Janusz Onyszkiewicz: przyjaźń z USA jak dobra herbata
Język, którym mówił minister Cimoszewicz nie jest językiem partnerskich stosunków. Nawet tak wielki przyjaciel prezydenta Busha, taki sojusznik jak Wielka Brytania z tak daleko idącymi deklaracjami jeszcze nie pospieszył. Ja sądzę, ze nie muszę tu składać deklaracji jak ważna jest współpraca ze Stanami Zjednoczonymi i jak dobra powinna być to przyjaźń. Ale myślę, że ta przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi powinna być jak dobra herbata to znaczy mocna, gorąca, ale nie przesłodzona - powiedział były minister obrony Janusz Onyszkiewicz w Salonie Politycznym Trójki.
22.01.2003 | aktual.: 22.01.2003 11:43
Jolanta Pieńkowska: Jak odebrał Pan wczorajszą wypowiedź ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza, że w sytuacji nadzwyczajnej Polska jest gotowa poprzeć Stany Zjednoczone w akcji przeciwko Irakowi, nawet bez zgody ONZ.
Janusz Onyszkiewicz: Muszę przyznać, że przyjąłem to bez zaskoczenia. Ale z pewnym zakłopotaniem.
Jolanta Pieńkowska: Bo...
Janusz Onyszkiewicz: Dlaczego bez zaskoczenia, dlatego, że już jakiś czas temu Pan Prezydent w jednym z wywiadów stwierdził, że ma nieograniczone zaufanie do Pana Prezydenta Busha i to stwierdzenie ministra Cimoszeiwcza się w to niejako wpisuje.
Jolanta Pieńkowska: Ale nigdy nie mówiliśmy o tym bez zgody ONZ.
Janusz Onyszkiewicz: Jeśli mówiliśmy o nieograniczonym zaufaniu to to prawie to znaczy. Ale moje zakłopotanie bierze się stąd, że ten język o którym tutaj mówiłem dla mnie to jednak nie jest język, który byłby językiem partnerskich stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, partnerskie stosunku oznaczają jednak pewną symetrię.
Jolanta Pieńkowska: Dla Pana ten język jest daleko idącym podporządkowaniem?
Janusz Onyszkiewicz: Ja bym powiedział tak, że po pierwsze nikt nawet tak wielki przyjaciel Prezydenta Busha, taki sojusznik jak Wielka Brytania z tak daleko idącymi deklaracjami jeszcze nie pospieszył. Ja sądzę, ze nie musza tu składać deklaracji jak ważną jest współpraca ze Stanami Zjednoczonymi i jak dobra powinna być to przyjaźń. Ale myślę, ze ta przyjaźń ze Stanami Zjednoczonymi powinna być jak dobra herbata to znaczy mocna, gorąca, ale nie przesłodzona.
Jolanta Pieńkowska: A jeśli nie będzie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, to czy Polska może sobie pozwolić na takie bezwarunkowe poparcie, czy nas to nic nie będzie kosztowało?
Janusz Onyszkiewicz: Myślę, że to może nas kosztować pewne zadrażnienia w naszych relacjach z naszymi partnerami z Unii Europejskiej, ale ja sądzę, że jeśli Stany Zjednoczone się zdecydują na tego rodzaju działania to w imię ratowania niejako jedności zachodu i nieposzerzania Atlantyku, mówiąc nieco przenośnie, to zachód nie wystąpi przeciwko Stanom Zjednoczonym i jakoś tą działalność zaaprobuje.
Jolanta Pieńkowska: Ale Francuzi i Niemcy mówią, że nie chcą wojny z Irakiem, Rosja ma też swój głos w Radzie Bezpieczeństwa i trudno przewidzieć jak się zachowa, więc trudno też powiedzieć, że sojusznicy amerykańscy powiedzą jednoznacznie "tak".
Janusz Onyszkiewicz: To jest jeszcze kwestia jak się zachowają w Radzie Bezpieczeństwa, kanclerz Schroder ostatnio dał do zrozumienia, że Niemcy mogą się na przykład wstrzymać od głosu, tym samym nie zagłosują przeciwko, oczywiście głos Francji jest o tyle istotniejszy, że Francja może zablokować tego rodzaju decyzję, ale też mi się nie wydaje, żeby się zdecydowała na tego rodzaju krok. Wydaje mi się jednak, że jeśli Stany Zjednoczone zorientują się, że w Radzie Bezpieczeństwa mogą mieć poważne kłopoty przed przyjęciem jakiejś nawet kompromisowej rezolucji, to po prostu nie będą w ogóle forsować przyjęcia tej rezolucji i tego rodzaju opinie słychać tez ze strony francuskiej, gdzie się mówi, że druga rezolucja może nie być potrzebna.(PolskieRadio/iza)