów Kaczyńskich, zamiast dostrzec społeczne źródła podatności wyborców na histeryczny nacjonalizm i masochistyczną martyrologię - liberalna inteligencja patetycznie mobilizowała "rozsądny" elektorat do głosowania na PO. Dziś pewnie uczyni to samo - a po zwycięstwie Komorowskiego przypominać wciąż będzie, że Platforma to (prawie) samo dobro, bo zza rogu już wyglądają Kaczyński z Rydzykiem.
Bardziej niż powrót IV RP zagraża Polsce błędne koło - konflikt wolnorynkowego spektaklu a' la Palikot z wawelsko-smoleńską polityką śmierci. Nie ma tu miejsca na realną debatę o naszym miejscu w Europie, o stosunkach z Rosją, o państwie opiekuńczym, prawach kobiet, o innej, niż konserwatywna, modernizacji. Jeśli Platformę jawnie wesprą dziś środowiska, które uważają się za "zaangażowane" - dawni dysydenci, intelektualiści, autorytety - z kołowrotu PO-PiS nie wyjdziemy przez lata a widmo kaczyzmu nie przestanie krążyć. Starsi bracia w inteligenckiej wierze, apeluję, nie idźcie tą drogą!
Michał Sutowski (Krytyka Polityczna) dla Wirtualnej Polski