PolskaJarosław Gowin ws. działalności Marcina P.: dwa ostatnie wyroki są zastanawiające

Jarosław Gowin ws. działalności Marcina P.: dwa ostatnie wyroki są zastanawiające

– Trzeba wyjaśnić, czy Marcin P. miał szczęście, czy wykorzystywał luki w przepisach, czy też ktoś mu pomagał – ktoś z pracowników wymiaru sprawiedliwości. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego wyroki zapadały w zawieszeniu i dlaczego prokuratura tak działała – mówi minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.

Jarosław Gowin ws. działalności Marcina P.: dwa ostatnie wyroki są zastanawiające
Źródło zdjęć: © Damian Burzykowski / newspix.pl

24.08.2012 | aktual.: 24.08.2012 10:00

Z Jarosławem Gowinem rozmawia Magdalena Rubaj:

Jak to się stało, że Marcin P. przez tyle lat mógł spokojnie działać? Że mimo wyroków i prokuratorskich postępowań tak wiele instytucji i tak wiele osób pozwoliło na to, że nabijał w butelkę tysiące ludzi?

– Jestem tym zbulwersowany tak jak miliony Polaków. Szukamy właśnie odpowiedzi na to pytanie. Czy stało się tak dlatego, że miał szczęście, czy wykorzystywał luki w przepisach, czy też ktoś mu pomagał – ktoś z pracowników wymiaru sprawiedliwości. Na razie jeszcze za wcześnie na definitywną odpowiedź na to pytanie. Mogę powiedzieć na razie tyle, że o ile pierwsza grupa wyroków pana P., nie mogę tutaj mówić o szczegółach, bo uległy one zatarciu, wyroków w zawieszeniu – nie budzi moich wątpliwości, o tyle dwa ostatnie wyroki wydane przez sędziów, którzy powinni wiedzieć, że przestępstwa zostały dokonane w okresie próby i że ma on już wyroki za podobne przestępstwa, są zastanawiające. Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego te dwa ostatnie wyroki wydane zostały w zawieszeniu i dlaczego prokuratura nie składała od nich apelacji, te okoliczności są badane.

W historii wyroków pana P. były przypadki dobrowolnego poddawania się karze. Ale to nie jest tak, że takie dobrowolne poddanie się karze w zawieszeniu to tylko decyzja sądu! Tutaj przecież działa także prokurator, który o to wnioskuje, albo się na taki układ zgadza. Sądy orzekają tak, jak orzekają, ale to się nie dzieje bez udziału prokuratora. Jak do tego doszło?

– Niestety, nie mam wglądu w materiały prokuratury, a w tej sprawie są poważne pytania o działania prokuratorów. Pierwsze dotyczy tego, dlaczego w przypadku dwóch ostatnich wyroków prokuratura godziła się na kary w zawieszeniu. Drugie, to pytanie o działania pani prokurator, która po zawiadomieniu Komisji Nadzoru Finansowego odmówiła wszczęcia śledztwa i dopiero gdy została do tego zmuszona przez sąd zaczęła prowadzić to postępowanie de facto nie wykonując żadnych czynności. Można powiedzieć, że schowała papiery do szuflady.

Jak to schowała papiery? Nic nie zrobiła, nikogo nie przesłuchała, nie zbadała żadnych dokumentów? W ogóle nic?!

– Niestety, aż tak szczegółowych informacji w tej sprawie nie posiadam, gdyż nie mam dostępu do materiałów prokuratury. Dlatego czekam z niecierpliwością na informacje od prokuratora generalnego.

Nie spotkał się pan z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem w tej sprawie? Nie przedstawił panu informacji? Nie rozmawiał z panem?

– Natychmiast po wybuchu całej sprawy skontaktowałem się z prokuraturą generalną, ale niestety prokurator Seremet jest na urlopie.

Nie uznał za stosowne w przypadku tak wielkiej afery bulwersującej opinię publiczną, w której poszkodowanych jest tak wiele osób skrócić urlopu i jednak zając się wyjaśnieniem sprawy?

– Nie.

Dlaczego?

– To pytanie do niego.

Nie tylko dawne, ale i ostatnie działania prokuratury w sprawie Marcina P. są tajemnicze. Owszem, postawiono mu 6 zarzutów, ale wśród nich nie ma zarzutu oszustwa. W opinii wielu prawników taki właśnie zarzut pan P. powinien usłyszeć i na tej podstawie po wniosku prokuratora trafić do aresztu. Ta decyzja śledczych jest niezrozumiała.

– Też jestem taką decyzją zaskoczony. Moje zdziwienie budzi także fakt, że prokuratura nie złożyła wniosku o areszt. Myślę, ze prokuratura generalna powinna analizować także ostatnie działania prokuratorów. Niestety, wciąż nie wiemy, czy takie, a nie inne decyzje śledczych z Gdańska budzą jakieś zastrzeżenia prokuratury generalnej.

Nie jest pan tak po ludzku wkurzony na prokuraturę?

– Jestem.

Drugą grupą, która, jak się wydaje, ponosi odpowiedzialność w całej tej sprawie, są pracownicy wymiaru sprawiedliwości: sędziowie i kurator. Decyzja kuratora jest tutaj kluczowa: gdyby on zadziałał, jak powinien, pan P. przestałby działać.

