Jarosław Kaczyński: dla LPR i Samoobrony pakt jest opłacalny
"Rzeczpospolita" opublikowała rozmowę Piotra Śmiłowicza z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyński. Prezes PiS wyjaśnił m.in. dlaczego doszło do podpisania paktu stabilizacyjnego.
04.02.2006 | aktual.: 04.02.2006 01:56
"Rzeczpospolita":Dlaczego pakt jest lepszy niż przedterminowe wybory?
Jarosław Kaczyński: - Część społeczeństwa jest niechętna wyborom, ich przeciwnicy są także w środowiskach, które nam sprzyjają. Poza tym, biorąc pod uwagę ostatnie wypowiedzi Donalda Tuska można było się spodziewać przy okazji wyborów gigantycznej awantury politycznej. Oczywiście, gdyby PO ją zrobiła, my byśmy wybory wygrali. Ale jest opinia międzynarodowa, której się wmawia, że w Polsce jest jakiś kryzys. Awantura mogłaby nam poważnie zaszkodzić.
Potraktowaliśmy wypowiedź Tuska, w której zapowiadał obywatelskie nieposłuszeństwo, nie tylko jako wynik złego stanu nerwów, ale także jako jego polityczne przemyślenia. To sygnał, że ta część PO, która była przeciwna koalicji z PiS nawet jako partnerem mniejszościowym, wzięła górę i jest przygotowywany grunt pod sojusz z SLD. Musielibyśmy więc wygrać nie tylko z PO, ale także z sojuszem PO-SLD.
Uważa pan, ze po wyborach PO zawarłaby koalicje z SLD?
- Jestem tego pewien. Istniało poważne ryzyko, że po wyborach powstanie koalicja oznaczająca petryfikację patologicznego systemu, który jest w Polsce. A poza tym, że zostaną podjęte działania, żeby ten układ już nigdy nie został zagrożony. Dlatego uznaliśmy, że lepsze dla Polski jest rozwiązanie, które zostało przyjęte.
Czy nie obawia się pan nielojalności Andrzeja Leppera i Romana Giertycha? Że wycofają się z paktu, gdy tylko minie groźba wyborów?
- Z pewnego punktu widzenia zawarcie paktu jest dla nich opłacalne. Oni szukają pewnej legalizacji w życiu politycznym. Nie tylko formalnej, ale także politycznej. Trwanie przy tym porozumieniu przez rok może ich pozycję znacząco poprawić. Nie odpowiem jednak na pytanie, co będzie, jak wypowiedzą pakt. Mogę tylko powtórzyć, że wyjście wyborcze byłoby skrajnie ryzykowne.
Nie uważa pan jednak, że parafowanie paktu tylko przed kamerami "Trwam" i mikrofonami "Radia Maryja" było niefortunne?
- W najśmielszych oczekiwaniach nie spodziewałem się takich konsekwencji tego zdarzenia. Przecież TV "Trwam" i "Radio Maryja" nie są konkurencją dla pozostałych mediów. Przyznam, że nie doceniłem wrażliwości dziennikarzy, choć ich reakcja była niedobra. Musi pan wiedzieć, że nie ma parlamentu, w którym dziennikarze mogą tyle, co w Polsce.
Jest pan zwolennikiem ograniczenia kontaktów dziennikarzy z politykami w Sejmie?
- Nie wiem, choć przyznam, że to, co zdarzyło się w czwartek, przekroczyło pewne granice. (PAP)