– Tak. Prawdopodobnie doszłoby do odwieszenia kary i trafiłby do więzienia. W ocenie ministerstwa kurator wprowadził sąd w błąd, dlatego niezwłocznie po zapoznaniu się ze sprawą, jeszcze na wstępnym etapie, poprosiliśmy o wszczęcie postępowania. Najdalej za dwa tygodnie będę dysponował szczegółową analizą, ponadto zawiadomiliśmy prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez tego kuratora. Także Prezes Sądu Okręgowe w Gdańsku wystąpił już z wnioskiem o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego i dwóch kuratorów sprawujących nadzór nad Marcinem P.

Jak ci kuratorzy się tłumaczą?

– Nikt z ministerstwa z nimi nie rozmawiał, bo postępowania dyscyplinarne nie podlegają resortowi, ale prezesom sądów. Wiem, że byli to doświadczeni kuratorzy. Po nowelizacji ustawy postępowania dyscyplinarne wobec sędziów zostały powierzone samemu środowisku. Myślę, że sprawa Marcina P. to pierwsza tak poważna sprawa, która będzie dla środowiska testem, czy będzie ono potrafiło korzystać z nowego uprawnienia i rozliczać się, a nie zamiatać sprawy pod dywan.

Z kwestią odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, czy prokuratorów nie jest w Polsce najlepiej. Sądzenie przez członków własnej korporacji zwykle kończy się niczym. Przecież nawet sędziowie jeżdżący po pijanemu mogą liczyć na obronę kolegów w togach.

– Od kiedy zostałem ministrem rozpoczęliśmy prace nad wzmocnieniem roli państwa w sprawach dyscyplinarnych. To nie jest sprawa łatwa, dotyczy także innych korporacji prawniczych, prokuratorów, adwokatów, radców prawnych. Muszę powiedzieć, że w sprawie Marcina P. sąd w Gdańsku, jeśli chodzi o wyjaśnienie roli sędziów i ich ewentualną odpowiedzialność, podjął bardzo energiczne kroki, ministerstwo na bieżąco monitoruje tę sprawę. Spodziewam się, że postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego nie będzie jedynym. Analizowane są także poczynania wszystkich kuratorów w tej sprawie.

Żeby nie skończyło się niczym... Czy będzie Pan osobiście pilnował rozstrzygnięć w tej całej aferze?

– Jestem zdeterminowany, by tę sprawę doprowadzić do końca. Po pierwsze, by winni zaniedbań ponieśli konsekwencje, po drugie, by sprawa Marcina P. została osądzona i zapadł w niej sprawiedliwy wyrok, po trzecie, by poszkodowani ludzie otrzymali zadośćuczynienie.

Jaki wyrok w sprawie Marcina P. uznałby pan za sprawiedliwy?

– Jestem w trudnym położeniu, bo jako ministrowi sprawiedliwości nie wypada mi mówić o wyroku, jakiego oczekuję, bo mogłoby to zostać uznane za próbę ingerencji w niezawisłość sędziów. Powiem tak: nie wyobrażam sobie, by był to wyrok w zawieszeniu, byłaby to kompromitacja wymiaru sprawiedliwości. Natomiast sprawa zadośćuczynienia poszkodowanym będzie kwestią trudną, bo mamy tutaj do czynienia z przestępstwem wyrafinowanym. Ale myślę, że uda się choć w części odzyskać utracone przez ludzi pieniądze.

Co trzeba zrobić, by pomóc oszukanym?

– Muszą to zrobić prokuratura i sąd. Zabezpieczyć majątek Amber Gold, przeprowadzić postępowanie upadłościowe, ale także zabezpieczyć majątek osobisty pana P., by chronić interesy osób pokrzywdzonych i wykryć, gdzie pan P. zdążył ukryć pieniądze.

A zdążył? Ma pan takie informacje?

– Nie, ale podejrzewam, że tak właśnie mogło być.

Patrząc na tę sprawę, trudno nie zgodzić się z opiniami, że albo za panem P. stoi jakiś układ, albo miał bardzo możnych protektorów.

– Tak. Musimy wyjaśnić, czy wszelkie zaniedbania w tej sprawie wynikały z rutyny, niedopatrzeń, czy też działano tutaj ze złą wolą. Po drugie trzeba ustalić, czy to pan P. sam wpadł na pomysł takiej działalności. Nie wykluczam, że miał wspólników w świecie przestępczym albo był „słupem”.

Nie ma pan wpływu na wyroki sądów, nie ma pan też wpływu na prokuraturę. Nie czuje się pan z tym źle jako minister sprawiedliwości?

– Źle się z tym czuję. Rozdział urzędu ministra sprawiedliwości od urzędu prokuratora generalnego co do zasady był słuszny, ale pracujemy nad poddaniem prokuratury większej kontroli parlamentu oraz zwiększeniem uprawnień rządu w sprawie kształtowania polityki karnej państwa.

Kto ma wyjaśnić tę całą aferę Amber Gold? Platforma jest przeciwko komisji śledczej.

– Platforma jest przeciwna. Ja też. I mam moralne prawo do tego, bo byłem także przeciwko komisji śledczej w sprawie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, a także krytykowałem komisję w sprawie afery hazardowej. Komisja śledcza niczego nie wyjaśni. Wyjaśnić to musi rząd: minister finansów, minister gospodarki i minister sprawiedliwości. Do tego niezbędne są też wyjaśnienia ze strony prezesów sądów i prokuratora generalnego.

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Jesteś ofiarą Amber Gold? Zobacz, co robić

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1366)